Wiek: 35 Dołączyła: 24 Sie 2016 Posty: 30 Skąd: Gliwice
Wysłany: 2017-06-05, 20:51
Hej wszystkim! przejrzałam wątek dość pobieżnie (nie sposób przeczytać go całego na raz), więc wybaczcie, jeśli niezamierzenie powtórzę problem.
Otóż mój kot od jakiś 3-4 tygodni, od kiedy wylizał się po operacji ucha (miał wycinaną zmianę z ucha środkowego), zaczął przeraźliwie miauczeć pod drzwiami i oknami. Fakt miauczenia łączę nie tylko z tym, że lepiej się czuje, nie ma wydzieliny w uchu, które do czasu operacji musiało go bardzo boleć i swędzieć, ale też z tym, że najzwyczajniej w świecie chce iść NA DWÓR! Bo ciepło, bo wiosna, kwiatki rosną a ptaszki ćwierkają. Miauczenie jest bardzo intensywne i rozpaczliwe, potrafi tak naprawdę długo. Drapie łapkami, próbuje zrobić podkop. Serce mi pęka, jak to widzę.
Kot w maju skończył rok. Pierwsze 3 miesiące życia spędził na dworze przy matce (która jest mieszkanką działki znajomych). Wzięłam go mając nadzieję, że przyzwyczai się do życia w mieszkaniu... ale wygląda na to, że bardzo cierpi z powodu braku wychodzenia.
Mieszkam w bloku na parterze. W sobotę, kiedy myłam okna dwa razy mi wyskoczył (nic sobie nie zrobił, bo nie jest wysoko i wyskoczył wprost na trawkę zanim zdążyłam zauważyć (wiem, że niektórzy uznają to za nieodpowiedzialne, ale nie chciałam go zamykać w pokoju na godzinę, bo chyba zamiauczałby się na śmierć). Jak wyszłam po niego, to był już pod drzwiami klatki, ale wcale nie uśmiechało mu się, że próbuję go złapać i zatargać do domu.
Niespecjalnie jestem przekonana do wychodzenia z Karolem na smyczy (podobnie jak @dagnes pisała w pierwszych postach). Moja dzielnica jest bardzo spacerowa, kręci się tu mnóstwo ludzi z psami, a mój Karol to "Chojrak Tchórzliwy Kot" i jak tylko słyszy dźwięk kroków innych ludzi na klatce to od razu wraca do domu. Wolałabym go nie narażać na taki stres. O wypuszczaniu w samopas też nie ma mowy, boję się o niego, nie chcę, żeby inne koty go zaatakowały. Z resztą nie wiem czy sobie poradziłby w walkach kotów jako kastrat.
Inna sprawa jest taka, że trzymanie dachowca tylko w domu wydaje mi się wbrew jego naturze (w przypadku rasowych, z dziada pradziada urodzonych i wychowanych w domu może jest inaczej, nie wiem). Rozumiem argumenty "kot domowy dłużej żyje", ale z drugiej strony czy ktokolwiek z nas chciałby żyć 150 lat, być karmionym najlepszym jedzeniem, ale nie mieć możliwości wychodzenia z czterech ścian i poznawania świata? Dzięki Karolowi takie mam filozoficzne rozkminy ostatnio :)
Przechodząc do sedna. Mamy coś takiego jak "wewnętrzne podwórko" z trzech stron otoczone kamienicami, z jednej siatką. Jest bardzo spokojne, czasem ktoś idzie wywiesić tam pranie, ale generalnie nie ma tam nikogo. Niestety okna mojego mieszkania nie wychodzą na tę stronę. I tu pytanie do Was, kończące mój przydługi wywód: czy jest sens wychodzić tam z kotem na godzinę dziennie? Czy nie będzie dla niego traumą powrót do domu? Czy w ogóle będzie chciał wrócić? Czy jak już wróci, to nie będzie jeszcze bardziej zrozpaczony, że znów go zamykam?
Czy ktoś ma podobną sytuację i korzysta z takiego rozwiązania?
_________________ Nie wiadomo dlaczego wszyscy mówią do kotów \"ty\" choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
Barfuje od: 12.2014
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Wiek: 37 Dołączyła: 11 Gru 2014 Posty: 203
Wysłany: 2017-06-06, 08:14
rozumiem, że balkonu nie masz. a siatki w oknach? w sensie - czy Karol ma szasnę sobie poobserwować świat z bezpiecznego parapetu, ale bez szkła? :) moje wychodzą na balkon co prawda, ale wystarczy im że sobie siedzą na leżaczku, podnoszą pyszczek do góry i łapią zapachy. więc może już sam fakt, że otworzysz mu okno pomoże?
co do wychodzenia na godzinę ja się nie wypowiem, jedyne co musisz zawsze mieć z tyłu głowy to konsekwencja. jak zaczniesz wychodzisz, to już będziesz musiała to robić.
temat nie jest aż taki długi
Mam podobnie z podwórkiem. Wychodzę z nimi na ok godzinę i je pilnuję, nie wytrzymują dłużej, czasem nudzą się szybciej, robią się marudne jak małe dzieci i wiem, że czas wracać (czasem zwyczajnie podłażą pod drzwi klatki schodowej i miauczą, że chcą do domu).
Nigdy nie miały potrzeby wychodzenia jak Twój kot, nauczyłam je tego, bo miałam poczucie, że ich życie będzie ciekawsze. Teraz jest tak, że dwa koty wychodzenie tolerują jak coś, co mi sprawia przyjemność, dwóm jest to obojętne, a dwa lubią bardzo. Ta ostatnia dwójka rozpoznaje, kiedy szykuję się do wyjścia z nimi, wtedy też się kręcą pod drzwiami i miauczą, że chcą ze mną. Zwykle, drzwi czy moje wychodzenie z domu nie wzbudza w nich emocji.
Na co dzień mają balkon i choć wyjrzą co tam słychać, wolą siedzieć w pokoju. Tak naprawdę to lubią po prostu "zaciszne, ciepłe, miękkie". Tyle, że moje rasowe więc może Ci nie pomogłam
Barfuje od: 08.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 22 razy Dołączyła: 07 Sie 2012 Posty: 5339
Wysłany: 2017-06-06, 17:09
sheridens7
sheridens7 napisał/a:
...ale mam wyrzuty sumienia, że męczę kota :(
Nie powinnaś tak myśleć, wychodzenie z kotem na spacer ma swoje zarówno dobre jak i złe strony. I nie ma reguły jedne koty chodzą chętnie, inne nie wyjdą za drzwi. Ja mam dwa dachowce, które kiedyś latały luzem po łąkach, w momencie jak ich stan zdrowia się pogorszył, a moja świadomość poszerzyła, zamknęłam wszystkie w domu. Wysterylizowałam, wyleczyłam i z tego co widzę tylko kilka dni upominały się o wyjście a potem im przeszło. Stan na dziś: mogą siedzieć całymi dniami na parapecie (okna z siatką) ale same na pole się nie biorą.
Natomiast Norwegi bardzo chętnie wychodzą na smyczach na spacer pod wieczór na 15 min.
I też nie ma reguły jak mam ochotę z nimi wyjść to się cieszą a jak nie mam to nic złego się nie dzieje, nie upominają się, nie szaleją że muszą.
Ostatnio wszędzie plaga insektów i chorób i mocno się trzeba zastanowić z wyjściem tam gdzie inne zwierzęta spacerują czy nasze nie złapią od nich czegoś.
Wiek: 35 Dołączyła: 24 Sie 2016 Posty: 30 Skąd: Gliwice
Wysłany: 2017-06-06, 17:51
shana55, największym problemem jest to, że mój się upomina pod drzwiami - głośno, rozpaczliwie miauczy, wczoraj miałam wrażenie, że już ma chrypę :( stąd zastanawiam się, czy go nie męczę zamykając w domu. To młody kot, nigdy nie spotkało go nic złego na dworze, więc po prostu tam go ciągnie. I ciężko mu się dziwić. Spróbuję z siatką na oknie, zawsze to coś. A wychodzenie z nim na wewnętrzne podwórko bez smyczy jeszcze rozważę...
_________________ Nie wiadomo dlaczego wszyscy mówią do kotów \"ty\" choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
- Michaił Bułhakow
Meri
Barfuje od: 12.08.2012
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 07 Lip 2012 Posty: 863 Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 2017-06-06, 19:59
Ja uważam, że żaden zwierzak nie powinien być zamykany w czterech ścianach, moja fretka chodzi na regularne spacery nawet Mój Haru to 7-letni kot rasy maine coon, wychodzi na spacery od samego począteczku. Zwykle jest to godzina dziennie, nie mieszkam w mieście, więc nie jest on narażony na stres związany z psami czy ludźmi. Jednak kolejnego kota zamierzam nieco bardziej socjalizować i brać do miasta, chociaż wiadomo, że spacery przy psach w rachubę nie wchodzą. Mój rudzielec na początku też miauczał pod drzwiami i próbował wymusić wyjście, ale nauczył się, że to ja ustalam pory i dni. Poza tym ma osiatkowany balkon, ale wiem, ze nic nie sprawia mu takiej przyjemności jak możliwość wyjścia na świeże powietrze, polowania na muchy/motyle/myszy na polanach, wicinanie trawy, obserwacja. Nie odbierajmy tego kotom
_________________
Pieszczoch
Barfuje od: Od teraz
Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 20 razy Dołączyła: 22 Gru 2016 Posty: 662 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2017-06-07, 05:58
Mój Lisek też drzwi,okna by powybijał tak bardzo chciał na dwór.Poziomka wychodziła,a on tylko przez szybę,serce pękało.Dzisiaj nie mam już Poziomci-uderzył w nią samochód,umarła łapkami ściskając moją szyję.Lisuś od 1,5 roku walczy z białaczką-w walce z obcym,chorym kocurem.Walczymy o każdy dzień.Gdybym mogła cofnąć czas.Dlatego sheridens7 przemyśl to proszę,aby wasze dwórkowe przygody zawsze kończyły się szczęśliwie.Pozdrawiam futerka.
Pieszczoch, Sheridens pisała o zamkniętym podwórku i wspólnym wychodzeniu z kotem.
Basiek
Barfuje od: 2014
Udział BARFa: 50-75% Pomogła: 4 razy Wiek: 59 Dołączyła: 14 Cze 2016 Posty: 421 Skąd: Konin
Wysłany: 2017-06-07, 20:11
Sheridens moje koty, które nigdy nie wychodziły na podwórko też czasem miauczą pod drzwiami. Okazało się, że chcą spacerować po korytarzu. Wypuszczam je gdy bardzo marudzą, ale pilnuję łobuziaki aby nie zeszły piętro niżej. Po obwąchaniu wszystkich kątów wracają do domu. Ale ja mam duży balkon, na który wychodzą przez cały rok. Jeden raz pojechałam z nimi na działkę i wypuściłam z kontenera na smyczy. Julian był kosmicznie zestresowany , po godzinie byliśmy w domu. Spróbuj wyjść z koteczkiem najpierw na smyczy, może polubi takie spacery.
scarletmara, strasznie Ci pozazdrościłam tych spacerków z kotami ja tez wychodzę z moimi na ogródek i sąsiednią działkę ( bez szelek- kiedyś , jak Nikita była malutka to miała obrożke, nawet ją do szelek przyzwyczaiłam, ale na smyczy to juz za cholerę nie chciała chodzić. Teraz ani Nikita ani Ballantine's nie noszą obroży, są zaczipowane). Niestety na tej działce po ponad dwóch latach zaczyna sie ktoś budować, wiec za kilka miesięcy nie będę miała dostępu do tego extra skrawka zieleni. One uwielbiają ze mną wychodzić, nauczyły sie komendy " idziemy na spacerek" i czekają na mnie pod drzwiami, jak takie dwa psiaki. Ja przez płoty do innych ludzi nie przechodzę, ale futra i owszem. Ballantine's trzyma sie blisko, przychodzi na zawołanie. Nikita też raczej się ode mnie nie oddala, ale jak coś ją zaniepokoi, to wraca do domu ( nawet jak ją wołam) - taka troszkę się zrobiła strachliwa ( po zalaniu domu pewnej nocy i spadających na podłogę szafkach kuchennych oraz po atakach ((wtedy jeszcze)) niekastrowanego kocura sąsiadów).
Mieszkam w niewielkim miasteczku, otoczonym lasami. Chciałbym zabrać te moje sierściuchy, żeby sobie pozwiedzały okolice
Pisałaś, że jedna kotka miała większe ciągotki do zwiedzania i bardziej sie wyrywała na dwór ( tak jak Ballantine's ) i to ją brałaś na początku na te piknikowe wypady. Mam w takim razie kilka pytań:
Jak to wyglądało ? Jak przyzwyczajalaś ją do samochodu? Nie bała się? Dobrze znosiła zamknięcie w transporterze kilka/ kilkanaście minut jazdy samochodem? Jak długo ten proces trwał? Po ilu wypadach zdecydowałaś, ze druga kotka tez już może spróbować ?
Nikita w transporterze czasami sypia, Ballantine's go nie lubi - załadowanie jej na wizytę u weta to straszny stres, po 2-ch minutach zaczyna płakać ( a po ostatniej wizycie aż zwymiotowała )
Do samochodu z własnej woli czasami skakują , jak wypakowujemy zakupy. Ale dłużej niż kilka minut w nim nie siedzą.
taki post o kleszczach się pojawił w internecie (stadko wyjęte właśnie co z psa) https://www.facebook.com/...796136293929625 w komentarzach jest, że "jak temperatura spada poniżej 4°C, kleszcze zapadają w letarg - chowają się w ściółce i przesypiają niekorzystne warunki" czyli niemożliwe by przy -14 złapać je na spacerze, ale np w Warszawie to było tylko półtora tygodnia przez całą zimę, gdy temperatura w ciągu dnia spadła poniżej zera (pomijając pojedyncze dni przeplatane temperaturami na plusie), zieleń rośnie nad rurami, garażami i ciepłowniami podziemnymi (u mnie tak jest), osłonięta budynkami, więc chyba możliwa jest ta sytuacja?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum