BARFny Świat Strona GłównaBARFny Świat Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Kontakt  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Kolejny kot w domu - blaski i cienie dokocenia
Autor Wiadomość
Laidee 

Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 09 Paź 2014
Posty: 180
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-11-06, 17:33   

małga czasem chciałabym wiedzieć, co siedzi w kociej głowie. Ale jak patrzę na swoje "pomioty szatana" to dochodzę do wniosku, że może i lepiej, że tak niewiele o nich wiem. Bałabym się znać prawdę :-P
 
 
apple 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 24 Lip 2013
Posty: 433
Skąd: warszawa
Wysłany: 2015-11-06, 20:49   

Tufitka,

Dzięki za zajęcie głosu w dyskusji, z ciekawością czytam wszystko, szukam wszędzie wskazówek.

Laidee,

Z zainteresowaniem przeczytałam Twój wpis, wcale nie nudny, wręcz przeciwnie.
Czytałam powoli i ze zrozumieniem analizując czy Twoje spostrzeżenia mają odniesienie do mojej sytuacji.

Zgadzam się z tym, co piszesz nt kotek i kocurów, ich mentalności i sposobów na życie.

Z niektórymi Twoimi spostrzeżeniami się nie zgadzam :kwiatek:

Laidee napisał/a:
Moim zdaniem kompletnie nie można porównywać sytuacji, w których koty starsze dokaca się maluchami albo dokaca się kocura kocurem z sytuacją, w której dokaca się kocura kotką.
Kiedy kastruje się kocura, zwłaszcza w młodym wieku, kiedy nie wbił sobie on jeszcze trwale do głowy obronnych schematów zachowań, kocur traci w znacznym stopniu potrzebę walki o terytorium z innymi kocurami.


Pisząc o sytuacji z maluchem nie miałam na myśli dokocenia.
Tak samo nie twierdzę, cże zachowanie Rudolfa wynika z terytorializmu. W jakimś stopniu na pewno.
Jednak przytaczając zachowanie Rudolfa mam na myśli głównie to, co napisałam już wcześniej, że on się zachowuje na zasadzie "Jestem taki, jak mnie traktujesz".
Jeżeli jakiś kot jest asertywny wobec niego i się go nie boi, nie zwraca na niego uwagi czy wręcz zaczepia do zabawy to i on nie robi krzywdy takiemu kotu, najwyżej się opędza. Np. tak reagował na tę 3 mies czarną koteczkę. Mała czarna zaczepiała go np. gdy Rudolf jadł ona go ciągnęła za ogon albo gdy chciał spać, ona go zaczepiała do zabawy, wtedy Rudolf syczał na zasadzie "sssspadaj ssssmarkulo". Ale mała czarna jak to dziecko, ganiała za wujkiem Rudolfem i ten w końcu potrafił wciągnąć się do zabawy. Po czym ewakuował się, bo przecież on ma ważniejsze sprawy na głowie niż zabawy z jakąś smarkulą.
Tak samo teraz, gdy przychodzi bądź co bądź na jego terytorium koteczka sąsiadów "Czarna" i nie zwraca na niego uwagi, on zostawia ją w spokoju. Aczkolwiek towarzyszy jej, nie wiem, co to znaczy, czy ją kontroluje czy dziwi się czemu się go nie boi.

Natomiast Mała, właściwie to Maja od pierwszego dnia panicznie się go boi.
Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Maja syczy i burczy na niego, trzyma się w bezpiecznej odległości od szpary czy kratki.
Teraz w sporo mniejszej odległości, ale przez to dochodzi do poważnych spięć.
Poza tym dwa przykłady, o których chyba już wspominałam.
Skonfrontowałam je w domu trzymając Rudolfa w szelkach.
Maja nie wiedziała o tym, że Rudolf jest w otwartym pokoju i wpadła radośnie po czym gdy go zobaczyła, stanęła jak wryta w miejscu i ze stulonymi ze strachu oczami zaczęła się wycofywać w zwolnionym tempie, tyłem, mając go na oku. Zauważyłam, że ona jest mądra i myśląca. Myślę, że wycofywanie było obliczone na zasadzie "wiem, że nie mogę się rzucić do ucieczki, bo zobaczy że się boję i rzuci się za mną". Z tym, że taka kalkulacja działa do pewnego momentu. Gdy strach osiągnie już pewien pułap, przestaje działać myślenie i włącza się panika. Tak też spanikowała Maja i rzuciła się w pewnym momencie do ucieczki. Rudolf oczywiście rzucił się za nią, tylko zatrzymały go szelki.
Maja nie jest tchórzem, zauważyłam że podejmuje wyzwania, tylko po szybkim czasie wycofuje się, myślę że strach w pewnym momencie zwycięża.
Np. za drugim razem gdy wzięłam Rudolfa w szelki, zachowała się na zasadzie „najlepszą obroną jest atak” gdy nie miała już innego wyjścia. Rudolf widząc że Maja bardzo się boi i wycofuje, wskoczył na łóżko żeby mieć lepszą pozycję do ataku, z góry. Maja z podłogi widząc, że jest na gorszej pozycji i trzeba stawić czoło przeciwnikowi, zachowała się myśląc „zaatakuję żeby się obronić” i podniosła się zamachując się łapą (ciągle ze stulonymi uszami). Rudolf w tym momencie rzucił się na nią ale powstrzymały go szelki.
I to była na 100% wg obrona a nie atak z jej strony.

Pisząc o niechęci kotów, też miałam na myśli ich wzajemne oddziaływanie wynikające z interakcji. Nie chodzi mi o taką niechęć jak u ludzi, nie personifikuję kotów, zawsze staram się myśleć ich sposobem. Użyłam raczej skrótu :-)
To, co nazwałam niechęcią, to jest wg mnie utrwalanie w pamięci przez Rudolfa i Maję zachowania tego drugiego. Tzn. Rudolf utrwala sobie że Maja to ta kotka która się boi, syczy, burczy, wycofuje się. Maja zaś wie, że Rudolf to ten co włącza agresję na jej widok.
I obawiam się, że nawet gdyby jutro Maja obudziła się rano i stwierdziła, że już się nie boi Rudolfa, on i tak by ją zaatakował mając w pamięci jej wcześniejsze zachowanie.

Próbę na dworze zrobiłam wczoraj i dzisiaj mam kolejne przemyślenia na ten temat.
Otóż Maja na dworze jest o wiele odważniejsza. Rudolf przez jakieś 5 min nie widział Mai, podczas gdy ona od razu go zauważyła i nie spuszczała z oczu. Jednak ani się nie wycofała ani nawet nie skuliła. Siedziała w odległości 6-7 m i obserwowała go.
Gdy Rudolf ją w końcu zauważył, zadrgały mu wargi i ruszył jeżąc sierść, ogon i machając nim. Ona cały czas siedziała w tym samym miejscu, on w końcu ruszył na nią, ona się cofnęła, nie spuszczając zeń oczu, Rudolfa zatrzymały szelki, odwrócił się na chwilę i ona wykorzystała ten moment aby się rzucić w jego stronę. Jednak Rudolf się odwrócił i znowu na nią ruszył, tym razem uciekła, potem akcja się powtórzyła (z atakiem i uciekaniem). W tym momencie wciągnęłam Rudolfa do domu.
On jak zwykle wszystko dłużej przetrawia, jeszcze z 5 min miał zjeżoną sierść.
Maja jak wyjrzałam była już kilkanaście metrów dalej (zapewne pobiegła radosnym galopem jak to ona po ogrodzie) i wąchała krzaczek puszczając prawdopodobnie w niepamięć całe zdarzenie.

Co do moich emocji: jestem spokojna, nie okazuję zdenerwowania i koty ode mnie nie przejmują negatywnych emocji.

Laidee, napisałaś „Dopuszczam sytuację, że u Ciebie to Mała jest katalizatorem starć a nie Rudolf.” Tak właśnie jest, pisałam o tym. Rudolf zachowuje się w myśl zasady „jestem taki, jak mnie traktujesz”. Gdyby Maja była asertywna, zwłaszcza od początku, zapewne nie byłoby problemu lub byłby dużo mniejszy.

Tak, na pewno, zachowanie nie zależy tylko od gabarytów kota, mam na to zresztą przykłady na co dzień. W bloku, gdy wychodzę z Rudolfem w szelkach, spotyka on kota sąsiadów, Bogdana. Bogdan jest dwa razy mniejszy, bardzo drobniutki, szczuplaczek. Jednak ducha ma wielkiego. Nic nie robi sobie z prób sił w wykonaniu Rudolfa i asertywnie daje mu łapą po nosie. Zresztą Rudolf zarobił w ten sposób na początku zadrapanie. I Rudolf wie, że Bogdanowi należy się szacunek. Tego samego Bogdana Maja goni a on przed nią ucieka. Zresztą, Maja zachowuje się podobnie do Rudolfa. Też zawsze próbuje gonić każdego spotkanego kota a gdy widzi, że kot się nie boi, odpuszcza. Różnica polega na tym (tak mi się wydaje), że ona chce przegonić innego kota a Rudolf najchętniej by takiemu delikwentowi od razu spuścił manto.

Dlatego zapytałam w poprzednim poście, czy ktoś ma doświadczenie w integracji kotów, z których każdy próbuje dominacji.
Nie wiem zresztą, czy to przejaw dominacji, tak sobie myślę, bo np. Dorek, kot mojej rodziny to łagodny kot, raczej nie szukający zwady. Aczkolwiek asertywny wobec Mai. Ta próbowała początkowo go pogonić (na dworze), ale odwinął się łapą i odpuściła. Natomiast w domu początkowo Maja bała się Dorka, jednak po dwóch sobotach już egzystują obok siebie bez problemu.
Zdecydowanie ogród to teren, na którym Maja czuje się dużo pewniej niż w zamkniętej przestrzeni domu.
Zastanawiam się jak to wykorzystać do ich integracji.

Strasznie długiego posta napisałam, nie chcę przynudzać, zależy mi aby opisać dokładnie sytuację.
Mam też nadzieję, że mnie moderacja nie wyśle w kosmos :kwiatek: .

Może ktoś mi coś jeszcze doradzić?
Laidee, masz dużą wiedzę nt kotów i ich zachowania, może na podstawie tego co napisałam miałabyś jeszcze jakiś pomysł?
 
 
Ines 
BARFny Hodowca
Ekspert


Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 7 razy
Wiek: 34
Dołączyła: 23 Sty 2013
Posty: 2660
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2015-11-07, 08:36   

Zaznacze, ze nie doradzam apple, tylko pisze takie moje luzne obserwacje, bo mam skrajnie odmienne podejscie do dokocenia. Moze dlatego, ze mam do czynienia z bardzo specyficzna rasa (Ragdolle zazwyczaj sa bardzo towarzyskie i dobrze czuja sie w obecnosci innych zwierzat), ale nigdy nie dokacalam przez zamkniecie nowego kota i nigdy nie polecalam tej metody w nowych domach. Przy kazdym dokoceniu w nowym domu bylam osobiscie obecna w pierwszych chwilach. Zamkniecie nowicjusza jest moim zdanien olbrzymim stresem dla kotow - oba koty wiedza, ze za drzwiami czai sie nieznane, smierdzace cos, a nie mozna sie temu przyjrzrc, dotknac, powachac. Mozna sobie tylko wyobrazac potwora i co strasznego ten potwor moze zrobic. Tula, bardzo asertywna i silna psychicznie kotka, kiedys widzac swoje odbicie w drzwiach balkonowych myslala, ze to obcy kot siedzacy na balkonie. Momentalnie zmienila sie w klebek nerwow z powygryzana sierscia, nie spala, nie jadla ze stresu. Podejrzewam, ze dokacanie przez zamkniecie byloby dla niej podobnym stresem. Ja transporter z nowym kotem stawiam po prostu w salonie i go otwieram. Koty przez pieresze dni zwykle gdy znajda sie zbyt blisko siebie to burcza, obserwuja sie z daleka i szukaja okazji by z podpierdolki obwachac sobie pupy. Po jakims czase czasem jak im sie przypomni to burcza tak dla zasady :) ale w miedzyczasie spia ze soba, bawia sie, wylizuja. Kazde (odpukac) takie dokocenie przebieglo poprawnie, mlodej kotki do doroslej kotki, mlodego kota do doroslych kotek (trzy razy), mlodej kotki do doroslego kota, mlodego kota do doroslego kota, mlodego kota do psa, mlodego kota do doroslej kotki itd. Nigdy nie zauwazylam zeby cokolwiek zalezalo od plci, dobierajac kota do domu z innymi zwierzetami zwracam raczej uwage na charaktery rezydentow i kociatka.
_________________
Instrukcja obsługi Kalkulatora
  Zaproszone osoby: 187
 
apple 

Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 24 Lip 2013
Posty: 433
Skąd: warszawa
Wysłany: 2015-11-07, 18:39   

Ines,

Rozumiem o czym piszesz, bez problemu "puściłam" Maję w obecności Dorka, kota mojej rodziny. Dorek przyjeżdża w soboty na wieś i po początkowych sykach i próbie sił koty szybko zaczęły się tolerować, nie wchodzą sobie w drogę, są neutralne wobec siebie. Wystarczyły dwie soboty na wsi. Nie bawiłam się w żadną izolację, stopniowe zapoznawanie kotów itd.

Jednak nie z moim Rudolfem takie numery.
Znam go i wiem jaki potrafi być do innych kotów.

Nie chcę za bardzo opisywać różnych sytuacji, czułabym się jakbym obmawiała swojego ukochanego kota.

Przytoczę jednak jeden przykład.
Ze dwa lata temu na mój balkon, jeszcze nie osiatkowany (Rudolf wychodził w szelkach, pilnowany przeze mnie), przedostawała się kilka razy tricolorka sąsiadów. Rudolf parę razy się z nią konfrontował, ona panicznie się go bała, podobnie jak teraz Maja.
Po jakimś czasie osiatkowałam balkon i pewnego razu gdy Rudolf wyszedł na balkon, okazało się, że przedostała się nań owa tricolorka. Na jego widok rzuciła się do ucieczki a Rudolf rzucił się na nią. Odciągnęłam go za drugim razem od niej, jednak Rudolf był tak nabuzowany, że w zastępstwie kotki mnie ugryzł w ramię. Ledwo go wrzuciłam do pokoju, rwał się na balkon, jeszcze jakiś czas miał zjeżoną sierść.

Piszę o tym nie dlatego, aby zwrócić uwagę na zachowanie Rudolfa wobec mnie tylko na to, że gdybym nie odciągnęła Rudolfa od tej kotki, to ona byłaby poszkodowana i myślę że dużo bardziej.
Dlatego nie mogę otworzyć drzwi i puścić koty na żywioł.

Cóż, gdy zabierałam Maję, powiedziałam sobie lekko, że na razie ją zostawię, i tak wymaga opieki, jeżeli koty się dogadają, to zostanie u mnie a jeżeli nie, poszukam jej domu.
A teraz mimo, że koty się nie dogadują, wbrew zdrowemu rozsądkowi staję na rzęsach żeby móc ją zatrzymać.
Swoją nadzieję opieram na tym, że Rudolf potrafi dogadać się z innymi kotami, jednak ten kot nie może się go bać. Widzę też, że Maja nie należy do tchórzy, jednak z jakichś powodów Rudolfa cały czas się boi, szczególnie w domu.
 
 
Tufitka 
Ekspert

Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 21 Sty 2013
Posty: 3006
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-11-09, 10:31   

Jak dokocenie idzie spokojnie, to człowiek się nie martwi tak jak przy trudniejszym przypadku. Każdy przypadek jest inny, bo spotykają się ze sobą koty o różnych osobowościach w różnych kombinacjach. Także terytorium, które mają do dyspozycji jest za każdym razem inne. Wydaje mi się, że pomoc, wsparcie behawiorysty może pomóc, bo na forum to my tylko piszemy i nie zawsze uda się przekazać trafnych informacji. Opieramy się na własnych doświadczeniach, niektórzy mają większą wiedzę na ten temat, dłużej z kotami mają do czynienia ale i mają również wiedzę, potrzebną do "pracy" z kotami. Z zaciekawieniem czytam ostatnie wpisy. Oglądam (jak uda mi się trafić) również "Mój kot z piekła rodem". Kilka razy były pokazywane sytuacje z bardzo trudnymi relacjami między kotami - udało się temu zaradzić. I w tym trudnym przypadku wydaje mi się, ze behawiorysta może pomóc.
_________________
„Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
 
 
nero 

Barfuje od: 2014
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 37
Dołączyła: 18 Wrz 2014
Posty: 60
Skąd: Ząbki
Wysłany: 2016-03-06, 11:18   Trudne dokocenie

Otóż dokociłam 3 miesięczną bengalkę Vardę do 10 letniej kotki Filcki i 9 letniego kota Anakina. Wszystkie wysterylizowane. Koty od początku bardzo agresywnie reagowały, ona się ich bała i nie szczędziła prychania. Próby pierwszego kontaktu skończyły się tym, że pogoniły małą bardzo ostro, ale zdołała się schować. Po tym zamontowaliśmy siatkę w drzwiach sypialni, żeby koty się widziały ale nie tłukły. I tak stopniowo starałam się je oswajać ze sobą: zabawa przez siatkę, smakołyki, wymiana kocyków. I z dnia na dzień było jakby lepiej, zaczynały się wąchać, próbowały bawić. Cały czas przez tą siatkę. Potem małej się tam zaczęło nudzić i często miauczała i napierała na przeszkodę. To frustrowało Filckę, która wtedy starała się małej włoić. Starałam się zatem ich kontakt ustawiać tak, żeby mała się przy siatce nie wydzierała, co koty denerwowało. Z czasem przesuwaliśmy siatkę na godzinę w ciągu dnia do drzwi salonu, żeby koty widziały ją w innej części domu. Potem przynosiłam ją raz dziennie do salonu, ona bawiła się na drapaku, one obserwowały. Kiedy jedno lub drugie za bardzo zbliżyło się do drapaka to je zawracałam. Dzisiaj, po 3 tygodniach postanowiłam nie ingerować i Anakin zaatakował małą, Filcka się dołączyła. Kłaki, niesamowity wrzask i Varda się dodatkowo posikała. Na szczęście obyło się bez krwi, bo ją szybko zabrałam. Także.... zaczynam wszystko od początku. Jednak pojawiają się obawy, czy to ma dalej sens. Wiem, że taki proces może trwać nawet miesiące, ale kończą mi się już pomysły. Boję się, że ona je zacznie już na stałe utożsamiać z zagrożeniem a one ją z wrogiem na terytorium. i nie wiem, czy wtedy czas zadziała...
Z rzeczy dodatkowych jakich użyliśmy:
- feliway w kontakcie
- obroże feromonowe
- krople bacha
Jeśli ktoś ma jakieś złote rady, widzi jakiś błąd, który popełniłam i ja go nie widzę... proszę o pomoc.
 
 
scarletmara 


Barfuje od: 01.11.2012
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 7 razy
Dołączyła: 06 Lis 2012
Posty: 1419
Skąd: LUBLIN
Wysłany: 2016-03-08, 19:07   

nero niestety pewnie cię nie pocieszę ale mam bardzo podobną sytuację. O tyle może lepszą, ze u mnie wszystkie 3 koty są w podobnym wieku, więc mają równiejsze szanse w starciu. Ale znajdkę zaczęłam dokacać do moich dwóch rezydentek półtorej roku temu i niestety do tej pory nie udało mi się uzyskać choćby rozejmu miedzy nimi :( Wciąż sie nawzajem leją przy byle okazji. Też nie jestem pewna jakie dokładnie błędy popełniłam. Osobiście zaczynam się skłaniać ku temu, że chyba nie powinnam była ich separować od siebie w żaden sposób co na początku niestety robiłam bo inaczej się biły, darły i kłaki wszędzie latały. A może powinnam była po prostu czuwać na nimi przez 24h/dobę przez pierwsze kilka dni i wtedy by się jakoś to wszystko lepiej ułożyło ? Teraz jakąś minimalną poprawę zauważam jedynie po tym kiedy biorę znajdkę na ręce, zanoszę do salonu (ona sama boi sie tam wchodzić i rezyduje w kuchni) i układamy się razem na kanapie. Przez chwilę jest straszna zazdrość ze strony rezydentek, że zajmuję się "obcym" kotem ale potem zaglądają do niej trochę z ciekawością, obwąchują (łapą zdzielić tez próbują ale przy mnie się hamuja na tyle, że zdążę zareagować) i wreszcie zaczynają ignorować. I po takich seansach jest jakby trochę lepiej bo już nie leją się za każdym razem jak się widzą, potrafią przejść obok siebie obojętnie, czasem się obwąchać przez chwilkę. No ale na długo to nie wystarcza u mnie niestety i po paru dniach wojna zaczyna się od nowa. Ale może u ciebie to lepiej zadziała i da długoterminowe efekty ?
 
 
Ewik72 

Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 26 Lis 2013
Posty: 388
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-03-08, 22:59   

nero, ja widzę błędy. Nie żebym była znawcą, ale dokacałam dwa dwuletnie koty dwoma czteromiesięcznymi kilka miesięcy temu i robiłam to zgodnie ze wskazówkami mojej znajomej, bardzo dobrej behawiorystki. Otóż od razu zaczęliście od kontaktu bezpośredniego - to pierwszy błąd. Drugi to izolacja, ale nadal z kontaktem wzrokowym. Czasami (chociaż rzadko) udaje się dokocić stawiając kota "nowego" na przeciw kota "starego". Jest jeszcze szansa żeby relacje kotów się ułożyły ale proponuję konsultację z dobrym behawiorystą który przyjedzie do domu, pozna koty i warunki i poradzi co robić z tą bandą łobuzów :-)
 
 
Laidee 

Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 09 Paź 2014
Posty: 180
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-03-09, 11:46   

Dziewczyny, ale to nie muszą błędy w dokacaniu. Czasem można wszystko przejść "podręcznikowo", ale bez powodzenia.

Niestety nie zawsze jest tak, że dokacanie kotom służy. Poza tym, nawet pomimo zawieszenia broni między kotami może być tak, że koty w gruncie rzeczy zbyt szczęśliwe nie będą.

U moich zakoconych sąsiadek kilka miesięcy temu zmarł kocur. Zostały dwie kotki. Pomimo tego, że relacje między trzema kotami były naprawdę poprawne, gdy kotki zostały we dwie to po prostu odżyły. Zrobiły się bardziej miziaste i w ogóle bardziej zrelaksowane, choć wcześniej nie wyglądały na spięte. Różnica stała się widoczna dopiero wtedy, gdy ilość kotów w mieszkaniu się zmniejszyła.

Wiem, że to truizmy. Ale czasem chyba warto umieć też odpuścić i - jeżeli nic nie pomaga - znaleźć nowemu kotu porządny dom tak, by wszystkie futra mogły być zadowolone.
 
 
Ewik72 

Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 26 Lis 2013
Posty: 388
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-03-09, 12:39   

Laidee, masz rację. Tylko że ja nie poddałabym się bez konsultacji z behawiorystą ( takim z doświadczeniem i wykształconym w tym kierunku a nie jakimś samozwańczym kolejnym J.Galaxy których to światłych porad na różnych forach ostatnio nie brakuje ;-) ). Spotkanie w domu, obserwacja zwierzaków itd. Właśnie książkowe podejście nie zawsze wystarcza, bo ile kotów tyle różnych sytuacji. Może być jednak niestety jak napisałaś...że doopa z dokocenia. Ale wtedy też pmoc behawiorysty w podjęciu decyzji o znalezieniu kotu innego domu jest moim zdaniem istotna. Znam też historie gdy wydawało się że już pozamiatane, ale rozpoczęty od początku proces izolacji z pewnymi poprawkami kończył się sukcesem.
 
 
scarletmara 


Barfuje od: 01.11.2012
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 7 razy
Dołączyła: 06 Lis 2012
Posty: 1419
Skąd: LUBLIN
Wysłany: 2016-03-09, 12:58   

Laidee ja własnie już dawno doszłam u siebie do tego wniosku i próbowałam znajdce znaleźć nowy dom. Ale to nie takie proste. Dorosły dachowiec, który na dodatek musi mieć możliwość wychodzenia na dwór nie jest specjalnie rozchwytywany. Na dodatek ja nie jestem pewna czy znajdka nie jest w równym stopniu przywiązana do tej okolicy co do mnie. W końcu jak ja się tu wprowadziłam to ona już tu była - w sensie buszowała już w moim i okolicznych ogródkach. Moje rezydentki na bank byłyby szczęśliwe jakbym się znajdki pozbyła. Ba... same by się jej pozbyły z wielką chęcią gdybym im tylko na to pozwoliła. Tylko ja jednak u siebie mam wrażenie, że dało się zrobić coś lepiej żeby koty się dogadały. Bo one nawet mają takie przebłyski czasem że próbują się "zaprzyjaźnić" tylko zwykle to jest tak, że nie wszystkie trzy w tym samym czasie i nic z tego nie wychodzi bo zawsze ta jedna, która akurat nie chce psuje atmosferę. Poza tym one mają poważny problem z komunikacją - trochę tak jakby mówiły w dwóch różnych językach i nieporozumienia się przez to pojawiają. Moje rezydentki dogadują się ze sobą świetnie bo się razem wychowały od urodzenia. A znajdka nie rozumie np. ich koncepcji zabawy i odbiera zaczepki do zabawy jako atak, wiec zaczyna prychać i się bronić. Moje rezydentki wtedy głupieją i urażone znów zaczynają ją traktować jak intruza. I tak w kółko :(


Ewik72 a podzielisz się swoim sposobem na dokocenie ? Jestem bardzo ciekawa jakie to były rady bo na tym polu osobiście czuję że poległam na całej linii :-( i chętnie się dokształcę.
 
 
nero 

Barfuje od: 2014
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 37
Dołączyła: 18 Wrz 2014
Posty: 60
Skąd: Ząbki
Wysłany: 2016-03-16, 17:26   

A podacie namiary na jakiegoś sensownego behawiorystę w Warszawie? Dzisiaj Filcce coś odbiło, chodziła nabuzowana, wyła do małej aż w końcu z takim impetem skoczyła na siatkę, że ją wywaliła. Oczywiście kotłowanie znowu... Ja też mam wrażenie, e moje koty nie rozumieją nowej. Ona biega i bawi się w pokoju, a Filcka wtedy dostaje piany a tą siatką. Czasami już serio mam ochotę zabrać tą siatkę i "róbta co chceta"...
Edit..
no, przez przypadek zamknęłam ją po tej stronie mieszkania co resztę, tym razem Anakin ją wypatrzył, przyparł do siatki a jak chciałam ją wpuścić do salonu i się od niego odwróciła to zaatakował...
 
 
Edzia79 

Dołączyła: 27 Mar 2016
Posty: 9
Wysłany: 2016-04-13, 11:09   

Witam.

Od czterech dni jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch cudownych kotów.
Tiger to kastrowany 4-letni kocurek, jak dotąd o łagodnym usposobieniu.
Thea to 16-sto tygodniowa kotka rasy Neva jest bardzo temperamentna.
Pierwszy wspólny kontakt, zakończył się nie powodzeniem :-(
Postanowiłam odizolować, kociaki na pewien czas. Kiedy Tiger wychodzi na dwór, wypuszczam Thee z pokoju, aby zostawiła swój zapach w domku, i tak już trzeci dzień. Bardzo boję się ich kontaktu oczy w oczy.

Bardzo proszę o poradę kiedy i jak doprowadzić do konfrontacji, czego mogę się spodziewać, i jak kotkom pomóc dogadać się ze sobą.

Z góry dziękuję za pomoc :lol:
 
 
doradora 

Barfuje od: 09.2014
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 4 razy
Dołączyła: 09 Cze 2014
Posty: 1593
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2016-04-13, 11:44   

Edzia79, opowiedz coś więcej o reakcjach kotów na siebie?
jak zareagował Tiger? co zrobiła Thea?
u mnie dorosłe koty zawsze "bały" się młodych i trzeba je było przekonywać, że toto jest niegroźne
natomiast maluchy pełen luz...
 
 
Edzia79 

Dołączyła: 27 Mar 2016
Posty: 9
Wysłany: 2016-04-13, 12:46   

doradora, dziękuję za zainteresowaniem się moim postem, więc tak to się przedstawia:

Pierwszego dnia wniosłam transporter to domu i nie otwierając go Tiger podszedł powąchał i nic nie mówił, za to Thea zaczęła na niego syczeć. Odstawiłam natychmiast Tigera, aby nie stresować ich. Tiger wyszedł na dwór, Thea została wypuszczona na zwiedzanie domku, po pownnym czasie nasz kocurek przyszedł z przechadzki wąchając cały dom. Thei nie zauważył, na początku, kiedy jednak wpadła mu w oko, nastroszył się zaczął syczeć, podobnie Thea wskoczyła mi na ręce i strasznie podrapała. Tiger chyba się wystraszył strasznie, uciekł do kuchni i wskoczył na lodówkę :( W tym momencie się załamałam, bo oczywiście myślałam, że się zaakceptują - ale oczywiście to było moje głupie myślenie.
Kolejne dni Thea jest odizolowana w osobnym pokoju i tak trwa to do dziś. Wczoraj kiedy sobie THea spacerowała po domku, przez okno balkonowe zobaczyła obcego kota, zaczęła się puszyć, syczeć i warczeć, skuliła się i powoli się wycofywała, a potem poszła spać (to chyba przez stres).

Poczytałam troszkę artykułów , że powinno się koty rozdzielić na pewien czas, ale nie mam pojęcia jak pomalutku je ze sobą zapoznać :( Boję się zrobią sobie krzywdę przy pierwszym kontakcie :(

Pozdrawiam
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo. Done by Forum Wielotematyczne