BARFny Świat Strona GłównaBARFny Świat Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Kontakt  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Dzień dobry ze Śląska :)
Autor Wiadomość
susia 

Udział BARFa: do 25%
Dołączyła: 09 Mar 2015
Posty: 8
Wysłany: 2015-03-15, 17:00   Dzień dobry ze Śląska :)

Dzień dobry :)

jako szczęśliwa posiadaczka dwóch ogoniastych (wróć, jako osoba, którą spotkał zaszczyt, że mogłam pod swój dach zaprosić dwa koty, a one od biedy się zgodziły ;)), niniejszym przedstawiam Kiciora oraz Bazyla.

Kicior jest kotką około 7-letnią, która - zanim do mnie trafiła - mieszkała w jakimś katowickim magazynie, a później - gdy właściciel firmy chciał się jej pozbyć - trafiła do adopcji, w której stała się zabawką dla obecnych w rodzinie dzieci. Kota do dzisiaj ich szczerze nie znosi, jak zresztą wszystkich obcych, wobec których jest nieufna. Została wykastrowana, teraz ma się całkiem całkiem, choć przeszła 3 lata temu bliżej niezdiagnozowaną (przez czterech wetów) chorobę, w efekcie której... trafił do nas Bazyl (historia dość długa i melodramatyczna, więc sobie na razie daruję) - kot charakterny, wykastrowany, w wieku bliżej nieokreślonym (na wetowe oko ciut młodszy od Kiciora).

Kicior od początku przyzwyczajony do RC (niestety), nic innego przez długi okres nie chciała jeść (z mokrego wyjadała galaretkę, mięsa nie ruszała). Dopiero Bazyl nauczył ją, że surowa krowa nie jest zła, a kuraka można zjeść, a nie tylko przeczołgać po mieszkaniu.
Jak się pańcia douczy, przechodzimy na BARFa (dzisiaj potrafią już wszamać surowe mięcho, ale w dalszym ciągu domagają się chrupek. Jesteśmy na przestawianiu się na karmę bezzbożową, póki co rezultaty niezłe).

Mieszkamy na Śląsku; w wakacje 2012 przeprowadziłyśmy się z Kiciorem z Gliwic do mniejszego miasta (za Gliwicami), niedługo później dołączył do nas Bazyl. Od tamtej pory mamy permanentny remont, co widać na fotach ;)

Bazyl
Kicior

Na forum z pewnością zagościmy na dłużej, licząc na wsparcie we wprowadzaniu nowej diety :)

Pozdrawiam(y)! :-)
 
 
gerda 


Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 5 razy
Dołączyła: 21 Wrz 2011
Posty: 1576
Skąd: podlaskie
Wysłany: 2015-03-15, 19:48   

Śliczne koty :mrgreen: Witamy :kwiatek: i czekamy na historię czarnulka :mrgreen:
 
 
susia 

Udział BARFa: do 25%
Dołączyła: 09 Mar 2015
Posty: 8
Wysłany: 2015-03-16, 08:19   

Dziękujemy za komplement :-> Jesteśmy trochę przy kości :oops: , ale mamy nadzieję, że dzięki BARFowi już niedługo powrócimy do normalnej wagi. A historia Bazyla wkrótce :)
 
 
vesela krava 
Ekspert


Barfuje od: 10/2013
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 08 Gru 2011
Posty: 952
Skąd: Francja
Wysłany: 2015-03-16, 09:02   

Witaj! Oba kotki piekne, ale Bazyl mnie urzekl, czarny jak smola :-) Fajnie, ze do Ciebie trafily a Ty do nas :-)

A kartony u mnie bywaja nawet bez remontu, niezawodna pulapka na koty, najlepsza zabawka i drapak.
 
 
Tufitka 
Ekspert

Barfuje od: 17.02.2013
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 21 Sty 2013
Posty: 3006
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-03-16, 09:26   

Miau miau na forum, udanego przejścia na lepsze karmy i jeszcze lepsze jedzenie (barf). Kotałki śliczne :love: , proszę je ode mnie wygłaskać. Dobrze, że trafiły do Ciebie - osoby wielkiego serducha.
I czekamy na opowieść o Bazylu - mimo, że "historia dość długa i melodramatyczna" to ze szczęśliwym zakończeniem.
_________________
„Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.”
George Bernard Shaw
 
 
situnia 
BARFny Hodowca


Barfuje od: 18.10.2013
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 14 Paź 2013
Posty: 813
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-03-16, 16:37   

Witamy :kwiatek: I życzymy powodzenia :-)
_________________

To jak traktujesz koty decyduje o twoim miejscu w niebie. - Robert A. Heinlein
 
 
susia 

Udział BARFa: do 25%
Dołączyła: 09 Mar 2015
Posty: 8
Wysłany: 2015-03-18, 14:53   

Dziękujemy za przemiłe przyjęcie :) :kwiatek:
Poniżej skrótowa (choć nie krótka ;)) historia o tym, w jaki sposób trafił do nas Bazyl.

Występują (role główne):
- Bazyl
- Kicior - kota, która zapadła na "nie-wiadomo-jaką" chorobę;
- Weterynarz X
- Weterynarz Y
- Pańcia (czyli ja)
- i inni (np. brat pańci)

Miejsce akcji: Gliwice oraz miasteczko za Gliwicami
Czas akcji: czerwiec-sierpień 2012 r.

AKT I (być może nieistotny)
miejsce akcji: Gliwice
Pod koniec maja 2012 pańcia wyjeżdża na niemal tydzień, zostawiając - po raz pierwszy na tak długo - Kiciora pod opieką brata. Brat (dochodzący) ma kota doglądać (karmić, czyścić kuwetę itd.). W trakcie wyjazdu pańcia zostaje poinformowana, że Kicior nie chce jeść (je, ale mniej niż zwykle). Pańcia wraca; kota nieznacznie schudła, ale po jakimś czasie wszystko wraca do normy sprzed pańcinego wyjazdu.

AKT II
Scena I: przeprowadzka; czas akcji: połowa/koniec czerwca
Wyprowadzamy się do większego mieszkania. Kota się aklimatyzuje, choć nie jest łatwo. Pańcia dokłada jej stresu "zwołując" ekipy wszelakiej maści panów-od-remontów. Zaczynamy remont.
Scena II
czas akcji: 8 lipca
Przyjeżdża w odwiedziny brat pańci, zostawia kartonik na podłodze. Kota wobec kartonika pozostaje obojętna (!), pańci włącza się alarm ostrzegawczy. Tego dnia kota odmawia jedzenia.

AKT III: leczenie
czas akcji: 9 lipca
Jedziemy do kliniki "A" (mimo iż dla Koty wszelakiego typu zmiany miejsca są przyczyną ogromnego stresu); próby wątrobowe podwyższone. Kota dostaje jakieś leki, mamy się zgłosić następnego dnia.
10 lipca
Kota coraz bardziej osłabiona, zupełnie nic nie je. U weta dostała kroplówkę, jakieś zastrzyki. Diagnozy brak, próby wątrobowe coraz gorsze. Gdy przy trzeciej wizycie (12.07) weci (trzech różnych!) nadal nic nie wiedzą, a wyniki coraz gorsze, zmieniamy klinikę.
12 lipca
W klinice "B" powtarzamy badania, dokładają nam też FIV, USG i inne, o których pojęcia nie mam. Rokowania nieciekawe. Codziennie jeździmy na kroplówki, dostajemy zastrzyki. Pańcia jakimiś zastrzykami faszeruje Kotę również w domu. Rezultatów brak.
Scena I (12 lipca)
Przy kolejnej wizycie wet rozkłada ręce, dając tym samym do zrozumienia, że oni (weci z tej kliniki) są bezsilni, sugerując, żeby się powoli żegnać z Kiciorem ;( Pańcia stoi nad kotą, której podawana jest kroplówka, prostując jej łapkę i nie potrafiąc opanować łez (w pomieszczeniu znajdują się klatki, w których po zabiegach zwierzaki dochodzą do siebie). Przychodzi wet (odłącza kroplówkę), coś tam próbuje pocieszać, ale średnio mu to wychodzi, bo nadziei nie ma żadnych. Jeszcze zagaduje:
Wet X: -Może by pani chciała jakiegoś innego kota?
Pańcia: -????? Jak to INNEGO? Przecież ja MAM kota (!!!!). Tu jest! (pokazuje na Kiciora)
Wet X: (skonfundowany) -No tak, ale przecież ona (wskazuje na Kiciora) już niedługo... (wet gryzie się w język i widząc minę pańci nie kończy). -Ale my tu mamy takiego ładnego, czarnego... (pokazuje na klatkę obok)
Pańcia: -Ja mam swojego kota, nie chcę innego!!!! (i nie chcąc wyjść na bardzo gburowatą, uprzejmie dodaje):
- Poza tym to jest chłopak i się z Kiciorem mogą nie dogadać. Dziękuję! (ucina rozmowę).

Scena II: (następnego dnia, 13 lipca, piątek)
Po wizycie (kolejnej kroplówce, zastrzykach i innych takich) wet pyta, czy się Pańci nie odwidziało w sprawie tego czarnego kota. Na zaskoczoną minę pańci opowiada jego historię (kot siedział na drzewie, ktoś zadzwonił do strażaków, by go z drzewa ściągnęli, straż przyjechała, kot drapnął strażaka, kot odwieziony do kliniki w celu stwierdzenia ewentualnych chorób typu wścieklizna. Kot zdrowy, ale nikt się po niego nie zgłasza).
Zniesmaczona brakiem poczucia taktu u weta Pańcia oświadcza, że dopóki ma jednego kota, drugiego mieć nie planuje. Poza tym pora nie jest stosowna na takie insynuacje.
Wet postanawia, że odprowadzi Pańcię i Kiciora do samych drzwi (coś ma po drodze do załatwienia). Na korytarzu spotykamy Weta Y.
Wet Y: O..., jak tam ten kot (Kiciora wszyscy weci już znają, nikt nie potrafi postawić diagnozy)? Jeszcze żyje?! (niedowierzanie)
Pańcia: :evil: ŻYJE!
Wet X: No, ale nie mamy dobrych rokowań...
Wet Y (do pańci, oglądając świeże wyniki badań, które wręczył mu Wet X): Proszę się z kotem pożegnać, ona nie przeżyje w tym stanie nawet tygodnia.
Pańcia (powstrzymując łzy): DO WIDZENIA! (I z Kiciorem pod pachą, oczami pełnymi łez, postanawia... nic nie postanawia, bo jest tak totalnie bezradna...).
Weekend spędzamy w domu, mimo iż w sobotę dzwonią z kliniki spytać, czy żyjemy :evil:

SCENA III (prawie finałowa): poniedziałek, 17 lipca
Przyjeżdżamy na kroplówkę. Mamy wizytę na 11 rano. Jesteśmy chwilę przed, mija nas na korytarzu Wet A, który już już chce nas zaprosić do gabinetu, ale nagle obraca się na pięcie i tylko mówi: Proszę zaczekać, zaraz wrócę!
Czekamy.
Mija 20 minut, 40 minut. Na chwilę przed 12 pańcia nie wytrzymuje i pyta innej pani wet, co się stało z wetem A, bo my tu już czekamy od godziny, a Kicior nie dość, że chory, to zestresowany. Weta mówi, że Wet A zaraz do nas przyjdzie, bo jakaś nagła operacja mu wyskoczyła. No to czekamy.
Nadchodzi Wet A, przeprasza za spóźnienie, zaprasza do gabinetu. Po skończonej wizycie (poprawy w zasadzie żadnej), gdy Kicior pakuje się do transportera, wet nagle (prawie) krzyczy:
- Niech pani jeszcze zaczeka, ja coś dla pani mam!!!
I wybiega z gabinetu. Po chwili wraca, niosąc pod pachą puchatą, czarną kulkę.
Wet A: - To dla pani... - i podaje pańci kota.
Pańcia: - ....????????????????????????? - szczęka ląduje na ziemi.
Wet A: - No przecież CHCIAŁA pani drugiego kota!
Pańcia: - Ja nie chciałam, ja... (słabym głosem) ja.. ale ja mam już... przecież mówiłam, że mam kota!
Wet A: - Tak, tak, wiem... (znów jakby się ugryzł w język, by nie powiedzieć słowa za dużo) - ...to się mała nudzić nie będzie :twisted:
I konkluduje: - Co dwa koty to nie jeden! - i uśmiecha się od ucha do ucha.
Zaskoczona pańcia (choć trzeba przyznać, serce jej mięknie):
Pańcia - No ale to jest chłopak, niekastrowany... (kij z tym, że Kicior po sterylce, może wet zapomniał, każda deska ratunku jest dobra)
Wet A: -Ha! - wyraźnie z siebie zadowolony, z jeszcze większym uśmiechem niż poprzednio - a jak pani myśli, DLACZEGO ja się do pani spóźniłem?? :mrgreen: :mrgreen:
Pańcia: - ????
Wet A: -No właśnie młodego wykastrowałem!! - i wyraźnie zadowolony z siebie dodaje - Zaraz mu tu jeszcze jakiś zastrzyk na rozbudzenie podamy, co by po powrocie do DOMU - tu wskazuje głową na pańcię - jakoś się z Kiciorem dogadali....

W tym miejscu następuje jeszcze lista rad co do wprowadzania drugiego kota do domu, zakładanie książeczki i tak dalej. Wet nie daje dojść pańci do słowa, bo a nuż ona zmieni zdanie (zmieni? jeszcze głośno nie wyraziła zgody, ale już coś w serduchu uchachane krzyczy z radości: będzie z nami DRUGI KOT!!! Rozum dodaje: po co ci drugi kot, nie wstyd ci brać drugiego, kiedy Kicior jeszcze żyje? Co rodzina powie i takie tam inne).
Mimo to pańcia - żeby mieć czyste sumienie - chwyta się naprawdę ostatniej deski ratunku:
- Panie doktorze, ja nie mogę wziąć tego kota, bo... nie mam jak go zabrać!
Ale przygotowany na wszystko wet przynosi transporter i przesądza sprawę...

FINAŁ
Czarny przyjeżdża do domu, po głupim jasiu jeszcze jest taki nieswój, ale zaczyna dokazywać. Osowiały dotąd Kicior zaczyna zwracać uwagę na nowego osobnika. Kulminacyjny moment następuje wtedy, kiedy pańcia pakuje zawartość puszki do kocich misek, obserwując, co się stanie. I staje się prawdziwy cud. Odwodniony i niejedzący od 3 tygodni Kicior, gdy czarny - po zjedzeniu swojego - zaczął skradać się do kiciorowej miski, stanął w obronie tejże i... ZJADŁ WSZYSTKO do ostatniego okruszka (zakładając, że mokra karma ma okruszki ;)).

POSŁOWIE
Od tamtej pory Kicior - w obronie swojej miski - zaczął jeść. Wróciły jej siły i powoli zaczęła dochodzić do siebie. Bazyl którejś pierwszej nocy (3 nad ranem!) zrzucił z parapetu dorodną bazylię, czym zasłużył na swoje imię ;) Weta odwiedziliśmy jeszcze kilkukrotnie (zasadniczo li tylko w celach kontrolnych, bowiem od 17 lipca Kicior zaczął się mieć coraz lepiej). Ostatnia nasza wizyta miała miejsce 3 sierpnia (wszystkie wyniki Kiciora w normie!). Weci nie mogli w to uwierzyć, a już najbardziej Wet B.
Od tamtej pory ja i moi znajomi powtarzamy, że w samotności umiera się łatwo, bo ma się święty spokój; ale jak już tego spokoju nie ma, bo ci go zakłóca np. inny lokator, to zamiast umierać trzeba dojść do siebie :)

---
Przepraszam, że tak się rozpisałam :) Gratuluję cierpliwym dotrwania do końca i dziękuję, bo sporo mnie to kosztowało - zwłaszcza że trochę musiałam w książeczkach pogrzebać, co by dat nie pomylić ;)), a i przypominanie sobie tego strasznego okresu choroby Kiciora nie należało do najprzyjemniejszych. Grunt, że historia z happy endem :)

Pozdrawiam wszystkich - ja i moja kociarnia :)
 
 
doradora 

Barfuje od: 09.2014
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 4 razy
Dołączyła: 09 Cze 2014
Posty: 1593
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2015-03-18, 15:02   

opowieść przednia, tylko...
gdzie BARF?
 
 
susia 

Udział BARFa: do 25%
Dołączyła: 09 Mar 2015
Posty: 8
Wysłany: 2015-03-18, 15:16   

Zostałam zachęcona w komentarzach do pierwszego posta - w którym się przedstawiałam - do opowiedzenia historii Bazyla. Nikt nie mówił, że tam będzie BARF (myślałam, że wątki barfowe poruszane są w pozostałych postach / działach na forum, a nie w wątku dotyczącym prezentacji. Jestem tu nowa i nie wszystko jeszcze rozeznaję - jeśli zatem mój post nie pasuje do tematu, to najmocniej przepraszam. Można post usunąć).

Doradora, dziękuję za wskazówkę :)
 
 
doradora 

Barfuje od: 09.2014
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 4 razy
Dołączyła: 09 Cze 2014
Posty: 1593
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2015-03-18, 15:19   

susia, absolutnie nie chodziło mi o to, że nie pasuje :kwiatek:
tylko zazwyczaj wszyscy piszą jak doszli do barfa, a tu tylko tyle, ze Bazyl jadł puszkę...
 
 
Snedronningen 
Ekspert

Barfuje od: 06/2013
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 03 Cze 2013
Posty: 2811
Wysłany: 2015-03-18, 15:22   

susia, to jest temat powitalny. Nie ma obowiązku pisać w nim o barfie. Tu przedstawiasz siebie i swoje zwierzaki (bądź zwierzaki i należących do nich ludzi).
 
 
 
susia 

Udział BARFa: do 25%
Dołączyła: 09 Mar 2015
Posty: 8
Wysłany: 2015-03-18, 15:40   

doradora, aaaa, jak ma być o "dojściu do BARFa", to jasne, już piszę :)

Oba moje koty - zanim do mnie trafiły - miały niejasną przeszłość. W przypadku Kiciora wiem tylko, że jadła RC i nie chciała żadnej innej karmy. Próbowałam na początku przestawić ją na puszki, ale jak pisałam w pierwszym poście, zlizywała tylko galaretkę.
Bazyl jest wszystkożerny, ale preferuje chrupki :( Co więcej: wszyscy weci (których spotkałam) powtarzali jak mantrę, żeby karmić suchym, najlepiej jakąś puriną, weterynaryjnym RC etc. Kiedy zamieszkał z nami Bazyl, zauważyłam, że zaczyna wariować (dosłownie), gdy kroję surową wołowinkę. Za każdym razem się domagał tak głośno, że zaczęłam mu takowe kąski podrzucać. Kicior na początku patrzył zniesmaczony, później zaczął kosztować i się przekonywać. I tak, coraz częściej, koty dostawały surowego - ale niestety tylko w ramach przekąski. Tak to cały czas na zalecanym RC :( (ale każdy "nowy" gatunek mięska był przez koty testowany).

Na początku marca odwiedziła nas moja mama, która zdziwiona była, że kotom smakuje surowe mięsko; co więcej, stwierdziła, że "gdzieś słyszała, że koty po surowym mięsie stają się agresywne". LOL. Wierzyć mi się nie chciało, więc zaczęłam szukać - i tak trafiłam do Was :)
Już tego samego dnia miałam wydrukowany post o barfie "dla kotów opornych", drugiego dnia kocia galaretka była gotowa, jak i zamówienie na karmę bezzbożową. Teraz powoli (acz z oporami) odstawiamy RC.
Także wszystko przed nami, ale jestem dobrej myśli, bo widzę, że z Waszą pomocą to nie sposób nie dać sobie rady :)
Jeszcze raz dzięki, że jesteście! :kwiatek:
 
 
HoWaKo 


Barfuje od: 01.2015
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 07 Lut 2015
Posty: 267
Skąd: Zamość
Wysłany: 2015-03-18, 18:58   

Piękna historia Futerek :kwiatek: Pozytywnie zazdroszczę, bo marzę o dwóch kitkach :love:

Miziaki ode mnie i mojej trójcy :kiss:
_________________
BARFny tercet egzotyczny: Honor-Wandysław-Kokoska :mrgreen:
 
 
 
Verano
[Usunięty]

Wysłany: 2015-03-19, 02:41   

Wzruszyłam się :oops:
 
 
vesela krava 
Ekspert


Barfuje od: 10/2013
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 08 Gru 2011
Posty: 952
Skąd: Francja
Wysłany: 2015-03-19, 07:09   

Przypomnial mi sie podpis harpii : jesli nie masz po co zyc, zyj na zlosc innym. Jak widac dziala tez u kotow :-P Mocno nowatorskie metody leczenia ma ten wet, grunt, ze skuteczne ;-)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo. Done by Forum Wielotematyczne