To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Hyde Park - Kącik wkurzonego barfera

Komanka - 2014-10-11, 21:09

Silvena napisał/a:
Szkoda, że te gołębie mogą mieć śrut w sobie;

Ale zawsze to niehodowlane zwierzę, szczęśliwe, bo wolnożyjące i samokarmiące się w sposób naturalny :-) U nas był odmianą na kolejną rocznicę "znalezin" kota :mrgreen:
Cytat:
Zaraz obok nich są też przepiórki pakowane po 4, cenowo nawet ujdzie - taniej niż gołębie ;-)

Kurcze, to chyba ich wówczas nie widziałam! Zerknę następnym razem.

Silvena - 2014-10-11, 21:24

Nie powiedziałabym, że gołębie się same karmią ;-)
Chociaż to ponoć gołębie z Wielkiej Brytanii, może tutaj jest inaczej? Jeszcze nikogo dokarmiającego nie widziałam; i chyba nawet większość ma wszystkie palce ;-)

W biedronce z tego co pamiętam przepiórki były po 35zł/kg. W Makro cena była bardzo podobna.

Sojuz - 2014-10-11, 21:44

Pojechałem dzisiaj zakupić nowy dysk twardy do laptopa "na pałę", ponieważ stary miał zbyt małą pojemność, ale był w 100% sprawny, nie dawał żadnych oznak usterki. Kupiłem, podpiąłem przez adapter, sklonowałem dane, zamieniłem dyski. Laptop chodzi po staremu, ale ma więcej miejsca na dane.

Pomyślałem, żeby, skoro mam już zewnętrzną kieszeń HDD, stary dysk włożyć tam na stałe do przerzucania filmów. Ale nic z tego, o nie :evil: Stary dysk musiał się akurat zepsuć tuż po tym, jak skopiowałem z niego wszystkie dane. Nie wiem czy to niesamowite szczęście czy niesamowity pech. :shock: A od wczoraj targały mną myśli, żeby zmienić dysk w laptopie. Czyżby instynkt... :twisted:

Wkurzony jestem, bo straciłem dobry dysk twardy :evil:

Ines - 2014-10-11, 22:19

Ja kupuję przepiórki po 3,50zł za sztukę (czyli ok 14zł za kg) i ostatnio jak się okazało dostałam pokaźne gratisy do tego.

Na gołębie też czekam... i mam nadzieję, że się kiedyś doczekam :-D

ciocia_mlotek - 2014-10-12, 21:54

Silvena napisał/a:
Jeszcze nikogo dokarmiającego nie widziałam; i chyba nawet większość ma wszystkie palce ;-)

Serio? Tu u mnie wszyscy dokarmiają ptaki. Owoce na krzakach często opadają same bo ptaszyskom wygodniej z karmników

Silvena - 2014-10-13, 09:20

No nie widziałam, ale ja w domu pracuję i mało wychodzę ;-)
Są 3 karmniki na tyłach osiedla, ale gołębi nie widuję. Sporo zielonych papug i jakieś większe ptaki, których jeszcze z nazwy nie zidentyfikowalam. I milion wiewiórek :mrgreen:
Hymen i tak najbardziej lubi polować na koty sąsiadów :-(

ciocia_mlotek - 2014-10-13, 11:04

ja mam stado gołębi w moim ogrodzie. Wkurzają mnie strasznie. A ja nie dokarmiam niczego
Snedronningen - 2014-10-13, 11:33

A ja zabiję na śmierć naszego byłego weta. Zabiję bardzo okrutnie i bardzo boleśnie.
Już dawno dawno temu suka rozcięła łapę. Rozcięła to mało powiedziane - przepołowiła sobie opuszek u przedniej łapy. Szwy założone, łapa opatrzona po 10 dniach na ściągniecie szwów. Ten dzień zapamiętam do końca życia - własnego. Wetka uparła się, że nie na głupim jasiu, bo jak zagojone to już nie boli i psa się lekko przytrzyma. Upierałam się, ale nikt mnie nie słuchał. Skończyło się na tym, że źle założone szwy rwały skórę i lekko zabolało przy jednym szwie. 20 kg knypek wielkiej krzywdy nie zrobi, ale kłapnięcie pyskiem przy twarzy panią wet wystraszyło nie na żarty. I się zaczęło - nie wolno dotykać bolącego miejsca, nie wolno oglądać bolącego miejsca, ba samo spojrzenie na bolące miejsce jest surowo zakazane. Zakazane przez psa.
Od ponad dwóch lat uczyłam sukę, że wolno dotykać, że nic się nie dzieje, że nie boli, że krzywda się nie stanie. Pozwoliła nowej Pani wet ucho chore przeczyścić i zakroplić i wymasować :shock:
Ale żeby nie było kolorowo suka złamało pazur, oczywiście, że w tej samej łapie, którą 2,5 roku temu rozcięła. I nie, nie wolno nawet patrzeć na tę łapę, bo już się suka denerwuje.
No kto pomyślał (bo na pewno nie była wetka :evil: ), że jak rott urośnie to będzie ponad 40kg żywej wagi a jego rottweilerzy charakter całą swoją siłą da się poznać z najgroszej strony.
I po co ja się z nią katurlałam po podłodze jak była mała? Po co uczyłam szczeniaka, że dotyk jest fajny? Po co codziennie robiłam jej przegląd i ją masowałam? Po co, skoro jedna rzecz zepsuła wszystko 2,5 roku temu a za chwilę całkiem możliwe, ze druga zepsuje ponad 2 lata pracy nad psem?
Jak spotkam poprzednią weterynarz to na miejscu zabiję :evil:

Nina_Brzeg - 2014-10-13, 12:08

Snedronningen, wielbię takich najmądrzejszych wetów. Jakby oni mieli jakiekolwiek pojecie o zwierzęciu, które leczą.

Mieliśmy kiedyś taką kotkę, że tylko ja i mama ją brałyśmy na ręce, obie zaliczyłyśmy rozwaloną żyłę w dłoni, od jej pazurów. Skubana potrafiła za mną biegać żeby mnie upieprzyć w stopę. Lubiła mizianie ale tylko chwilę i w ciągu ułamka sekundy zmieniała zdanie i rzucała się na ręce, kopiąc i gryząc. Wielbiłam tego kota i znałam na wylot. Była piękna i wyglądała uroczo ;-)
Pojechaliśmy z nią na kliniki do Wro bo miała nawracające zapalenia pęcherza z krwiomoczem (urinary oczywiście jadła, o zgrozo). Zapalenia były wynikiem permanentnego stresu, ale chcieliśmy zrobić jej usg i pobrać mocz prosto z pęcherze, do badania. Od początku mówiłyśmy, że kotka nienawidzi jak się ją trzyma, że tylko my dwie możemy i to nie bez szkody dla nas. Wyjaśniałyśmy, że usg można jej zrobić wyłącznie na głupim jasiu. Uparli się, że przesadzamy i nie takie koty tam miewają. Zabrali ją do usg, wetka i dwie studentki. Wróciły zakrwawione (podrapane i pogryzione), usg zrobione na głupim jasiu, na pustym pęcherzu bo tak ją trzymały, że kotka się zesikała pod siebie. Stwierdziły, że takiego potwora jeszcze nie miały.

Snedronningen - 2014-10-13, 12:23

Nina_Brzeg napisał/a:
Wróciły zakrwawione (podrapane i pogryzione)
I dobrze im tak. Niech się weci w końcu nauczą, że to, że część ludzi nie radzi sobie z własnymi zwierzętami to nie oznacza, że potwory się nie zdarzają i jak właściciel mówi, że czegoś się nie da to może faktycznie się zwyczajnie nie da i nie ma co próbować.

Poprzednim razem jak suka złamała pazura poszłyśmy do Pani wet i ona bardzo sprytnie powiedziała "łapa". Suka dała łapę, Pani obejrzała, i stwierdziła, że to nic, końcóweczka ułamana odpadnie sama i po kłopocie. Tym razem jest inaczej, suczydło nie podaje tej łapy nikomu. Ja wiem, ze to histeryczna panikara i na 99,9% nic się nie dzieje, ale ten 0,01% nie daje mi spokoju.

Nina_Brzeg - 2014-10-13, 13:52

Snedronningen, ja się śmiałam, że mogłam wziąć zaświadczenie o charakterze kota od naszych wetów :-P Po badaniu/zastrzykach wet zawsze opierał się o szafki, składał ręce na piersi i patrzył jak pakujemy kota do transportera ;-) Tzn kotka wyswobodzona z ręcznika sama wpadała do kontenerka, ale trzeba było go jeszcze zamknąć. Zawsze przy transporterze nosiłyśmy skórzane, grube rękawiczki i w nich się drzwiczki zamykało, a wściekła kotka wymachiwała łapami. Po jej śmierci rękawiczki wylądowały w koszu, bo były totalnie zajechane tymi akcjami ;-) Ech, co to był za kot ♥


Moje suki miały kiedyś fazę, że kilka razy z rzędy złamały pazur. Tak chamsko, że krew ciekła strumieniami. Majka nigdy nawet nie pisnęła (3 razy złamała!) i tylko krew w domu znajdowałam po spacerze. Za to Vega zrobiła taką histerię, że musiałam ją nieść do domu. Na szczęście u niej to była jednorazowa akcja.

Snedronningen - 2014-10-13, 14:00

Najgorsza jest ta jej histeria. Nic nie boli, nic się nie dzieje, ja chcę tylko zobaczyć a ta się zachowuj jakby co najmniej oko jej wypadło a ja chcę grzebać w oczodole. Pies obrońca, nieustraszony, do wszystkich mocny a jak coś się stanie to już napad histerii, bo na pewno chcą ją zabić :evil:

A poprzednia suka? Miodzio. Leżała i czekała aż skończą jej cokolwiek robić. Nie ważne, czy złamany pazur, czy urwana łapa. Leżała i czekała.

Nina_Brzeg - 2014-10-13, 15:51

Snedronningen, to coś jak Vega ;-) Poszliśmy po kastracji szwy pokazać. Wetka ją dotknęła palcem w plecy a ta narobiła takiego wrzasku jakby ją zarzynali :lol: Nie wiem jak ściągaliśmy szwy później. Chyba sama w domu to robiłam z tego co pamiętam (9 lat temu więc jak przez mgłe).
Skipper - 2014-10-13, 16:13

A ja jestem dzisiaj już wkur..na na maksa. W ubiegły czwartek wieczorem Skippi miał pobieraną krew na badania do Laboklinu. Odwirowana surowica wyjechała od mojego weta w piątek o 12-ej, do Laboklinu dojechała dzisiaj ok. 11-ej (odległość 150 km). ) 11.39 dostałam z Laboklinu maila - MATERIAŁ WYLANY :evil: Jak poinformowała mnie pani telefonicznie, wywalony był korek od probówki.
Skippi ma pojutrze czyszczenie zębów na SGGW, anastezjolog powiedział, że bez aktualnych badań na narkozę kota z PNN nie weźmie. Na wizytę u dr Jodkowskiej czekałam 3 tygodnie.
Masakra, za godzinę jadę ze Skippim do weta na ponowne pobranie (jak się uda bo jak nie będę musiała wizytę odwołać :-( ) i jutro sama zawiozę surowicę na badania.
Ową wspaniałą firmą kurierską, która świadczy usługi przewozowe na zlecenie Laboklinu jest TNT. Nota bene wet mi mówił, że to już drugi taki przypadek w ciągu tygodnia - ostatnio dojechał zgnieciony pojemnik z moczem. Niestety mocz był pobierany przez cewnikowanie - kot był pod narkozą. Ręce opadają.

tonks - 2014-10-13, 18:10

Strasznie mi.
W tym roku poszłam się uczyć. Ja jednak nie byłam gotowa iść do ludzi.

Dzisiaj jeden kolega chciał mi chyba zaimponować, wyczytał sobie, że ja lubię koty to mi mówi, że ma 3. Dachowce. A na wiosnę będzie miał kocięta.
Opadło mi.
Nie dość, że podryw a'la stary pedofil - "chodź zobaczysz moje kotki" - to jeszcze on to na poważnie.
Płacę każdą wolną kasę Koterii, co by sterylizowali koty wolnożyjące, leczyli, dbali, a on dokłada tylko nowe pokolenia bezdomnych.
No phhhhh.

Ja jednak nie lubię ludzi. :evil:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group