BARFny Świat Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.
Hyde Park - Kącik wkurzonego barfera
gerda - 2015-03-29, 22:30 Mnie wszystko jedno - byle bez zmieniania Lena06 - 2015-03-29, 22:51 Ja po takiej zmianie przez ok. tydzień chodzę skołowana. I nie ma znaczenia, czy to czas letni, czy zimowy. Organizm odmawia posłuszeństwa i już. Człowiek chodzi niewyspany, zmęczony... Aż dziw, że to "tylko" godzina, a tyle zamieszania wokół robi...
W tej kwestii zazdroszczę... Rosjanom.shana55 - 2015-03-29, 22:56 I nie tylko my chodzimy do tyłu... Moje zwierzaki też nie mogą się przestawić przez tydzień z jedzeniem. i tak jest przy każdej zmianie czasu... ehhh. Wymyślił ktoś głupotę i teraz wszyscy cierpią. A kury wcale więcej jaj nie znoszą !! dagnes - 2015-03-29, 23:01
Cytat:
W tej kwestii zazdroszczę... Rosjanom
Nie tylko w Rosji nie ma zmian czasu. Większa część świata i większość krajów czasu nie zmienia, tylko durny "Zachód" się wygłupia (Rosja chyba odeszła od zmian czasu, bo w przeszłości też się wygłupiali).
Dieselka napisał/a:
lepiej się czuję na zimowym
Pewnie dlatego, że jest zgodny z czasem astronomicznym. A latem "podkręcają nam śrubę" .Dieselka - 2015-03-31, 09:41 Nawet nie wiedzialam o tym czasie astronomicznym. Ale przynajmniej juz wiem dlaczego tak cierpię przez cale lato :/małga - 2015-03-31, 15:21 to ja mam czas biologiczny letni cierpię całą zimę, serio, nawet pracując wcześnie rano wystarczają mi letnie wschody słońca.nenya - 2015-04-17, 09:37 Szarpnęłam się zwierzom na ludzką cielęcinkę. Drogie cholerstwo, myślę, ale niech mają. I co? Do podudzia wziąć się nawet nie chcieli, a jak wzięli w zęby, to zaczęli rzygać dalej niż widzą. Pomyślałam - jakieś lewe mięsko, wyrzuciłam. Minał tydzień, rozmroziłam tym razem żeberka z mięśniami - niech sobie jedzą. Historia się powtórzyła - brak chęci konsumpcji, a potem rzyganie dalej niż widzą. Mięcho za prawie 40 złotych wywaliłam do kosza i w sumie do tej pory nie wiem - czy to kwestia lewej partii? Czy psom tak bardzo nie podszedł smak cielaka?Sojuz - 2015-04-17, 10:57 Takie "egzotyczne" i drogie mięso ma to do siebie, że może dłuuugo leżakować w zamrażarkach, nawet dwa lata. Samo sprawdzenie daty ważności nie daje gwarancji, że mięso jest świeże. Trzeba też je ocenić organoleptycznie. HoWaKo - 2015-04-17, 12:20 To ja jestem zakałą. Kupiłam cielęcinę II dla zwierzów (świeża, nie mrożona), ale nie pohamowałam się i zeżarliśmy z małżem na obiad Uważam, że ta dwójka lepsza niż wołowina I, mięciutka i delikatna, więc spokojnie będę kupowała dla całego zespołu ludzko-zwierzowego
A z wkurzenia to tak: zamówiłam króliki "od baby" zaznaczając, że tym razem chcę wszystkie podroby i najlepiej z odłowioną krwią. Dostałam wątrobę i serce z kawałkami płuc, to się pytam gdzie reszta? A ona, że resztę to ona psom daje Lena06 - 2015-04-17, 13:43 HoWaKo, oczywiście współczuję, ale ze śmiechu powstrzymać się nie mogę Cóż za paradoks Anonymous - 2015-04-17, 13:59 Sojuz, ale to dla psa naprawdę nie powinno mieć znaczenia. Pies to nie wybredny kocurek co to "miąs nieświeżych nie jada" Bardziej obstawiałabym "odświeżanie" mięska przez mycie w różnych dziwnych substancjach i tego rodzaju procedery, o których nieraz już było głośno.Lena06 - 2015-04-17, 14:07 No właśnie, zgadzam się z Verano. Psy to padlinożercy. Jak coś nieświeże to tym bardziej wsuną bez szemrania. Z tym mięsem naprawdę musiało być coś nie tak. No bo alergia u dwóch na raz chyba nie występuje...Snedronningen - 2015-04-26, 10:51 Mój wnerw osiągnął wczoraj apogeum i muszę to z siebie wyrzucić bo pęknę. Już wczoraj się wylało i wrzeszczałam na łące przez kilka minut. Dziś ledwo mówię. Niby nic, zwykła pierdoła, ale przelała szalę goryczy.
Moja suka jest psem agresywnym i nie ma oporów przed zaatakowaniem. Była taka od szczenięcia. Jak ktoś robi coś, co w jej mniemaniu jej zagraża w ruch idą zęby. Nie gryzie mocno i nie robi dużych szkód. Chwyta i puszcza. Zostają po niej siniaki. Próg pobudzenia jest wysoko, więc wcale nie łatwo jest od niej dostać zębami. I byłoby ok, gdyby nie to, że suka cierpi na zaburzenia nadpobudliwości i nadreaktywności. Co to oznacza? Mniej więcej to, że jak w grę wchodzą duże emocje to można zarobić strzała za pierdołę. I nie muszą to być emocje negatywne. Zbytnie pobudzenie np. na zabawkę czy przyjście gości czy zapach dzików, które były na łące kilka minut przed nami powoduje jej reakcje. Niestety otoczenie nie ułatwia nam życia. Mieszkamy na wsi, gdzie są sarny, dziki, zające. Pierwotnym przeznaczeniem rotta było zaganianie. I to wcale nie wyparowało z jego charakteru. U suki każdy szybki ruch zwierzyny powoduje natychmiastową reakcję do pogoni. Już opanowałyśmy trudną sztukę opanowywania tego zachowania przy nagle wyskakującej z zarośli sarnie, czy przebiegającym przed pyskiem zającu. Ale problem stanowią rowerzyści, na których suka reaguje agresywnie. Jak była szczylem to jeden geniusz postanowił w nią wjechać. Baaardzo sprytne. Zapamiętała to sobie bardzo dobrze. Podjudzają zachowanie inni rowerzyści. Nie wszyscy, bo część rozumie, że przy psie jedzie się wolniej i w pewnej odległości. Ale zawsze trafi się jakiś z iloczynem inteligencji, który śmignie jej koło nosa z dużą prędkością. A potem aj waj bo go pies podciął na rowerze. Jak ktoś da mi znać, że jedzie to ja schodzę na bok aby mógł przejechać spokojnie. Nie ma z tym problemu, tylko trzeba dać mi znać, że się jedzie. Z tego co wiem w rowerach są dzwonki a użycie takowego nie wymaga specjalnych zdolności ani fizycznych ani psychicznych.
Podobna reakcja jest na samochody. I to jest moja wina. Bo to ja zaszczepiłam w niej tę reakcję. Zupełnie przez przypadek z ogromnym wnerwem drąc się na kierowce, który o mało nas nie rozjechał. Bo pani w biały dzień nie zauważyła, że na środku drogi stoi nie mała osoba w odblaskowym swetrze z niemałym psem. Pewnie by zauważyła, gdyby nie to, że wyjeżdżając z zakrętu (wcale nie wolno) nie pisała sobie smsika. Suka była za mną a ja kilka centymetrów od zderzaka. No udało jej się zahamować. Ja nie jestem osobą, która takie rzeczy przemilczy i zdusi w sobie. O nie. Pani dokładnie dowiedziała się co myślę o jej durnocie a za trąbienie i dyskusje została poproszona aby wysiadła z samochodu i zobaczymy czy dalej jest taka mocna. Nie jestem osobą, która jak się na kogoś mocno wkurzy i chce go roznieść to się drze. Nie, ja wtedy mówię lekko ciszej i bardzo stanowczo. Nie trzeba mnie znać, aby wiedzieć, że nie jest to najlepszy moment na dyskutowanie ze mną. Niestety pies to zapamiętał i szybciej jadące samochody chce zabić. A na naszej ulicy część idiotów lubi się rozpędzić, bo to przecież kilkadziesiąt metrów pustej wiejskiej drogi, więc trzeba sprawdzić moc samochodu. Nie ważne, że mogą potrącić kota, psa czy dziecko. Grunt, że sobie pojeżdżą. Pracujemy nad tym, ale tacy idioci wszystko nam psują i trzeba od początku.
Piesi to kolejna grupa ludzi, którzy mają pustkę w głowie. Zdecydowana większość ludzi u nas wie, że nie najlepszym pomysłem jest wchodzenie na psa, którego właściciel idzie skrajem drogi niemalże wchodząc na pole i trzymając olbrzyma bardzo krótko a ów olbrzym przyklejony jest niemalże do jego nogi. Ale zawsze znajdzie się kretyn, który w owego psa wlezie, pomimo, że nawet gdyby szedł środkiem drogi to ma ponad metr dystansu pomiędzy nim a człowiekiem z psem. Nie, trzeba wleźć na psa i robić zdziwioną minę, że pies warczy.
Z tym wszystkim nie było by aż takiego problemu, gdyby nie to, że suka pilnuje zasobów. A najważniejszym i najbardziej strzeżonym na świecie zasobem jestem ja. I biada każdemu, kto zechce mi krzywdę zrobić. Nie ważne czy swój czy obcy. Dlatego nie lubi jak przejeżdżają koło mnie rowery, bo przecież mogą zrobić krzywdę. Nie lubi jak jestem w pobliżu jadących samochodów, bo przecież mogą zrobić krzywdę. Nie lubi jak ludzie za blisko podchodzą, bo mogą zrobić krzywdę. Serio, 2 metry od nas to nie jest dystans, którego zachowanie stanowiło by jakiś problem. Jak widzę, że idzie ktoś kto nie czuje się pewnie w obecności suki (a można się bać ogromnego, obcego rottweilera) to schodzę na pole/łąkę i sadzam "potwora" aby ludzie spokojnie przeszli.
Niestety ludzie bezczelnie wykorzystują to, że jestem odpowiedzialna i ułatwiam im poruszanie się przy moim psie i staję czasem na głowie aby suka nie użarła im tyłków.
A na sam koniec wisienka na torcie. Coś, za co ja jestem gotowa rozszarpać człowieka i nie tylko jego. To agresywne psy puszczane luzem. Na mojej uliczce (6 domów) takich idiotów jest sztuk dwie. Jeden zaraz na przeciwko, z cziłką. Drugi dwa domy dalej po mojej stronie - nie duży kundelek. To nie są psy, które szczekają czy grożą. To psy, które z odległości kilkunastu metrów biegną z zębami na wierzchu i atakują moje suczydło. Pisałam na początku, że generalnie nie łatwo od suki strzała zarobić. Oprócz sytuacji za dużych emocji jest jeszcze jeden od tego wyjątek. To moment, gdy ona się broni przed atakiem. I oczywiście, że ci dwaj geniusze prawią mi morały, że powinnam coś zrobić z moim psem. JA?! To mój pies atakuje inne? Nie to one atakują go. A myślicie, że geniusze będą je na smyczy trzymać? Ależ oczywiście, że nie. Moja suka stara się wycofywać z takich sytuacji, ale jest to trudne, bo co się obróci to agresor ją zębami.
I wczoraj już nie wytrzymałam. Jak zwykle wychodząc za bramę rozglądam się dokładnie czy nie ma któregoś z tych psów. Wyprowadzam sukę i idziemy. Na naszej drodze wyrasta kretyn z agresywnym owczarkiem puszczonym luzem. Na szczęście dosyć daleko, więc niezauważone zmieniamy trasę i idziemy uliczką obok. Udało się, ominęłyśmy ich. Za fajnie by było, bo suka znalazła suchy wywalony chleb i zanim się zorientowałam to go szamie (tak, śmiecioryjów wywalających wszędzie jedzenie też nie lubię). Już jestem zła za psa a do tego jeszcze ten chleb. Idziemy oglądać kózki, więc zaraz mi przejdzie. Rowerzyści. Ale jadą powoli więc schodzimy na bok. Przejechali, suka się nawet nie spięła. Idziemy spokojnie dalej. Aż nagle wypada na nas nieduży prawiejamnik. Jak tylko zobaczył sukę to z zębami do niej. Kilka metrów dalej jest jego dom, ale nie widzę żeby ktoś z nim był, więc pomyślałam, że przechadza się sam. Dre się, żeby ktoś go zabrał, bo on już mi sukę atakuje a ta, nie pozostaje dłużna. Nikogo nie ma. Staram się wyjść przed nią i kopnąć gnoja aby odszedł, ale ona nie pozwala aby on do mnie doszedł. W końcu udało mi się tak nas wszystkich ustawić, że mogę walnąć agresora. W tym samym momencie suka wydała z siebie przeraźliwy warkot i wciągnęła go pod siebie. Przetargała go kilka metrów i udało mi się ją z niego ściągnąć i odejść kawałek. Tamten w szoku już do nas nie podleciał. Staram się ją od niego odciągnąć jeszcze dalej, bo ona cały czas na niego skierowana i patrzy czy nie podlatuje. Udało mi się. I odchodzimy. W tym momencie z zarośli wychodzi jego właścicielka, która sobie kwiatki zbierała, i woła aby poszedł za nią. Teraz?! A gdzie była przez te kilkanaście minut jak ja się z jej psem szarpałam?
Nie wytrzymałam i stojąc na łące darłam się i ryczałam. Bo już mam dosyć. Chce raz iść z psem na zupełnie spokojny spacer. Gdzie nikt w nas nie wlezie i gdzie żaden pies nas nie zaatakuje.
Czy to naprawdę aż tak dużo?HoWaKo - 2015-04-26, 12:11 Rzeczywiście kocioł. Ciężko mi to zrozumieć, bo moje psy są nieagresywne wobec nikogo i niczego, albo jeszcze tego nie okazały. Co w sumie też nie jest do końca komfortowe, bo wolałabym aby nie uważały wszystkich ludzi wokół za "dobrych wujków" - pracujemy nad tym i są pierwsze efekty.
Generalnie z problemów, które opisałaś przerabiam tylko jeden - kierowcy, którzy jadą na oślep i za nic mają piechurów. Mieszkam na obrzeżach miasta, na długiej prostej ulicy, która ciągnie się przez ponad 3 km. I nie ma spowalniaczy. Robi się coraz cieplej, zaraz, jak co roku, pojawią się miłośnicy ścigaczy oraz użytkownicy innych pojazdów mechanicznych pędzących ile fabryka dała. Ryk silników i pęd rozstraja mnie nerwowo, jak tylko mam okna otwarte, a co dopiero gdy idę chodnikiem. I tak się zastanawiam jak będą wyglądały nasze spacery...
Latające luzem psy w mojej okolicy są bezproblemowe, rowerzyści rozsądni (zwalniają, jadą trzymając dystans). Tylko chodzący ludzie denerwują. Bardzo często zatrzymują się i chcą głaskać nie pytając o pozwolenie. A nie każdy sobie życzy takiej poufałości, za to psy się nauczyły, że każdy chce się witać. No i mam z tym teraz trochę nieplanowanej pracy.Snedronningen - 2015-04-26, 13:30
HoWaKo napisał/a:
Robi się coraz cieplej, zaraz, jak co roku, pojawią się miłośnicy ścigaczy oraz użytkownicy innych pojazdów mechanicznych pędzących ile fabryka dała
U nas już się pojawili. Najgorsi są Ci na motorach crossowych. Dźwięk niesie się na wiele kilometrów (u mnie są ogromne wolne przestrzenie, bo to wieś rolna) i suka jak już słyszy to zaczyna się denerwować.
To, że ona jest agresywna to jest najmniejszy problem. Bo zazwyczaj jej reakcja to warczenie lub podskok ze szczeknięciem. Ale niestety durni ludzi napracowali się, aby odbiór rasy w społeczeństwie był taki a nie inny. To bardzo widać po dzieciach, które zachowują się zdecydowanie spokojniej niż dorośli. Nie wpadają w panikę i nie uciekają z krzykiem, przez co jest to grupa, która jest przez mojego psa najbardziej tolerowana. Takie dziecko może nawet się potknąć i przed nią przewrócić po czym uciec z płaczem. I jedyna reakcja jaką to wywoła u suki to mego zdziwienie.
Dorośli to inna bajka. Kobiety mogą istnieć i chodzić, bo nie stanowią zagrożenia. Ale mężczyźni są już problematyczni. Jak idą z dzieckiem lub psem to mogą iść. Ale jak idą sami to suka już z oddali jest czujna.
A najlepsze jest, że jak ktoś rozłoży sobie miarkę na ziemi to zobaczy jak ogromnym dystansem są te dwa metry. A dopiero po przekroczeniu tego dystansu suka reaguje.