To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Hyde Park - Kącik wkurzonego barfera

Ines - 2015-04-26, 18:13

Nienawidze ludzi z psami puszczonymi bez smyczy. Chcialabym raz wyjsc na spacer z kotem, zeby takiego nie spotkac. I co z tego, ze pan czy pani z daleka wolaja, ze piesek nic nie zrobi, on kocha kotki. Ja tego nie wiem. A przede wszystkim, kot tego nie wie i najmniej go obchodza zapewnienua, ze piesek lubi kotki. Dla kota sam stres zwiazany z widokiem biegnacego w jego kierunku bydlecia to juz jest krzywda :/ lubie psy i szkoda mi ich, bo najmniej sa winne w takich sytuacjach, ale chyba w koncu zaopatrze sie w jakis gaz pieprzowy na wypadek takich zajsc.
Snedronningen - 2015-04-26, 18:53

Ines napisał/a:
pan czy pani z daleka wolaja, ze piesek nic nie zrobi, on kocha kotk
I takich się bój najbardziej.
Moja suka nie jest puszczana luzem. Lata na lince. Ale jak widzę, że jest ktoś, kto ma obawy to wołam do siebie, zwijam linkę i idzie koło mnie. Bo to jest właściwa reakcja osoby odpowiedzialnej. Jest u nas Państwo z dwoma goldenami. Psy miodzio, ułożone, spokojne, posłuszne. A Państwo i tak wołają do siebie i zapinają na smycz jak kogoś spotkają. Niby naturalna rzecz a jednak ciężka do przyswojenia dla niektórych.
Ja się nie dziwie nikomu, kto narzeka na psiarzy, bo większość tej grupy to kretyni bez wyobraźni.

Najgorsza na świecie część tej grupy to "niedzielni wyprowadzacze psów". Wszystkich ich najchętniej zrzuciła bym z wielkiej skarpy. To ludzie, którzy na co dzień nie wyprowadzają psów. Zaczynają wychodzić późną wiosną, gdy robi się naprawdę ciepło. Wychodzą bardzo rzadko. Psy nie potrafią chodzić na smyczach, bo i jak skoro nigdy nie chodziły. Puszczone więc luzem, mają w d swoich wyprowadzaczy, nie znają ani jednej komendy, nie reagują na swoje imiona. Na moim osiedlu, ludzie którzy codziennie wyprowadzają psy, mają ustalone godziny i miejsca spacerów. Wiemy, które psy się lubią i mogą spotkać, które psy się nie cierpią i absolutnie spotkać się nie powinny, które psy w które miejsca chodzić nie mogą, który pies jest akurat po chorobie czy wypadku bądź w trakcie leczenia, które psy mogą się minąć, ale nie powinny do siebie podchodzić, i jakie konkretne psy mają dystanse, na których nie reagują, gdzie w danej porze roku absolutnie iść nie można bo dziki mają młode. Nie ustalaliśmy tego z kartką i długopisem. Takie rzeczy tworzą się zupełnie naturalnie, bo nam wszystkim zależy na spokojnych spacerach, które maja być dla nas czystą przyjemnością. I oczywiście zdarzy się, że czasem trzeba iść z psem o nie swojej porze, czy zmienić trasę spaceru. Wtedy wiemy, gdzie ewentualnie pójść aby jak najmniej się komuś naprzykrzać. Ale "niedzielni wyprowadzacze" takich niuansów nie znają. Lezą, gdzie ich oczy poniosą i pchają się ze swoimi niewychowanymi psami gdzie im się podoba a potem cali w pretensjach o wszystko. No sorry, ale jak ktoś wlezie w miejsce, gdzie są dwa kaukazy, które nie tolerują obcych (notabene bardzo spokojne psy, jeżeli się do nich nie szumi i się ich nie zaczepia, a Pan chodzi w takie miejsca i o takich porach, że wlezienie na nich to nie lada wyczyn) i nie panuje się nad swoim psem, który do nich szumi to nie trzeba być geniuszem, aby przewidzieć konsekwencje. Szczytem była Pani, która wlazła na łąkę jak byliśmi z trzema sporymi psami, tonem obrażonej księżniczki kazała nam zapiąć psy, a po naszym zapięciu puściła swojego pimpka i zaczęła sobie spacerować.
To właśnie przez takiego "niedzielnego wyprowadzacza" moja suka została zaatakowana i teraz mam problem bo reaguje bardzo stanowczo na szczekanie małych psów.

Silvena - 2015-04-26, 18:56

Mi raz jeden bezczelnie powiedział, że mam brać kota na ręce, bo on z psem idzie ... :evil:
zenia - 2015-04-27, 07:22

ja tez lubie psy
pół życia byłam psiarą ,w domu zawsze były psy
ale ludzie z psami mnie poprostu wkurzają,nawet ich psy :twisted:
w dupie mają wszelkie bezpieczeństwo
bo oni wiedzą że"piesek nic nie zrobi"
IM nie zrobi ,a mi może zrobi :evil:
dwa psy spotykaja sie na klatce schodowej,ujadaja na siebie,agresja,piana z pysków,a oni gdzies maja stojących obok ludzi,psów nie odwołają,smyczy nie ściagną
nie,bo po co :-?
jeszcze z takim rozjuszonym psem pakuje się do windy ,ja stoje w kącie sparalizowana bo bydle sapie wściekłe i patrzy zeby jakąs ofiarę zastępcza kłapnąć

Tufitka - 2015-04-27, 07:46

Ines napisał/a:
Nienawidzę ludzi z psami puszczonymi bez smyczy.
Ostatnio byłam świadkiem, jak dwójka ludzi wracała z 3 psami ze spaceru, wszystkie bez smyczy (mieli tylko jedną smycz ze sobą), dwa psy z kagańcami na pysku. Dochodzą do ulicy, dwa psy z przodu idą i pchają się na jezdnię. Na szczęście dla nich, to wąska ulica i samochody wolno jadą (ale to nie tłumaczy zachowania ludzi). Facet rozdziera japę "STÓJ", STÓJ, głupia" Ja do niego wrzeszczę, że psy to się na smyczy prowadza, a krzyczeć to może na siebie, bo pies nie rozumie o co chodzi. Pies trochę zwolnił, ale przeszedł przez jezdnię w towarzystwie wrzasków faceta. Po drugiej stronie zapiął psa na smycz i dał mu klapsa. Ja krzyczę, ze klapsa to sobie może dać, bo pies tego nie rozumie. Po prostu chciałam podejść i strzelić z liścia w tył łba, ale i tak by nie pojął o co mi chodzi. Żeby pies reagował na komendę stój przed jezdnią, powinien od małego, konsekwentnie i cierpliwie wyuczyć psa. Wtedy pies reagowałby na komendę. Takim ludziom powinni albo odbierać zwierzęta, albo ich resocjalizować i wdrukować odpowiednie zachowania. Wtedy może włączyłby myślenie - chyba, że myślenie sprawia trudność i robią mu się myślawki (odciski) na mózgu.
Snedronningen - 2015-04-27, 08:33

zenia napisał/a:
stojących obok ludzi,psów nie odwołają,smyczy nie ściagną
nie,bo po co :-?
Bo w takiej sytuacji ściągnięcie smyczy może spowodować atak jednego psa na drugiego przy czym Ci stojący obok mogą nieźle oberwać.

zenia napisał/a:
patrzy zeby jakąs ofiarę zastępcza kłapnąć
Agresja przeniesiona nie występuje u wszystkich psów. Zdecydowana większość psów agresję kieruje tylko i wyłącznie na bodziec, który wywołał reakcję.
Kazia - 2015-04-27, 08:57

Facet woła psa. Pies nie reaguje, buszuje w krzaku.
Facet za nim idzie, jakoś udaje mu sie psa zapać. I wtedy daje psu klapsa.
I nie rozumie tłumaczenia, że wlaśnie uczy psa nieprzychodzenia na komendę...bo po co pies ma przyjść do niego? po klapsa?

Anonymous - 2015-04-28, 23:49

Nie wyobrażam sobie wyprowadzania psa tylko na smyczy. Na litość, przecież to jest pies i musi się wybiegać- już nie bądźmy takimi gestapowcami, że pies zawsze wszędzie tylko na smyczy. Kluczem jest tutaj złoty środek. Trzeba psa uczyć komend i to naprawdę popłaca. Jak się widzi ludzi brać na smycz albo usadzić na zadku.

Moja suka jest mega uległa i cieszy się do wszystkich ludzi i zwierzaków, no dobra- nie lubi tylko małych jazgotów :-P , ale nawet wtedy nie warczy tylko po prostu omija szerokim łukiem, tak samo jak psy co do niej startują. Kiedy idziemy na spacer w "cywilizacji" jest brana na smycz, ale na łąkach biega luzem. Chyba mam szczęście, bo na mojej ulicy jest kilka psów i wszystkie się wzajemnie całkiem dobrze tolerują :mrgreen: Koty ma zasadniczo w d... oprócz jednego chama co to przyłazi do nas na taras i się bezczelnie odkłacza albo siknie co rusz na "winklu" ( a jest niewykastrowany). Sąsiadka została uprzedzona, że na niego sucz jest cięta niemożebnie i jak dorwie go na swoim terenie to ja nie odpowiadam za skutki. Więc teoria, że psiarze to debile, a kociarze to tuzy intelektu jakoś się nie bardzo broni w tym przypadku... :evil: Dlatego bardzo Was proszę nie generalizujmy i nie przypinajmy "łatek". :-D Część z nas ma i koty i psy więc doskonale wie jak różne mają potrzeby, bo każdy kto zna choć trochę te gatunki wie, że nie zawsze to pies jest stroną "agresywną". Ja wychowałam się z czarnym ogromnym kocurem, który potrafił pogryźć dotkliwiej niż niejeden pies :twisted: . Bez sensu rozpętywać jakąś pseudo kocio-psią wojnę :roll:

Zgadzam się, że "niedzielni wyprowadzacze" to jest zmora. Mało, że psy nienawykłe do wolności dostają totalnie małpiego rozumu i nie znają komend. Sąsiadka jakiś czas temu dziwiła się, że ja na spacer z psem ubieram się jak nie przymierzając do obory... :mrgreen: Jak raz poszła kawałek z nami to jej się w głowie rozjaśniło :-P Stwierdziła, że nie jest "stosownie ubrana" do tak ekstremalnych sportów i zawróciła po 5 minutach do domu :-P Jej strata :) Przeprawianie się przez okoliczne rowy melioracyjne, pole zarośnięte nawłocią i zdobywanie miejscowego "monteverestu" (jakieś 5m n.p.m.- hi hi hi) to faktycznie dla 99% ludzi totalny hard-core :-P Nic dziwnego, że jak mnie sąsiad wreszcie kiedyś zobaczył ubraną jak człowiek rodzaju żeńskiego, to mało policji nie wezwał i się zapytał czego ja sobie życzę i że sąsiadów (czyli nas) nie ma w domu... :lol:

Tufitka - 2015-04-29, 09:47

Verano napisał/a:
Nie wyobrażam sobie wyprowadzania psa tylko na smyczy.
chodzi o to, by w niebezpiecznych dla psa miejscach był na smyczy, żeby nie wyskoczył nagle na ulicę. Są ludzie, którzy nie układają swoich podopiecznych i wtedy taki pies jak zobaczy coś po drugiej stronie ulicy to nie zatrzyma się na wołanie opiekuna tylko poleci. I nieszczęście gotowe. jestem jak najbardziej za spuszczaniem psa ze smyczy z dala od ulicy, tam gdzie innym pies nie zaszkodzi, może się swobodnie wybiegać i jest bezpieczny.
Anonymous - 2015-04-29, 13:05

Tufitka, oczywiście, że masz rację.
Lena06 - 2015-05-01, 20:14

Jechaliśmy dzisiaj na majówkę z rodziną na działkę. Byliśmy już tuż tuż, gdy wjechaliśmy na leśną drogę i wtedy zobaczyłam ciągnącego się po bocznej drodze psiaka. On nie był w stanie nawet chodzić, tylko się czołgach, przewracał z boku na bok i dyszał. Nie myśląc wiele wysiedliśmy, by ocenić co się wydarzyło. Psiak miał tylko kroplę krwi na głowie, bez żadnych większych ran, oczy nienaturalnie wybałuszone, kark cały spuchnięty. Nie mógł wstać na łapy i strasznie go bolało. Piszczał, warczał biedak. Tata mówił, że zanim go zauważyłam w las uciekł jakiś duży rudy pies, więc wywnioskowaliśmy (o czym też świadczy jego obrażenia), że został pogryziony. No i wtedy zaczął się problem. Przyszła do nas jakaś kobieta, zainteresowana psiakiem, miejscowa, ale mówiła, że go nigdy nie widziała. Zaczęliśmy dzwonić na straż miejską i nic. Żadnego odzewu. Kobieta pobiegła, więc do domu, by sprawdzić numer do schroniska i weterynarza. Ze strony schroniska też cisza. Weterynarz - podobnie, choć opieka również świąteczna. Tata zabrał się więc z resztą rodziny na działkę, by zawieść wszystkich łącznie z nerwowymi już zwierzakami i zaraz miał wrócić z jakimś kocem, rękawicami - bo psiak obolały i przerażony nie chciał dać się dotknąć i jakby dał się wziąć zawieźlibyśmy go do kliniki, albo schronu. W między czasie, gdy stałam przy psiaku mały się do mnie przekonał i dał się głaskać, a gdy odchodziłam od niego bardzo piszczał. Uspokajał się, gdy go znowu głaskałam. W między czasie kobieta wreszcie dodzwoniła się jedynie do weta, który oświadczył, żeby psa nie ruszać, bo może być wściekły, a poza tym może on przyjechać dopiero za 2 godziny. Załamka. Biedak się tak męczył, a tu jeszcze tyle czasu... :evil: Tata przyjechał, ale psiak niestety nie dał się wziąć.Ugryzień już tak się nie baliśmy, tylko tego, że coś mu jeszcze zrobimy, bo on już był jak sparaliżowany. Przewracał się jedynie z boku na bok biedak i pojękiwał... Poddaliśmy się, więc i stwierdziliśmy, że będziemy czekać na weta, bo co robić i gdy tak patrzyliśmy na tą bidę, stwierdziliśmy, że znamy psiaka. Jak nic to ten, który regularnie toczył wojny z moim poprzednim i który mieszka zresztą niedaleko naszej działki. Na początku go nie rozpoznaliśmy, bo był cały oblepiony błotem. Nie myśląc, więc wiele wsiadłam w samochód i ruszyłam do tych ludzi. Faktycznie okazało się, że to ich Brutus. Psiaka z domu wypuściła nieopacznie mała dziewczynka dosłownie pół godziny wcześniej. Ulżyło mi, bo psiak tak się ucieszył na ich widok. Nadal jednak nie wstawał, ale był moment, że przeszedł kawałek na czterech łapach. Musiał być nieźle przez tego wielkiego psa potrząśnięty.
Nie wiem, co z nim teraz. Jestem na działce, więc zajdę przy okazji do właścicieli, by się czegoś dowiedzieć. Mam nadzieję, że wróci do siebie...

martens - 2015-05-02, 23:16

Taki temat to jak woda na mój młyn!

Rzeczy, które doprowadzają mnie do szału:

- rzucanie śmieci/petów na chodnik/ulicę, generalnie na ziemię. Jak to widzę, to się we mnie gotuje, szczyt wieśniactwa;
- gadanie przez telefon w autobusie/tramwaju. Ja rozumiem, że jak telefon dzwoni to się go odbiera, ale na litość boską - można powiedzieć, że się oddzwoni jak się wysiądzie. Nikt nie ma ochoty słuchać co będzie na obiad, co się komu przydarzyło w pracy, albo jak się czuje babcia i dziadek;
- piesi na ścieżce dla rowerów - ja wiem, że się psy wiesza na rowerzystach jeżdżących po chodnikach i OK - chodnik nie jest dla rowerów, ale warto pamiętać, że łażenie po ścieżce to wykroczenie i 50 zł mandatu;
- kolejki w Biedronce;
- winda na 10 piętrze;
- ludzie zajmujący dwa miejsca w autobusie/tramwaju, no bo przecież zakupy są zmęczone i też muszą odpocząć;
- Mimir drapiący tapetę :)

Ines - 2015-05-02, 23:33

O, martens! A mnie wkurza, że mój post http://www.barfnyswiat.or...p?p=64930#64930 pozostał bez odpowiedzi :twisted: miło Cię znów widzieć! :kwiatek:
martens - 2015-05-03, 00:19

Ines, bo ja dopiero dziś tu wróciłam :kwiatek:
Jutro będzie update mimirowego wątku, specjalnie dla Ciebie!

Snedronningen - 2015-05-03, 10:23

Od dzisiaj wychodzę z zasady "niech się dzieje wola nieba". Pies się przejdzie w kagańcu na spacer i nie obchodzi mnie, że rozłupie nim czyjemuś psu łeb, nie obchodzi mnie, że wywali rowerzystę, nie obchodzi mnie, że poturbuje przechodnia i nie obchodzi mnie, że nikt nie przejedzie samochodem, bo ja będę stała na samym środku drogi i nie dam możliwości ominięcia nas. Skończyło się! K***a, to ja mam na smyczy rottweilera i to mnie będą się teraz bać!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group