To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Off Topic nieBARFny - Co decyduje że właśnie TO zwierzę z nami zamieszka ?

shana55 - 2013-11-12, 15:49

..... Bo istota piękna jest różnie postrzegana przez różnych ludzi. Nie darmo stare powiedzenie mówi "nie to ładne co ładne, tylko to co się komu podoba" :mrgreen: :love:
choice - 2013-11-12, 19:51

Bo " Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Dobrze widzi się tylko sercem".
Mały Książę

Komanka - 2013-11-12, 20:44

Nasze zwierzaki to kompilacja odzysku z przypadkiem :-P
Jamniczka Tuśka wzięta ze schroniska 10 lat temu, decyzja przemyślana, ale dopiero na miejscu wybór padł na nią, skuloną w najdalszym końcu kojca dla małych zwierząt i warczącą ze strachu na wszystkich przechodzących. Miała wówczas 1,5-2 lata i szybko wszystkich ujęła za serce. Przylepa z zapędami do dominacji.
Tarruś, kocia znajda, osesek 2-tygodniowy osamotniony z niewiadomego powodu w piwnicy. Wymiauczał sobie nas, darł się z piwnicy przez 2 godziny tak, że przy wejściu do bloku było słychać. Żartujemy, że wtedy wykorzystał limit miauczenia, bo od tamtej chwili prawie w ogóle nie miauczy, za to namiętnie grucha i skrzeczy :mrgreen: Miał być odkarmiony i mieć znaleziony dom... taaaa :-)

Skierka - 2013-11-12, 23:55

To ja opowiem o mojej Suni. Ma około 9 lat i mieszka teraz z moją mamą.
Psa chciałam od dziecka, ale w domu krążyła legenda o alergii mojego ojca, więc o psie nie było mowy. Kota nigdy nie chciałam.
Na czwartym roku studiów dorabiałam sobie handlem na wolnym powietrzu w weekendy i tak któregoś dnia przyszedł do mnie pies. Mały, czarny z białym kołnierzem i skarpetami. Miał kleszcza w buzi. Ja się raczej psów bałam i nie należałam do tych osób, które od razu biorą zwierze na ręce i wiedzą jak z nim rozmawiać. Ale miałam kanapkę, dałam pół mojej towarzyszce i myślałam, że ucieknie. Ale pies ani rusz. Kilka osób chciało ją zabrać do siebie, ale pies położył się przy mnie i koniec. Spał jak zabity.
Ale jak tylko zrobiłam parę kroków, pies wstawał i szedł za mną.
W końcu nadszedł czas powrotu do domu, pomyślałam, że jak wsiądzie do autobusu, to muszę ją zabrać. Ale na przystanku zatrzymał się kolega i zaproponował, że on mnie podwiezie. Psa nie zabraliśmy.
Traf chciał, że musiał jeszcze raz zatrzymać się po drodze i wtedy Sunia z impetem wskoczyła na moje kolana. Nigdy później nie widziałam, żeby tak szybko biegła.
Kolega oczywiście swoich spraw nie załatwił, bo woził mnie po lecznicach. Rodziców cudem nie było w domu, a ja biegałam po sąsiadkach, żeby pożyczyć smycz. Przy okazji okazało się, że pies ma jeszcze inne kleszcze i ja na piechotę parę kilometrów z suką maszerowałam znowu do lekarza. Potem udało nam się wykąpać i przedstawić rodzicom.
Nie wyrzucili mnie z domu, ale kazali psa oddać.
Całą noc czuwałam, żeby nie dała im powodów do szybkiej wyprowadzki, ale już o 6 rano wiedziałam, że mój alergiczny ojciec jest kupiony. Oddał psu swoją kiełbasę ze śniadania i zastanawiał się czy przypadkiem nie dać jej jeść na talerzu.
Sunia, mądrala, wiedziała, że musi przekonać zaciętego wroga, moją mamę. I też kupiła ją w całości. Mama poszła z nią pierwszego dnia na spacer, nie chciała wziąć smyczy, licząc, że pies może sam zrezygnuje. A tu Sunia czekała na nią w każdym miejscu i pilnowała się nogi.
I tak miałam psa. Niestety tylko przez chwilkę, bp Sunia za pana wybrała mojego tatę. Tego alergicznego. A dziś zostały same z moją mamą i jest jej dzielną towarzyszką.
No i niech mi ktoś powie, że zwierzęta nie wiedzą komu są potrzebne?:)

ciocia_mlotek - 2013-11-13, 00:06

Niesamowita jest ta twoja historia. Po prostu pies absolutnie sobie zaadoptował ta konkretna rodzinę. I to z jakim uporem
Skierka - 2013-11-13, 00:46

Ja tak myślę, że moja rodzina dostała Sunię, bo była nam bardzo potrzebna. Wiele z nią było śmiesznych sytuacji. Moja ulubiona, to spanie rodziców. Mama nie chciała się zgodzić na psa w łóżku, a tato też "nie", "absolutnie". Po czym zasypiał w drugim pokoju, żeby pies mógł z nim nocować.
I naprawdę tamtego dnia wiele rzeczy złożyło się tak, jak się wcześniej nie zdarzało. Nawet to, że ja odważyłam się ją zabrać.
Kurcze nie widziałam, że z Sunią wiąże się tak wiele moich emocji. Dziś to już typowa emerytka. Lubi ciepło, brak ruchu i jeść, głównie "smakołki". Dzielnie znosi odwiedziny mojej córki, kota polubiła. I moja mała wymienia ją jak swojego dziadka. Bo ona ma "babcię i sunię":)

Sandra - 2013-11-13, 11:06

Skierko, również Twoja historia wzrusza do łez, tak jak wiele innych w tym wątku :kwiatek:
Są jakieś tajemnicze i cudowne drogi, którymi zwierzęta trafiają do naszych serc.
Ferdek Kiepski mawia; .....Są takie rzeczy na świecie, które się nawet fizjologom nie śniły.... :mrgreen:
Zawsze wchodzę w ten wątek i szukam nowych wzruszających opowieści i odrazu dzień jest lepszy i pełen nadziei....
Mamy na Forum wątek "Człowiek - to brzmi dumnie ?", który mnie przytłacza, jestem po nim chora i dlatego tak się cieszę, że są tacy jak Ty i inni, którzy swoimi uczynkami wlewają nadzieje w serca niedowiarków .
Ja twierdzę, że;
Człowiek to brzmi dumnie :love:
A ci, którzy się nie załapują to nie są ludzie tylko jakieś mutanty :twisted:

danuta.katarzyn - 2013-11-13, 15:16

u nas:
ponad rok temu byłam właścicielką ogromnego pokładu ciepła, spokoju ala bulmastifki, w maju sunia nie wróciła ze spaceru o własnych siłach wyrok rak kręgosłupa. walczyliśmy do 13 lipca, potem pozwoliliśmy odejść .. miał być następny pies ...ale za jakiś czas, gdy serce przestanie wyć i pytać dlaczego... po 5 ciu dniach zaczełam zagladać na psie portale i rozmawiać z dorosłymi dziećmi w domu o następcy ..ale to za chwile jeszcze trochę..następnego dnia weszłam na gumtree przeczytałam w opisie jednego psa ..tak by chciała zaufać ale tak się boi.. była to sunia husky i to u nas koło łodzi, zadzwoniłam do fundacji jąkając się zaczełam pytać, potem wizyta przedadopcyjna i pojechaliśmy po nią. Uprzedzano nas , mówiono ale nic nie przygotowało nas na.. nią. Była w domu tymczasowym 3 m-ce, nie dała się dotknąć, ja dosłownie pełzłam do niej 40 minut by podać w wyciagnietej dłoni smaczka, pojechała z nami. Hasia miała 2,5 roku, za sobą ogrom cierpienia i bólu , zabrana interwencyjnie od właściciela. Początki teraz wydaje mi się to snem ale to był pies schwytany który na dworze zachowywał się jak by go schytano na chwytak , w domu zamierała w kątku .Przeszła bardzo poważną operacją repozycji pochwy , na nowo ma skonstruowany odbyt. Do dziś nikt prócz nas jej nie dotknie, ale jest już dobrze spacer jest przyjemniością a dom stał się jej domem, dużo pomogła jej druga sunia zabrana w tym roku w styczniu z wojtyszek roczna Zula. O niej przeczytałam najpierw na stronie schroniska.. odłowiona po wtargnięciu do stodoły, po zabiciu 12 królików w stanie skrajnego wycieńczenia..najpierw pomarzyłam a potem gdy na stronie fundacji skąd zabrałam Hasię ukazała się o niej notka wiedziałam że będzie ona moim drugim psem. I tak się stało sunie dogadały się wzorcowo a ja jestem po prostu szczesliwa.

:kwiatek: Przepraszam za długość postu ale jak to wszystko ubrać w słowa...

Sandra - 2013-11-13, 16:34

danuta.katarzyna :kwiatek:
Na tym wątku nie da się pisać krótkich postów....., a jeszcze dłuższe historie można opisać tutaj w BARFnym Życiu :-D
http://www.barfnyswiat.org/viewforum.php?f=18
Dziękuję za te historię.

Wilga - 2013-11-14, 12:05

Cóż moim pierwszym (tak ściśle moim) zwierzakiem była na kociczka Lea. Mieliśmy wcześniej też psa ale on wybrał sobie na właściciela mojego ojca. Natomiast kociczka wybrał mnie.
Został znaleziona na ruchliwym placu przez kolegów z pracy mojego ojca. Małe kocie z poranionym ogonem próbowało wspiąć się na latarnię. Kicia został zabrana do firmy i wylądowała w tekturowym pudełku w łazience. Po paru dniach zdecydowaliśmy się wziąć kotka tymczasowo do domu (tylko mój ojciec nabrał się że to tymczasowo ;) ). Wchodzimy do firmy, otwieramy drzwi łazienki i jest...małe, brudne, miauczące stworzenie z koszmarnie wyglądającą pozostałością ogona. Dajemy kocia puszkę do zjedzenia - o mało co zjedzona zostałby cała puszka a nie tylko zawartość ale udaje nam się opanować sytuację.
Zabieramy maleństwo do domu, myjemy, karmimy i umawiamy wizytę u weterynarza. W krótkim czasie malutka przechodzi zabieg amputacji ogona (martwica). Na początku stworzonko jest bardzo płochliwe - nie można podnieść głosu, czy tupnąć w jej pobliżu bez wywoływania ataku paniki. Z czasem nabiera odwagi i zaczyna się zachowywać jak prawdziwy, małoletni kot. To znaczy: szaleje, skacze, poluje na ręce, rzęsy i wszystkie poruszające się obiekty, wspina się po nogach i plecach. Nawet po dorośnięciu pozostaje trochę szalona ale zawsze kochająca. Jak tylko zdarzy się że mam koszmary w nocy i budzę się z krzykiem - kot natychmiast jest przy mnie i sprawdza co się stało.

Lea nie żyje już od jakiegoś czasu i po jej śmierci nie byłam w stanie wziąć kolejnego kota - bałam się że będę ciągle porównywać i nie pokocham następcy tak jak na to zasługuje. No i to było jednym z powodów (choć nie jedynym) ze zaczęłam szukać trochę innego przyjaciela ale o tym napiszę trochę później. I tak się nieźle rozpisałam.

shana55 - 2013-11-14, 17:53

Przepiękne opowieści :love: :kwiatek:
Czytam jak zawsze z wielkim zainteresowaniem, ehhh przypominają się starzy przyjaciele, ci którzy odeszli o których pamięć nie zniknie.....

Mania - 2013-11-14, 18:05

U mnie zwierzaki pojawiały się w różny sposób: kupowane rasowce, znajdy, jakiś "odzysk" od znajomych, jeden prezent i jeden kot wygrany na loterii :roll:
No i teraz plan był taki, że po śmierci Mrówki wezmę psa dorosłego, nie spiesząc się, o konkretnym charakterze i wyglądzie. Przeglądałam ogłoszenia adopcyjne i każdy był nie taki: za mały, za duży, coś nie tak z charakterem, no nie taki.
Aż otworzyłam jedno i zobaczyłam Zorkę :mrgreen: Nie dość, że jest szczeniakiem, a nie lubię szczeniaków, to nie spełnia żadnego z warunków, które sobie założyłam. Popatrzyła na mnie ze zdjęcia i była moja.
Na pewno jest tak, że z niektórymi moimi zwierzętami mam silniejszą więź niż z innymi, nie wiem od czego to zależy, pewnie jakaś chemia ;-)
A w sprawie urody: nawet jak obiektywnie wiem, że mój zwierzak urodą nie grzeszy, to ja widzę słodkie krzywe ząbki i wyłupiaste oczka i te łapki, każda w inną stronę :lol: Blizny uszlachetniają, a nie szpecą, tak samo oznaki starzenia.
Także nie wiem jak wy, ja zawsze mam ładne zwierzęta, bo liczy się moja opinia 8-)

Skierka - 2013-11-14, 23:16

A ja bym chciała też historię o kocie wygranym na loterii. Czy to była nagroda niespodzianka?
gerda - 2013-11-14, 23:21

Może być o każdym kocie osobno :mrgreen:
Mania - 2013-11-15, 00:51

Ano z loterią to było tak:
W pierwszym, albo jednym z pierwszych numerów "Mojego Psa" na tylnej okładce była reklama sklepu zoologicznego przy Targowej (w pawilonach pod wiaduktem, pewnie niektórzy Warszawiacy go pamiętają) z kuponem konkursowym. Miałam wtedy może ze 12-13 lat, coś koło tego. Można było wygrać książkę albo rodowodowego kociaka perskiego, czarno-białego.
Potrzebowaliśmy akurat smyczy dla psa, więc kuponik przy okazji wrzuciliśmy, ale oczywiście zupełnie o tym zapomnieliśmy.
Po dłuższym czasie, już po terminie losowania dawno, przyszła pocztówka, że wygraliśmy kota :lol:
Nie zgłosiliśmy się w terminie (pocztówka szła z Targowej na Grochów chyba ze dwa tygodnie), więc pani ze sklepu chciała mnie przekupić książką, ale się nie dałam :evil: i tak trafił do nas Bubel: był rudo-biały i bez rodowodu.
Wyrósł z niego piękny, wielki, kochany kot. Żył kilkanaście lat, nie pamiętam już dokładnie ile, na starość chorował na serce. Mogło to mieć związek z Whiskasem :-|
Bubel miał zwyczaj siedzieć bez ruchu w jednym miejscu i gapić się bez mrugania na gości, kilka razy zdarzyło się, że ktoś podskoczył z wrzaskiem po półgodzinie wizyty, bo figurka siedząca na kominku, albo na parapecie wstała i poszła.
Poza tym układał się w umywalce pod kapiącym kranem i nasiąkał, a latem robiliśmy mu błotko w ogródku i sobie w nim siedział. No dobra, był trochę dziwny :lol:
Kiedyś mało nie zabił kota sąsiadów: usłyszeliśmy dziwne dźwięki i znaleźliśmy biednego Mruczka w oczku wodnym, za każdym razem kiedy próbował złapać się brzegu nasz uroczy Bubel ze skupioną miną pacał go w łeb, biedak już ostatkiem sił łapał powietrze.
Taka to przydługa krótka historia kota wygranego na loterii. Swoją drogą pomysł na reklamę kontrowersyjny... tłumaczę sobie, że to inne czasy były :roll:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group