To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Off Topic nieBARFny - Idziemy na spacer z kotem

klauduska - 2013-11-13, 13:25

Ani ja się z Dagnes nie zgadzam.
Ja tam brałam bez problemu na ręce kota i wrzasnęłam na właściciela, żeby psa zabrał. A mieszkam na gigantycznym osiedlu pełnym spacerowiczów z psami o różnych porach.

dagnes - 2013-11-13, 13:34

Ines, kot nie jest psem i nie można porównywać jego zachowania w chwili zagrożenia do zachowania psa. To dwie odrębne kategorie zachowań.
Poza tym psy, nawet małe, zwykle nie są atakowane przez koty i nie muszą przed nimi uciekać ;-) .

Widzisz, ja nie zakładam wypuszczania kota wolno w całkowicie obcym miejscu, to dla mnie zbyt duża nieodpowiedzialność. Pisałam też o nauce od małego i stopniowaniu wrażeń. Kot nauczony swobodnego wychodzenia zachowuje się duzo pewniej, nawet w nieznanym mu miejscu, a naszym zadaniem jest zapewnienie mu albo możliwości ucieczki na drzewo (tego też kot musi się nauczyć), albo bezpiecznego azylu, takiego, który on sam uznaje za bezpieczny i dobrze mu znany (np. własny samochód z uchylonymi drzwiami czy domek letniskowy, w którym najpierw kot przebywa jakiś czas, jest karmiony, ma kuwetę itd.). Wówczas nie ucieknie w siną dal tylko w najbliższe najbezpieczniejsze miejsce.

Niestety, koty tzw. zaginione to głównie koty domowe, które nigdy nie wychodziły ale np. nagle uciekły przez okno lub uchylone drzwi, lub koty, które w czasie podróży uciekły w panice z niewłaściwie zabezpieczonego transportera (albo, co gorsza, podróżujące bez transportera i nieprzyzwyczajone do "mieszkania w aucie"), a także koty swobodnie wychodzące z domu, które jednak, gdy zaginą, to zwykle dlatego, że straciły życie.

Przy okazji jeszcze wspomnę o jednym. Zwykle tragicznie kończą się również ucieczki z domu lub w czasie podróży, czy wakacji kotów, którym ich kochający właściciele zakładają na szyję obróżki z dzwoneczkiem. O ile kot bez takiego ustrojstwa, nawet całkowicie domowy, w sytuacji przymierania głodem jest często w stanie upolować sobie jakiś posiłek, to niestety dzwoneczki skazują ich posiadaczy na śmierć głodową. Wiele kotów potrafi wrócić do domu po kilku-kilkunastu, a nawet więcej dniach, ale koty z dzwoneczkami nie mają szans.

Ines, miałaś jak dotąd dużo szczęścia i mam nadzieję, że nigdy nie zaatakuje was pies naprawdę zdeterminowany i na tyle duży, że zwyczajnie wyrwie Ci kota z objęć (sytuacja znana mi osobiście - tak skończył kot mojego sąsiada, nota bene wielkiego, silnego faceta).

Klauduska, a co jak nie ma właściciela psa? I sądzisz, że wszystkie psy są tak dobrze wychowane, że natychmiast zrezygnują z polowania na kota, jak tylko krzykniesz Ty lub właściciel?

Ines - 2013-11-13, 13:43

Dagnes, albo piszesz o pojedynczych przypadkach, albo teoretyzujesz. A ja piszę o puli swoich autentycznych doświadczeń, którą wbrew mojej woli nieodpowiedzialni opiekunowie psów powiększają każdego dnia. Bazując na tych doświadczeniach wiem, że postępuję słusznie. Moje koty są zwierzętami domowymi i nie mam zamiaru uczyć ich, jak poradzić sobie poza domem, bo moja w tym głowa i moja odpowiedzialność gwarantuje im to, że nigdy nie będą miały okazji z tych nauk skorzystać.
dagnes - 2013-11-13, 13:53

Uważam, że jeśli zupełnie nie ma się warunków do wychodzenia z kotem bez smyczy, to nie należy z nim w ogóle wychodzić. To jest moje zdanie, wynikające z doświadczeń własnych (a koty mam od ponad 40 lat) oraz osobiście znanych mi ludzi, a nie teoria. Można się ze mną oczywiście nie zgadzać i robić tak, jak się uważa za właściwe, gdyż każdy ryzykuje zdrowiem i życiem własnego kota, każdy też chroni tego kota na swój sposób. Moje doświadczenie powoduje, że ja nie będę wyprowadzała kota na smyczy.
Ines - 2013-11-13, 14:02

Gołym okiem widać, że nie pozostaje nam nic innego jak zgodzić się na niezgodę w tym temacie ;-)
Dla mnie nie istnieje coś takiego jak wychodzenie z kotem bez smyczy. Jest albo wyprowadzanie kota na spacer na smyczy (tak jak wyprowadza się psa - co ja i moje koty z powodzeniem i obustronną satysfakcją praktykujemy), albo puszczanie go samopas - co w przypadku wszystkich zwierząt domowych jest dla mnie niedopuszczalne i nigdy nie będzie miało miejsca w przypadku moich zwierząt.

dagnes - 2013-11-13, 14:49

Ines napisał/a:
Gołym okiem widać, że nie pozostaje nam nic innego jak zgodzić się na niezgodę w tym temacie ;-)

Dyskusje i różnice zdań zawsze są inspirujące i edukujące, nie tylko dla stron sporu :-) .

kfiatek - 2013-11-13, 15:41

scarletmara napisał/a:
klauduska - sorki ale ludzie miewają też koty wychodzące. Tzn. chodzące sobie gdzie, jak i kiedy chcą i co ? ich zachowanie też jest nieodpowiedzialne bo nie trzymają kota w domu i nie wyprowadzają na smyczy ?

To ja się narażę, ale wybacz uważam, że opcja "kot wychodzący" to krańcowa nieodpowiedzialność. Wystarczy znaleźć badania na temat przeciętnej długości życia takich kotów wychodzących by wiedzieć wszystko co wiedzieć potrzeba.

Cytat:
Wypuszczam maluchy w kontrolowane, najbezpieczniejsze możliwe środowisko dużo bezpieczniejsze niż ma większość "wychodzących" kotów. Nie porównuj tego proszę do braku zabezpieczania balkonu.
Argument że coś się może stać (zawsze, wszędzie i każdemu coś się może stać) nie jest moim zdaniem powodem do trzymania żywych stworzeń pod kloszem (czy to ludzi czy zwierząt). Moim zadaniem jako "rodzica" jest jedynie ograniczanie tego ryzyka do minimum a nie przywiązywanie kota do kaloryfera.

Stwierdzenie "bezpieczniejsze niż ma większość wychodzących kotów" jak dla mnie nie jest wiele warte. Kot przyzwyczajony do domu nie jest kotem dzikim - obeznanym z życiem na wolności. Kot domowy to kot domowy, kot wolnożyjący to kot wolnożyjący - zupełnie inny zestaw zachowań, umiejętności i przyzwyczajeń. Swoich w życiu nie puściłabym luzem gdziekolwiek z bezludną rajską wyspą włącznie. Nie i koniec. Na smyczy i porządnych szelkach ze mną kontrolującą sytuację z bliska i mogącą w każdej chwili porwać mruczka na ręce proszę bardzo. Inaczej nie ma mowy. Kot to nie dziecko trzymane pod kloszem lub nie. To zupełnie inny typ i mimo, że mówię o nich dzieci to nie zamierzam wystawić im walizki na okazję 18-tki i puścić wolno w świat. Mają mnie - samodzielność nie jest im koniecznie potrzebna.

Dagnes napisał/a:
Miałam kiedyś kotkę, Kropkę, mojego pierwszego kota w samodzielnym, dorosłym życiu. Kropka była od małego przyzwyczajana do wycieczek samochodem w różne miejsca - na biwak, weekendowy wypad do górskiej chatki, na leśną polanę itp. Była najbardziej szczęśliwym kotem, gdy otwierały się drzwi samochodu, a ona mogła pognać na jakieś drzewo czy w chaszcze. Wracała na zawołanie i sama dbała o swoje bezpieczeństwo. Gdy tylko zbliżał się ktoś obcy, obojętnie czy z psem, czy sam człowiek, to uciekała albo na drzewo, albo do auta, albo do domku, w zależności od sytuacji. Gdy niebezpieczeństwo mijało schodziła niespiesznie z drzewa i dalej zajmowała się swoimi ważnymi sprawami ;-) .

Rewelacja tylko, że to jednostkowy przypadek. Moja Bońka w życiu by sobie nie poradziła sama. To sierotka jest mimo, że wychodzi na szelkach na dwór, podróżuje, jeździ autem/komunikacją miejską i wszędzie się odnajduje. Zresztą z dwojga złego - ja czy kot pokąsany przez psa - zdecydowanie wolę siebie.
Z innej beczki - Pedra też byś puszczała luzem? Poradziłby sobie?

Cytat:
Ines, miałaś jak dotąd dużo szczęścia i mam nadzieję, że nigdy nie zaatakuje was pies naprawdę zdeterminowany i na tyle duży, że zwyczajnie wyrwie Ci kota z objęć (sytuacja znana mi osobiście - tak skończył kot mojego sąsiada, nota bene wielkiego, silnego faceta).
Klauduska, a co jak nie ma właściciela psa? I sądzisz, że wszystkie psy są tak dobrze wychowane, że natychmiast zrezygnują z polowania na kota, jak tylko krzykniesz Ty lub właściciel?

Na takie sytuacje nie ma rady, ale mimo wszystko ja mam znacznie większe szanse z takim psem niż kot.[/quote]

gpolomska - 2013-11-13, 16:19

Tutaj troszkę pisałam o kotach wychodzących i nie; jest tam link do pewnego wątku na MIAU ze zdjęciami - zachęcam do lektury. Każdy musi sam zdecydować, ale... warto czasami rozważyć zarówno "ZA", jak i "PRZECIW" biorąc pod uwagę wiele czynników. W drugim jest o kotach wychodzących, a w pierwszym także o tym, jak niwelować niebezpieczeństwa przy wyprowadzaniu kota na smyczy.
situnia - 2013-11-13, 17:47

A ja Wam powiem, że moja kotka jest wyprowadzana na dwór na smyczy - przeciwko której nigdy nic nie miała. Natomiast na dworze preferuje sytuację, w której jest noszona na rękach i stamtąd może wszystko oglądać. Natomiast jeśli chodzi o psy - nigdy żaden nie próbował się na nią rzucić - ani jak była na trawniku, ani na rękach - może jest to kwestia tego że ona psy "uwielbia", albo inaczej: uwielbia warczeć na psy. One zazwyczaj są bardzo mocno zdziwione, a niektóre nawet uciekają :mrgreen: Co nie zmienia faktu, że jak ją na smyczy puszczam na trawnik, to stoję nie dalej niż 30cm od niej i lustruję okolicę czy nie napatoczy się jakiś pies, który będzie miał za nic jej bojową postawę :-P
Vega_k - 2013-11-13, 18:44

Hmm... zawsze mnie śmieszyły koty na smyczy... bo koty chadzają własnymi ścieżkami i jak tu chodzić z kotem na smyczy.
Ale wtedy nie miałam kota :D
Teraz mam kota i wychodzimy sobie na działkę (mieszkam na wsi - trawka czyściutka) spacer wygląda tak, że kot obchodzi działkę kilkukrotnie obwąchując wszystko jak pies, oczywiście jak tylko jest jakaś przeszkoda pod którą można przeciuchrać pańcię, to mogę mieć pewność, że jej nie przegapi.
Docelowo mój mąż buduje wolierę, żeby kot mógł wychodzić kiedy chce - ponieważ to Norweski Leśny, więc zima też mu niestraszna na dworze.
Tak na chłopski rozum - ludzie potrzebują do życia tlenu, inaczej chorują - koty to przecież też ludzie tylko ofutrzeni :D

Acha - po osiedlu między psimi kupami raczej by mi się spacerować nie chciało - ale to tak na marginesie.

dagnes - 2013-11-13, 18:48

Uważam, że nie ma jedynej właściwej drogi i w przeciwieństwie do zwolenników bezwzględnego (znaczy - bez względu na sytuację) niewypuszczania kotów z domu i bezwzględnego trzymania ich zawsze na smyczy, nie uznaję jedynie słusznych rozwiązań. Są różne koty, różni opiekunowie i przenajróżniejsze okoliczności. W niektórych z nich wypuszczanie kota wolno z domu jest rzeczą dla mnie normalną, jeśli jego opiekun tak zdecyduje. Nie, nie chcę wypuszczać kota w mieście, czy nawet na z pozoru bezpiecznych i spokojnych osiedlach poza miastem. Ale jeśli ktoś mieszka w tzw. "dziurze zabitej dechami", gdzie do najbliższej drogi polnej dla traktorów jest kilka kilometrów, to trzymanie kota w zamknięciu jest wg. mnie bez sensu. Ktoś z mojej bliskiej rodziny mieszkał w takim miejscu i wiem jedno - koty miały tam raj na ziemi.
Sama mieszkam w naprawdę bardzo spokojnym miejscu, ale nie na tyle bym ja uznała je za bezpieczne dla konkretnie mojego kota. Dlatego jestem tu jedyną "wariatką", której kot nie wychodzi swobodnie, co jednak nie przeszkadza mi uznawać za możliwe wypuszczanie kota w innych, szczególnych okolicznościach.

Mam ciotkę, która adpotowała kocurka ze schroniska. Na co dzień mieszkają w mieszkaniu w bloku i nie wychodzą na żadne spacery, także na smyczy, bo to jest zwyczajnie niebezpieczne. Natomiast już od wielu lat jeżdżą na wakacje do gospodarstwa agroturystycznego głęboko w Puszczy Białowieskiej. Tam kot ma swobodę, z której korzysta z wielką radością. Zamknięcie go tam w małym pokoiku dla zasady, to wg. mnie nie tylko bezsens, ale i okrucieństwo wobec kota.

Tak więc, ilu ludzi, tyle odmiennych sytuacji i nie uważam, że tylko ja postępuję słusznie, a wszyscy inni, którzy wypuszczają koty swobodnie w bezpiecznych wg. nich miejscach są niespełna rozumu, nieodpowiedzialni i chcą nieszczęścia swych kotów. Nie nagabuję moich sąsiadów, tłumacząc im jakimi są złymi ludźmi, bo ich koty wychodzą. Ich kryteria i ich decyzje.

kfiatek napisał/a:
Z innej beczki - Pedra też byś puszczała luzem? Poradziłby sobie?

Pedro wychodzi tylko do ogrodzonego ogrodu.
Był jednak czas, że ogrodzenia jeszcze nie było, zaraz po budowie, i chwilę to trwało. Wiedziałam od początku, że Pedro nie będzie kotem wychodzącym, ale mając wyobraźnię zdawałam sobie sprawę, że może zdarzyć się niezamierzona sytuacja, gdy ktoś, np. gość, kiedyś zapomni zamknąć/domknąć drzwi lub kot zwyczajnie wymknie się między nogami (a łobuz to potrafi). Mieszkając w mieszkaniu w bloku można być może zakładać, że nigdy przenigdy kot z niego sam się nie wydostanie, ale mieszkając w domu i nie chcąc więzić kota w klatce, trzeba brać pod uwagę różne możliwości, także te niechciane. Dlatego uznałam, że najbezpieczniej będzie, jeśli Pedro pozna najbliższą okolicę, by wiedzieć w razie czego gdzie jest, jak się zachować, dokąd uciekać i jak wrócić (kot, który nigdy nie wyszedł z domu zawsze będzie zdezorientowany i może wpaść w panikę). Stąd był pomysł nauczenia go chodzenia na smyczy i wspólnego, teoretycznie bezpiecznego, zwiedzania okolicy. Najpierw były same szelki tylko w domu, później doszła krótka smycz, na koniec rozwijana. Wówczas zdarzył się wypadek z wyrwaniem mi rączki, o którym pisałam. I teraz, z perspektywy czasu, mogę jedynie błogosławić tą chwilę, bo i naczej prawdopodobnie chodzilibyśmy na smyczy wokół domu. I nie chodzi tylko o sytuację wyrwania mi rączki smyczy na dworze, ale i o coś znacznie groźniejszego. Oprócz tego, że mieszkam w naprawdę spokojnej, oddalonej od miasta okolicy, to dodatkowo istnieje bezwzględny nakaz prowadzenia psów na smyczy, egzekwowany bez wyjątków. Niestety, jak to w życiu, niemożliwe zdarza się niezwykle często. Pedro urzędował sobie w chaszczach na sąsiedniej działce, jakieś 25-30 metrów od naszego domu, a ja stałam obok i go pilnowałam. Gdyby mój kot był wtedy na smyczy to już by nie żył. Bo właśnie w tym czasie pies sąsiadów, husky, zerwał im się ze smyczy i postanowił coś upolować. A jest to pies, który już parokrotnie się zrywał np. w czasie spacerów w lesie, zagryzając sarnę lub zająca. Pies ten nie robi krzywdy żadnemu człowiekowi, ale jak tylko ma możliwość, to poluje. Dostrzegł Pedra, który natychmiast puścił się do ucieczki. Ja próbowałam pochwycić psa, ale nie było szans, pognał za Pedrem, na szczęście kot okazał się szybszy i wskoczył do domu przez uchylone drzwi (zawsze je tak zostawiałam dla kota) mając już ogon prawie w paszczy psa. I sugestie, że właściciel mógłby w takiej sytuacji przywołać psa, są niedorzeczne, gdyż znajdował sie on kilkaset metrów od nas, w innej części osiedla, szukając swojego pupila. Rozmawiałam z gościem później nie raz i wiem, że jego pies to po prostu myśliwy, powali człowieka nie robiąc mu krzywdy, ale kota czy inną "zwierzynę łowną" wyciągnie sobie bez problemu. I nie ma na takiego rady, nic się nie zrobi. Bo w badaniach zawsze wychodzi, że pies zupełnie nie jest agresywny w stosunku do ludzi. Czy jest to pojedynczy i odosobniony przypadek? Nie sądzę, zważywszy na przeciętny stan wiedzy ludzi o wychowaniu psów oraz ciągłe przypadki poważnych pogryzień nie tylko kotów, ale przede wszystkim ludzi.
Wygląda więc na to, że ja albo już zbyt długo żyję na tym świecie i zbyt dużo widziałam, albo te kilka pojedynczych przypadków nieszczęść lub niedoszłych nieszczęść związanych ze smyczą, które wydarzyły się dotąd na całym świecie skupiło się w moim otoczeniu. Również te pojedyncze i odosobnione w skali świata przypadki szczęśliwych kotów, które nie zginęły tragicznie mimo, że nie chodziły na smyczy w bezpiecznych miejscach przyciągnęłam do siebie, bo jestem wiedźmą :mrgreen: .

ciocia_mlotek - 2013-11-13, 19:05

Pozwólcie, że wtrące swoje 3 grosze z punktu widzenia osoby bezkotnej. Napiszę nie o kotach spacerujących ale o tych "wychodzących". To jest dla mnie skrajna nieodpowiedzialność i posiadanie zerowej wyobraźni. Taki kot niby ma dom, ale jego człowiek nie ma nad nim żadnej kontroli. W mojej okolicy zdecydowana większość to takie wychodzące. Co chwila słychać o kolejnych rozjechanych kotach, uciekinierach zagubionych, zatrutych (od np trutek na gryzonie). Do tego dochodzi szkodnikowatość wychodzących kotów. Łażą po cudzych posesjach robiąc sobie z nich kuwetę. W moim przypadku (i zapewne wielu innych osów z nerwowymi psami) dochodzi stresowanie psów będących na własnym terenie (mój dostaje przysłowiowego kota) czy nawet na spacerach, gdzie pies jest na smyczy a kot zupełnie bez kontroli.
A teraz poważniejsza opcja - wychodzące koty, często niesterylizowane, mnożą się na potęgę. Są ekspansywnym gatunkiem bardzo negatywnie wpływającym na ekosystem. W tej chwili kot w tym kraju jest uważany za szkodnika i są odstrzeliwane - wszystko z winy ludzi, którzy bez pomyślunku wypuszczają koty samopas bo "kot to dzikie zwierze i własnymi ściezkami chodzi"

dagnes - 2013-11-13, 19:18

Ciocia, ale chyba za daleko zeszliśmy z tematu ;-) .
Co innego wypuszczanie kotów wolno z domu w miejscach, gdzie poważnie grozi im śmierć (i niekastrowanie ich to już zupełnie inna bajka), a co innego wypuszczanie domowych, wykastrowanych kotów na mały spacer w bezpiecznym miejscu.
No i dostrzegam u Ciebie nieco "psiego szowinizmu" :-P . Bo psa nie można stresować pozwalaniem by kot chodził wokół jego ogrodzenia (a jeśli kot idzie z właścicielem na smyczy to nie stresuje psa?), ale pies może chodzić na spacery (z właścicielem) w dowolne miejsce i dowolnie daleko, stresować okoliczne koty, także te będące na własnym terenie, bo to pies? I kot ma siedzieć zamknięty w domu, bo to kot? Nie rozumiem.

Skipper - 2013-11-13, 19:53

Ja dojeżdżam codziennie do pracy 30 km (w jedną stronę). I jest jedno miejsce na trasie, gdzie na długości ok. 10 km prawie codziennie widzę 1-2 szt. nowych kocich zwłok, zmiażdżonych do połowy, niekiedy w takim stanie, że ciężko rozpoznać że to był kot :cry:
No ale na wsi koty są przecież wychodzące... do czasu :evil:
A nawet jeżeli coś się stanie - przecież urodzą się następne. I najprawdopodobniej skończą tak jak poprzednie.

ciocia_mlotek - 2013-11-13, 20:01

Niee, jak będzie za ogrodzeniem chodził to mi nie wadzi wcale. Co prawda nadal "stresuje psa", ale przecież nie mogę wymagać, żeby był z tego powodu biedny kot w domu zamykany. Mi chodzi o te, które ładują się do cudzych ogrodów (właściciel pewnie nawet nie wie, gdzie jego zwierzę w danym momencie się znajduje) i wałęsające sie zupełnie bez kontroli po otwartym terenie. Jak na spacerze spotkam kota pod kontrolą człowieka i mój pies się będzie bulwersowł to trudno. Ale łażący bezpańsko (choć mający swojego człowieka) już mnie mierzi. Dokładnie tak samo mierziłby mnie wałęsający się pies bez kontroli człowieka. Staram się patrzeć obiektywnie. A to, że częściej mamy do czynienia z wychodzącymi kotami a nie psami to insza inszość (choć te drugie też się zdażają"
Przepraszam też za zejście z tematu. PO prostu ten problem bardzo leży mi na wątrobie - i wbrew pozorom przede wszystkim z powodów środowiskowych a nie psich :mrgreen:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group