To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Kącik behawioralny - Najbardziej uciążliwa cecha zwierząt domowcyh: człowiek

isabelle30 - 2014-04-07, 13:46

Dobry temt... oj dobry.
1. szczekające wypierdy na spacerach - na kazdym spacerze conajmniej kilku takich napotkanych. Leci z daleka i aż zapluwa się z wściekłości. Na zwrot dużego psa rozlega się skowyt jakby go ze skóry obdzierali - jeszcze gorszy dla ucha - plys wrzask pańci/pańcia "takie bydlę to na łańcuch do budy!" A jak się zdarzy że szczekacz poniżej 10kg - i Brutus albo zrobi unik albo się zatrzyma i sie gapi to słychac "nie zaczepiaj bo sie duży piesek boi" (do czasu gdy sie duży, bardzo cierpliwy piesek nie zdenerwuje - wtedy szczekaczem zostaje zaorany chodnik i potem już go nigdy nie spotykamy na swojej drodze.
Kiedyś jeszcze się denerwowałam, psa odwoływałam... teraz luzik. Niech se robi co chce.

2. nocni/poranni szczekacze... w bloku takich na szczęście nie ma. Albo ja ich nie słyszę, ani Kinga nie słyszy - śpimy snem kamienny - i dbałam o to by tak było już od urodzenia dziecka - w czasie gdy spała stawiałam jąw nosidle obok odkurzacza lub miksera na pełnych obrotach. Opłaciło się.

3. kupy... jakoś tak zawsze wina jest zwalana na psy... kotecki wypuszczane radośnie luzem z domu zapewne z korkami w tyłkach chadzają... nie spotkałam psa srającego w piaskownicy. Koty widziałam a i owszem. Temat kotecków wiąże się ściśle z pkt 4

4 kotecki radośnie i beztrosko wypuszczane na dwór. Kiedyś szłam o 23 ze spaceru do domu. Otworzyło się okienko na parterze i wyskoczył z niego kotecek. Wprost pod pysk Brutusa. Brutus kotecków nienawidzi serdecznie. Kotecek został najpierw rozdeptany, jakoś udało mu się spod łąp wyrwać, wkoczył na mur... alpinistą nie był, odpadł z wysokości 1.5 metra i nadział się na płotek... nie wiem jakim cudem udało mu się pozbierac i uciec. Nie mam wiadomości czy udało mu się przetrwać... okienko wiecej się nie otwierało.
W parku jesienią gdy rozkładane są trutki na szczury - kotecki ścielą na bogato okoliczne krzaki. Rozwlekane potem w kawałkach przez psy, zamarznięte zimą, są tam aż do wiosny. Na truchełku jednego nawet obróżka z dzwoneczkiem była... Nigdy nie zrozumiem takich ludzi... przenigdy.

5. pieseczki które MUSZĄ się przywitać z kazdym napotkanym człowiekiem - królują tu laby, których Brutus nienawidzi na równi z koteckami...

6. dzieci - które MUSZĄ się przywitać z każdym pieskiem napotkanym - najlepiej wycierając sobie rece w czekoladzie w futerko, lub waląc psa po głowie patykiem, rzucając szyszkami... wrrr

7. Dorośli którzy MUSZA zagwizdać, pocmokac, pociumkać, i posssytać na pieska... wrrrr

8. na końcu straż miejska - albo ślepi albo chadzają na akcje tematyczne - kazdemu psiarzowi próbują wlepiac ostrzeżenia... i tak na przykład człowiek z 8 tygodniowym szczeniakiem dostaje groźbę, że wypiszą mu mandat z artykułu numer... po sprawdzeniu w domu okazuje się że "kto niszczy znaki ostrzegające o niebezpieczeństwie ten podlega itd"
No ale łątwiej jest ścigać babcię z przysłowiowym szczypiorkiem niż łysego dresa z pittowatym czymś... i butelką piwa w dłoni.

Ufff, no to sobie ponarzekałam...

Snedronningen - 2014-04-07, 13:56

Mam wychodzącego kota. Na wsi. I nic na to nie poradzę. Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństw, ale nic z tym nie zrobię. Kotka chodzi tylko u nas i do sąsiadów. Co chwila pokazując się w domu, że jest. Biada psu, który ma do niej wąty, bo Jaruha wtedy leci po młodszą siostrę. A młodsza siostra no cóż, to jedna z tych niewielu sytuacji, gdy obcemu psu nic nie pomoże.
Dieselka - 2014-04-07, 14:07

wieś jest wieś :P
Nie po to na wsi mieszkam, żeby koty w chałupie trzymać :P

Mogłabym oczywiście się wściekać, że mi kot sąsiadów namiętnie zrywał słoninkę z drzewa, przeznaczoną dla sikorek :P Że mi się po piwnicy obce koty włóczą (akurat mam to szczęście, że moje nie wpuszczą dalej, ale sąsiadowe we własnym salonie łomot od obcych dostały :P )
Ale to wieś i nikt na to nawet nie patrzy pod kątem "oooo jak źle". Ot, koty łażą a piaskownice po zabawie po prostu się przykrywa.

Tak samo z kotami wolno żyjącymi w miastach. Niszczyciele i w ogóle dramat.... lepiej zasypać wszystko trutkami na szczury, myszy i inne paskudztwa. To z pewnością będzie czystsze, zdrowsze i bardziej ekologiczne....

gpolomska - 2014-04-07, 14:16

Koty wychodzące to efekt zwykle nieświadomości opiekunów - szczególnie w mieście. A zagrożeń wiele dla samego kota:
1) inne koty (i rany od bójek, ale też choroby - w tym nieuleczalna białaczka, przy której nawet szczepienie choć ryzykowne, to jest tak sobie skuteczne),
2) samochody.,
3) zwyrodnialcy - jak ktoś uważa, że kot młody silny ucieknie itd. - zachęcam do lektury i oglądania: Aniołek.

Jeśli kot domowy potrzebuje łazić, to się go uczy na szelkach i z nim łazi, ale większości wystarczy po prostu osiatkowany balkon czy okno. Dziki kot jest nauczony "daleko od psów, ludzi, samochodów" - ma szanse pożyć, ale domowy wypuszczany...



Co do piaskownic - niestety ludzie potrafią do samej piaskownicy pieska wpuścić (i mam to pod oknem, więc nieraz widzę); kotów wychodzących, a raczej dzikich ale dokarmianych przez różnych ludzi jest sztuk 2 (widzialne raz na kilkanaście dni), psów bezpańskich - może 1 albo 2, ale psów z pańciem/pańcią - kilkadziesiąt, bo obok jest duży parking przy kościele, więc dla całej okolicy plac zabaw (w tym boisko trawiaste do piłki nożnej) jest jedną wielką psią sralnią. Nie sprząta ani jeden. Bezczelność opiekunów sięga nawet tego, że potrafią bezczynnie patrzeć, jak pies szcza na ławeczki przy piaskownicy (takie niskie dla dzieci).



To nie wina psów czy kotów - dla nich to potrzeba fizjologiczna, ale opiekunów to lać i to równo, a do tego zakaz posiadania jakiegokolwiek zwierzaka - jeśli nie potrafią się nim zająć, to niech go nie mają. Tak jak niektórych bym sterylizowała, żeby dzieci nie mieli - z tych samych powodów. Bo to nie jest "nie da się" tylko "mam to w d.. i co mi zrobicie".


Nie wiem na ile to skuteczne, ale miejscami się za to biorą: przykłąd.

isabelle30 - 2014-04-07, 14:26

Ja mieszkam w blokowisku. Tutaj domków nie ma. Ani pól... ani łąk. To duze miasto. W srodku blokowiska jest duży park - tylko 3 bloki z nim graniczą, reszta jest od parku oddzielona tuchliwymi ulicami, w tym dwa ogromne skrzyżowania. Oraz karetki na sygnale pędzące do szpitala. Tutaj kot wolnowychodzący nie ma szans na przetrwanie roku...

Trutki są wykładane bo mehery wywalają resztki ze stołu do parku... a potem te same mohery składają skargi na stada szczurów. Często latem łażą stadami po alejkach, trawnikach. To nie jest fajne - ja akurat szczury lubię ale mam świadomość tego wszystkiego co roznoszą.

W parku są dwa duże place zabaw. Tam psy nie wchodzą. Są ogrodzone i zadbane. Tam bywają tylko koty. Niejednego z pisakownicy Brutus gonił po płotach i krzakach.

Ten pies nie hamuje... kiedyś myślałam że goni bo kot ucieka. Na wakacjach dowiedziałam się, że to nie tak do końca prawdziwe. Była tam masa łażących kotów. W większości w tyłkach miały psy. Nie uciekały. Na naszą posesję przychodził taki rudzielec wielki. Gospodarze ostrzegali, że ten kot radzi sobie pieknie z psami. Może... do czasu gdy Kinga pierwsza biegła a Brutus za nią. A na trawniku siedział Rudy... długo wytrzymał... gdyby pies wyhamował - dostałby po mordzie napewno. Kot w ostatniej sekundzie ratował się slatem na dach. Po 3 próbach przestał przychodzić i był spokój. Ciekawe jak będzie w tym roku... Brutus zbyt dużo waży, jeżeli nie hamuje - a nie robi tego - to wystawione pazury nic a nic nie dadzą... po kocie zostanie mokry dywanik. Koty głupie nie są. Długo wytrzymują ale ostatecznie wiedząkiedy zdezerterować.

Snedronningen - 2014-04-07, 14:28

gpolomska, ja nie mam domowego wypuszczanego. Nigdy takiego nie miałam. U mnie były raczej dzikie wpuszczane.

Jak mieszkałam jeszcze we Wrocławiu to akcje w parku koło mnie były. Ale były na tyle śmieszne, że SM podchodziło tylko do wybranych psów, czyli tych grzecznych. Do większych już nie mieli śmiałości.

Żeby nie było, suka jest zawsze na smyczy. Smycz ma około 15 metrów.

Ines - 2014-04-07, 14:33

Was wkurza, że psy i koty robią kupy? Mnie wkurza, że co chwilę rozkładają mi w piwnicy trutki na szczury (których nie ma), zamiast zrobić coś z tym, że mi przy wejściu do piwnicy ktoś regularnie oddaje mocz, a ostatnio się nie przymierzając zesrał :evil:

Ale kotów do piwnicy wpuszczać nie wolno, bo przecież będzie smród!

Snedronningen - 2014-04-07, 14:36

Ines napisał/a:
Was wkurza, że psy i koty robią kupy?
nie, że robią, a że właściciele nie sprzątają.
Ines - 2014-04-07, 14:46

Ale czego oczekiwać po ludziach, którzy sami sadzą miny gdzie popadnie? Że po piesku czy kotku sprzątną? :lol:

Swoją drogą to zastanawia mnie, czy tacy ludzie u siebie w domu w kibelku też wody nie spuszczają. Chociaż jak czasem idę po kimś do toalety w pracy to niestety znajduję niezbyt optymistyczną odpowiedź na to pytanie.

Ludzie to fleje, po sobie nie potrafią posprzątać, a co dopiero po swoim zwierzaku :-?

Dieselka - 2014-04-07, 15:00

oj od maleńkości jesteśmy tego uczeni. Po co doczłapać się jakoś do najbliższego sklepu czy restauracji (jeszcze o zgrozo każą zapłacić). Dzieciaka w krzaczory czy za śmietniki i po krzyku
filka - 2014-04-07, 15:51

Temat super :mrgreen:

isabelle30 napisał/a:


5. pieseczki które MUSZĄ się przywitać z kazdym napotkanym człowiekiem - królują tu laby, których Brutus nienawidzi na równi z koteckami...
.


:-P ja posiadam takową bestię :-P Spaniele tak mają :oops: Po przejściu wieku szczenięcego wylewność w stosunku do obcych maleje (całe szczęście) :-) Ale lepsze to niż szczekanie za d.... 8-)

Odkąd mam Hwinkę NIE WIDZIAŁAM żeby ktoś sprzątał po swoim psie!!! A wokół siebie mam blokowisko!!! :cry: :cry: :cry:
W ogóle mam czasami wrażenie, że mazury to jakieś oddzielne i nie przyjmujące zasad życia w społeczeństwie państwo...

gpolomska - 2014-04-07, 16:08

isabelle30 napisał/a:
W parku są dwa duże place zabaw. Tam psy nie wchodzą. Są ogrodzone i zadbane.

U mnie są ogrodzone, zadbane i nawet z oczodajnym żółtym regulaminem, gdzie jest wyciąg z przepisów (rozporządzenie rady miasta delegowane ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach) zakazujący wyprowadzania psów na place zabaw. I co? I nic. Dopóki jakiś wkurzony rodzic nie zadzwoni i kilku kwitka nie dostanie, to jest echo. Po takiej akcji 2-3 dni spokoju i znowu (a kawałek dalej spore nieużytki, z których tylko pojedynczy korzystają - reszta nie, bo komu by się chciało te 100 czy 200m przejść od auta dalej - plac zabaw jest blisko parkingu). A duży pies wyprowadzający paniusię na szpileczkach - bezcenne... aż by się chciało tak strzelić obok, co by ją skuteczniej poprowadził :twisted:


Ale fakt - czego tu oczekiwać po opiekunach zwierząt, skoro sami potrafią narobić pod drzewem...

ciocia_mlotek - 2014-04-07, 16:16

Moja znajoma, mieszkająca prawie w lesie, średnio raz w tygodniu na ścieżce wdeptuje w ludzkie G
Co do psich to nagminne jest zostawianie na chodnikach. Ja serio jestem jeszcze od biedy w stanie ogarnąć i wybaczyć psią kupę obok drogi. Od biedy. Ale do cholerci na środku chodnika? Kiedyś trafiłam w samej bramie szkoły (dosłownie)
Innym razem objechałam z góry do dołu opiekuna kucyka. Prowadził tego kuca po chodniku właśnie i ten kuc, jak to kuc szedł i robił. No ale to przecież konik. Kto by tam sprzątał po koniku.
Ale się speszył typ strasznie jak mu wyjechałam, że mnie nie interesuje czy to jest konik, krówka, piesek czy chomik. Jego zwierzę, prowadzone po chodniku, narobiło to należy to po sobie sprzatnąć. Prawie sie na to nie odezwał i poszedł. Ale potem widziałam go - wrócił z szuflą

Tufitka - 2014-04-07, 18:48

Snedronningen napisał/a:
Tufitka napisał/a:
Kiedyś zwróciłam uwagę - usłyszałam - pies umie szczekać, to szczeka. I co wtedy zrobić?

to:
Snedronningen napisał/a:
Dlatego właśnie spaceruję z psem w weekendy o 5 rano.

Niestety między blokami to mogę i w środku nocy chodzić a żadnego psa nie widać i cisza. To nie osiedle domków jednorodzinnych, gdzie psy na dworze mieszkają i można je o 5 rano budzić, żeby swoich budziły.

Dieselka napisał/a:
oj od maleńkości jesteśmy tego uczeni. Po co doczłapać się jakoś do najbliższego sklepu czy restauracji (jeszcze o zgrozo każą zapłacić). Dzieciaka w krzaczory czy za śmietniki i po krzyku
mnie uczono inaczej. W krzaczory nie ani za śmietnikiem, zawsze do domu się gnało, albo do najbliższego wc. Tego samego uczyłam swoje dziecko (mam nadzieję, że zostało i automatycznie działa, gdzie można swoje potrzeby fizjologiczne załatwiać, a gdzie nie). Sprzątam po swoim psie. Zauważyłam, że coraz więcej osób trzyma w rękach woreczki z psimi odchodami. Choć więcej tego towaru jeszcze zaleguje na trawnikach.
Snedronningen - 2014-04-07, 19:19

Tufitka, To chadzaj po klatce schodowej. Po pierwszej akcji wszystkie psy wylądowały w domach. Następnego dnia ujadały już tam.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group