To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

Kącik behawioralny - Kolejny kot w domu - blaski i cienie dokocenia

dagnes - 2012-02-09, 20:29

leniwiec napisał/a:
Czegoś tu nie rozumiem. Z jednej strony chcemy widzieć w naszych kotach niezależne, ledwo udomowione drapieżniki, które jedzą tylko to co naturalne, polują i w ogóle prawie niczym się nie różnią od swoich "dzikich przodków", a z drugiej - uważamy dostęp do względów opiekuna za podstawową wartość w życiu kota? I to jest normalne i naturalne?

Dla kota, którego zamknęliśmy w mieszkaniu, któremu zabraliśmy wolność, i dla którego staliśmy się "matką zastępczą" - opiekun wydaje się być jedną z podstawowych wartości życia.
Powiadają, że koty zostały udomowione dwukrotnie. Pierwsze udomowienie miało miejsce parę tysięcy lat temu, gdy koty zaczęły żyć przy ludziach, tępiąc szkodniki i otrzymując w zamian miskę oraz jakieś schronienie. Przez tysiąclecia koty żyły obok ludzi, ciesząc się swą wolnością i niezależnością, dając ludziom swą pożyteczność. Całkiem niedawno odbyło się drugie udomowienie kota, nazywane udomowieniem "właściwym" - kot stał się domownikiem, otrzymał posłanie w ludzkim łóżku oraz wiele innych przywilejów w zamian za zabranie mu wolności oraz brak oczekiwań w zakresie bycia użytecznym. Dopiero w czasie tego drugiego udomowienia można było zacząć poznawać kocią naturę oraz opisywać interakcje z człowiekiem. Jedyny okres w życiu kotów, gdy w naturalnym środowisku żyją razem z innym kotem czy kotami, to okres bycia przy matce. Na podstawie obserwacji zachowań kotów w stosunku do ludzi, np. języka jakim się wtedy posługują, można przypuszczać, że traktują one swego opiekuna w sposób zbliżony do tego, jak traktowały swą matkę. Kocię porozumiewa się z matką w dużej mierze za pomocą sygnałów wokalnych, natomiast koty dorosłe pomiędzy sobą używają praktycznie wyłącznie mowy ciała. Dlatego kot używa do porozumiewania się ze swym opiekunem miauków, mrauków i jęków, czego nie robi w stosunku do innych kotów. Do tego dochodzi jeszcze cała gama innych zachowań świadczących o postawie nastawionej na otrzymywanie, tak jak ma to miejsce u kocięcia, któremu matka zapewnia wszystko. Dla podwójnie udomowionego kota, jego opiekun jest więc kimś bardzo ważnym.
Nawet wśród ludzkich dzieci, będących rodzeństwem niebliźniaczym, często zdarzają się walki o bardziej uprzywilejowaną pozycję i bycie "bardziej kochanym". Zwłaszcza starszy z rodzeństwa może doznać poważnej traumy, gdy "traci" swych rodziców, których dotąd miał "na własność i wyłączność", na rzecz nowonarodzonego młodszego braciszka. Jeśli rodzice nie zajmą się właściwie psychiką swego starszego dziecka, ona bardzo ucierpi. Podobny mechanizm może zadziałać u kota.

Jednakże im bardziej i głębiej staram się poznać koty, tym większej pokory nabieram w interpretowaniu ich zachowań. Właściwie, jestem chyba na etapie, na którym wiem, że nie wiem. Dlatego próbuję przestrzec innych przed lekkomyślnym szufladkowaniem sytuacji: "kot się nudzi - potrzebuje braciszka", bo to typowa antropomorfizacja kota. Niestety, to czego naprawdę chce kot, bywa dla mnie często głęboko ukryte bądź zakamuflowane :-( . Ale...

leniwiec napisał/a:
staramy się z całych sił, żeby jak najbardziej zbliżyć się do ideału

Dokładnie :-) .

Leniwiec, twoja sytuacja jest przykładem tego, że czasem się da, i że koty można uszczęśliwić przez dokocenie. Nie można jednak generalizować i zapominać, że w momencie dokocenia twoje koty były bardzo młode, a jeden był wręcz dzieckiem (6 miesięcy i 2 miesiące). To idealne warunki, lepsze są jedynie wtedy gdy mamy dwa koty z jednego miotu lub wychowywane w jednym domu.
Ja też uwielbiam wpatrywać się we wtulone w siebie koty, jednak wiem, że osiągnięcie takiego stanu z dorosłymi kotami jest bardzo trudne.

leniwiec napisał/a:
Zgadzam się, że koty w naturalnym środowisku (cokolwiek mamy tu na myśli) nie tworzą stada, polują same, a kotki samodzielnie wychowują młode. Ale wciąż te koty mają kontakt z innymi osobnikami. Mają szansę na interakcję (nieraz radosną, przyjazną) z drugim kotem - z jedyną istotą, która może w pełni zrozumieć wysyłane przez nie sygnały.

Kontakty i interakcje z innymi kotami to jednak nie to samo co wspólne zamieszkiwanie małej, jak na kocie standardy, powierzchni mieszkania czy domu. Mojemu kotu zdarza się mieć kontakty z kotami z sąsiedztwa, które najwyraźniej go pobudzają i uszczęśliwiają, dając nowe, dodatkowe bodźce. Ale dzielenie posłania, miski, kuwety, zabawek i terenu to coś zupełnie innego niż sąsiedzkie "pogawędki" na łące. Dlatego piszę by być ostrożnym i dogłębnie przemyśleć dokocenie, popatrzeć oczami kota na to, co się dzieje, a czasem może zrezygnować z tego dokocenia, jeśli miałoby być okupione stresem i problemami.

A temu, komu uda się dokładnie zrozumieć kota, należy się Nobel ;-) .

Terhie - 2012-02-09, 21:28

Właśnie się pobiły, wyjątkowo poważnie.

Miałam sporo czasu, żeby przeanalizować, co zrobiłam nie tak - i czy mogłam zrobić inaczej w całym tym "dokocaniu".

I tak, popełniłam kilka błędów.

Ale głównym było założenie, że skoro 5 tygodniowy kociak cieszył się z obecności dorosłej kotki (a i ona po początkowych atakach go zaakceptowała i ożywiła się, zaczęła być bardziej aktywna i traktowała go trochę jak kociaka), to ten sam dorosły kot ucieszy się z drugiego kota. Błąd.

Może gdyby nowy był młodszy/ miał inny, bardziej potulny charakter/ gdybym po drodze się nie przeprowadziła/ gdyby S. nie był już dorosły/ gdybym miała większą powierzchnię mieszkalną/ gdyby...

Ale nie mogłam tego przewidzieć. Te rzeczy widzę z perspektywy czasu. I nie powtórzyłabym "dokocania" wiedząc to, co wiem. A wiem, że mojego kochanego Sanjirka wcale nie uszczęśliwiłam.

Nie zrozumcie mnie źle - oba koty są moimi kotami. Nie ma u mnie krwawych walk, nie sikają po domu ze stresu, ale S. nazwałabym zestresowanym i zdystansowanym, a u C. zdiagnozowałabym nerwicę (niesamowicie łatwo jest go przepłoszyć, kilka razy dziennie potrafi mieć ogon jak szczotkę).

Tak, oba śpią ze mną w łóżku. Czasem nawet ułożą się obok siebie. Tak, zdarza im się myć nawzajem pyszczki. Ale myślę, że oba koty byłyby spokojniejsze i bardziej zrównoważone, jakby miały dom tylko dla siebie.

I zgadzam się z Dagnes, że decyzja o powiększeniu ilości kotów powinna być naprawdę dobrze przemyślana.

mirela - 2012-02-10, 07:41

dagnes nie do końca się zgodzę. Tzn. pewnie wiele jest w tym prawdy co piszesz, ale przytoczyłaś tylko jedno zdanie moje pozbawione kontekstu ...
Starszak się zmienił, ale jak wytłumaczysz wieeelką jego miłość do młodszego ? Jak go nie widzi to za nim płacze, tuli się do niego, liże, śpią w 90% sytuacji razem. Widzę, że starszy się bardzo przywiązał do młodszego i widzę, że kosztem wielkiej miłości do mnie. Teraz nr jeden jest dla niego młodszak a potem ja. No, czasami przyjdzie się ze mną pomiziać i pospać, ale przeważnie sa to sytuacje, kiedy młodszak gdzieś szaleje.

Poza tym, są koty i koty. Jak w przypadku dachowców ciężko cokolwiek przewidzieć, tak w przypadku rasowych już bardziej. I KAŻDY hodowca rexów, sfinksów i peterbaldów z którym miałam do czynienia (a była ich masa, przeprowadziłąm dziesiątki rozmów przed kupnem każdego mojego kota, sprawdzałam "rynek" bo bałam się pseudohodowli, zarówno polski jak i czeski i słowacki) zaznaczał, że te rasu muszą mieć przyjaciela. Mało tego najlepsze polskie hodowle zaznaczały, że sprzedadzą sierściucha tylko do domu gdzie jest już inny kot. Z rozmów na miau wiem także, że syjamy potrzebują przyjaciela. Więc chyba generazliwoać nie powiiniśmy.

Reasumując u mnie zauważyłam, że starszak przeżył przybycie młodego (był obrażony 3 dni i wyganiał go ze swojej kuwety) ale obecnie to młody jest dla niego nr jeden. I powiem szczerze, że boeję się, ze przyjdzie taki dzień, że młodego zabraknie - nie wiem co wtedy pocznie starszak :shock:
Nigdy nie było u nas poważnej bitwy, te które się pojawiają są jak mi się wydaje zabawą, zaczepiają się, turlają w łóżku. Jedynie zaobserwowałam, że nieszczęsny nowy fotel stał się przyczyną bijatyk, ale nie agresywnych. No ale jak już na forum wspominałam, godzinna bijatyka kończy się wielką miłością i wspólnym zasypianiem na tymże fotelu.

OLGA - 2012-02-10, 09:32

Dzięki za zwrócenie uwagi na te zagrożenia.
Do tej pory słyszałam tylko o pozytywnych skutkach dokoceń. Jedna moja koleżanka miała to, co ja z Maurycym, tylko że szybko zdecydowali się na drugiego kota. Teraz kociaki wyżywają się w zabawach i przychodzą tylko na głaskanki. Druga znajoma ma trzy koty, i też wszystkie są bardzo radosne, chętnie przychodzą do głaskania, ale równie chętnie bawią się i szaleją ze sobą.

Cytat:

Od pewnego czasu masz wrażenie, że Twój kot jest znudzony i smutny. Przesypia całe dnie, za to w nocy nie daje Ci spać natrętnie miaucząc, skacząc po Tobie i zrzucając przedmioty. Chodzi za Tobą krok w krok domagając się nieustannej uwagi. Ma ogromny apetyt i tyje. (…)
Zaczynasz się zastanawiać czy wzięcie drugiego kota nie rozwiązałoby tych problemów?


Mój Maurycy zdecydowanie nie jest ani znudzony, ani smutny, no i nie przesypia całych dni. Nie skacze też po mnie w nocy (tylko podgryza wieczorem pod kołdrą). Ale owszem lubi zrzucać przedmioty ze stołu, chodzi za mną krok w krok domagając się uwagi, no i ma apetyt. Ale nie widzę w nim jakichś objawów depresyjnych czy nerwicowych.
Ma zdecydowanie więcej energii niż kiedyś, potrzebuje więcej zabawy i uwagi. Objawy agresji wiążę raczej z próbami zwrócenia na siebie uwagi i nieumiejętnego zachęcania do zabawy.

Uświadomiłyście mi bardzo ważną rzecz, żeby ostrożnie podchodzić do dokocenia i że często przysparza to ogromnych trudności. Jednak tyle nasłuchałam się pozytywnych opinii od osób, które to uczyniły, że jednak będę dążyła z całych sił do tego, żeby mimo wszystko drugiego kotka spróbować przeforsować u TŻ. Zobaczymy jak to będzie. Nie chcę uszczęśliwiać Maurycego na siłę. Jeśli dokocenie źle odbijałoby się na jego zachowaniu, wtedy zrezygnowałabym z drugiego malucha. Póki co to takie gdybanie, bo o zgodę na drugiego malucha muszę jeszcze powalczyć.

Mari - 2012-02-10, 10:04

Jeżeli dokocenie, to najczęściej im młodszy rezydent, tym lepiej.
Sandra - 2012-02-10, 11:13

Nawet jeśli wielokrotnie przemyśli się sprawę powiększenia stada, to i tak ostatecznie życie pokaże jak będzie.
I ja dorzucę kilka zdań opartych na osobistych doświadczeniach.
Mania-kocur żył sam w ludzkim stadzie przez 3-4 lata, któregoś dnia Syn uratował 4-6 miesięczną chudzinkę kotkę Inez, zaakceptowali się wzajemnie. On wymagał pieszczot wciskając pyszczek w jej brzuch. Spali wtuleni, ona go myła....,
Mania odszedł w wieku 9 lat na niebiańskie sawanny, a prawie zaraz Pinto maluch wprowadzony został z honorami do stada.
Po śmierci Mani, Inez z dnia na dzień zmieniła się nie do poznania. Odżyła, skończyła się dominacja... Teraz ona zajmowała wszystkie te miejsca w których tylko Mania miał prawo siedzieć, dopominała się o pieszczoty, głośno opowiadała co rano w łazience o swych snach. Syn to nazywał; "Rozmowy z katem"....
Pinto jej nie przypasował, mimo tego, ze był maleńki nie obudził w niej opiekuńczych, macierzyńskich instynktów, na które liczyłam. Nie bawiły się razem, razem nie spały, ona tylko na niego syczała. Zagroził jej dopiero co odzyskanej pozycji. Widziałam, że coś trzeba zrobić aby Inez nie zapadła się w sobie. Była taka szczęśliwa.
Przypadek zrządził, że jak Pinto osiągnął 1 rok w domu już był 3 miesięczny Fudżi. Najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć w tej sytuacji.
Inez nadal była królową.
Pinto skoncentrował swe harce i wybryki na super łagodnym 9 kg Fudżi. :mrgreen: .
Dochodzi do spięć. Zawsze wywołuje je Pinto. Zawsze chodzi o miejscówki. Inez długo nie ustępuje, ale w końcu z godnością odpuści.
A Fudżi i Pinto to jak przyszywani bracia. Polują wspólnie na Inez, ale również uprawiają kocie zapasy.
Pióra lecą, a jakże :-D Fudżi ma długa sierść jak syberyjczyk, a Pinto jak syjam, krótka gładka jedwabistą. Często Pinto ma pełny pyszczek futra z Fudżika, ale uczy się szybko i gryzie go w łapy.Strupki tez i na uszach znajduje. :-(
Inez jest na uboczu, ale jest rozluźniona i bawi się z nimi jak chce. Ma swoje kolana (Syn) i Pinto ma swoje (Ja). Pinto też jest królem. ;-) i nawet nie wie, że Inez mu na to pozwala...
Od jakiegoś czasu zdarza się, że Inez myje Pinto i zasypiają przytuleni do siebie. :->
Życie pokazało co zrobić. Jestem zwolenniczka większych stad.
Na wsi gdzie mam kilkanaście ogonów. Całe dnie gdzieś polują oddzielnie, ale wszystkie trzymają się razem. Lula, starsza wysterylizowana samica (nie rodziła) opiekują się maluchami przybłędami. Zawsze się witają radośnie. Dla mnie nauczyły się niektóre miauczeć, a niektóre tylko otwierają pyszczki bez dźwięcznie. Przynoszą mi myszy i nornice, odgryzając wcześniej głowy. Za dużo dostają jeść :!:
Może to i prawda, że kot jest samotnikiem, ale czy to nie człowiek próbuje spersonalizować tym określeniem zachowania kota :?: A tu chodzi o domowego kota :-D :?:

Aisha - 2012-02-10, 15:39

To moze ja tez cos napisze , ja jestem z tych co maja problemy z dokoceniem :cry:
Wiki byl jedynem kotem przez 3 lata, kiedy przyszla do nas Puni. Ja pragnelam zawsze miec drugiego kota ale maz sie nie zgadzal, kiedy sam zaproponowal ( po 3 latach) ze by bylo fajnie jak by byl drugi kot , to ja nie zwlekalam, balam sie ze moze sie maz rozmysli i bez przemyslenia kupilam drugiego. Wszystko zrobilam pochopnie. Wiki nigdy nie byl agresywny do innych kotow, zawsze go je interesowaly, tak myslalam ze bedzie zadowolony z przybysza. Zadecydowalam sie na malego kota, myslalam ze on sie szybciej dostosuje do Wikiedo i ze szybciej sie wszystkiego nauczy, to tez blad z mojej strony, dokacac kociaka do doroslego kota. Puni byla i jest nadal bardzo ruchliwa, wesola, tylko ma w glowie bawienie a Wiki jest spokojny , lubi sie bawic ale to sa male chwile dzienne, on sie nauczyl bawic sam albo ze mna, dlatego jest ciezko mu sie przyzwyczaic do zmiany sytuacji. Tez jest tak , ze Wiki jest bardzo plochliwy, szybko sie boi obcych ludzi, nowych dzwiekow, ciezki jest na jakies zmiany. Po 1.5 roku nadal jest ze strony Wikiego warczenie, prychanie, duza agresja i nie tylko do niej, my tez nie raz dostaniemy lapa, co nigdy tego nie bylo przez te 3 lata jak byl sam. Puni znowu sie niczego i nikogo nie boi , dokucza mu ale bez agresji , chyba wie ze on tylko sie wydziera ale nic nie robi. Zaluje ze wzielam tak pozno drugiego kota, Wikiemu nie pomoglam tylko mu zaszkodzilam , kot ma caly czas stres , boi sie jej . Drugie to , ze jestem bezradna, nie wiem co mam robic, wiem ze jesli by Puni odeszla to by byl calkiem inny ale nie potrafie jej oddac, kocham ja tak samo jak jego. Probowalam wszystkiego ale nic z tego nie wyszlo. Trzeba naprawde dobrze przemyslec o dokoceniu, czym dluzej sie czeka i kot sie robi starszy czym mniej szans jest na dobre dokocenie. Milosc kocia jest piekna , jak sie oglada na zdjeciach jak zyja razem ze soba, jak sie myja, spia ze soba, ale nie zawsze tak jest.

Sandra - 2012-02-10, 18:07

Aisha, a może sytuacja byłaby taka jak u mnie :?: Możesz tylko polepszyć.
Gdybyś wzięła jeszcze jednego młodego, to odciążyłabyś Wikiego, i spokój
powróciłby na salony :->
Liczba ? Jeśli już się ma dwa to i trzeci doskonale się wkomponuje. Nie odczujesz tłoku :->
A czekać, aż Punia zrobi się stateczna starszą panią :?: , a może to nigdy nie nastąpi.

Bianka 4 - 2012-02-10, 18:52

Żadne dokocenie nie jest łatwe, nawet to najbardziej przemyślane... wszystko zależy od kotów. U mnie są kocie "klany" i samotnicy. A jednak każdy z kotów ma swoją chwilkę ze mną, wtedy kiedy jemu najbardziej to odpowiada. Dudek jest do mnie "przyssany" prawie cały czas, Nesska i Bianka przychodzą się przytulić jak już jestem w łóżku, Fibik śpi koło mojej głowy lub w nogach, a do niego przytulona jest Fotka (ta dwójka jest nierozłączna). Tylko najstarszy Filemon się wycofał, on nie umie walczyć o moje względy i to ja muszę pamiętać, żeby go nie pominąć. Oczywiście od czasu do czasu dochodzi do spięć, ale szybko mijają. W tym tygodniu czeka nas przeprowadzka do dużo większego mieszkania i mam nadzieję, że tam każdy znajdzie swój spokojny kącik. Przyznaję, że mam idealne, bezproblemowe koty, ale to rzadkość i zgadzam się, że przyjęcie każdego nowego domownika, powinno być bardzo starannie przemyślane.
oli-vka - 2012-02-10, 19:31

Niecałe dwa tygodnie temu i u mnie doszło do dokocenia, do półtorarocznej Bąbelki doszedł pięciomiesięczny Franek zaadoptowany (po ciężkich przeżyciach chorobowych) z DT. Franek w ciągu dwóch dni całkowicie się wkomponował w Naszą rodzinę, ale z Bąbelką nie było wesoło... Była osowiała, nie chciała jeść (były nawet głodówki) ani pić. Trwało to około tygodnia. Dużo ją mizialiśmy, kupowaliśmy przysmaki, ale była uparta.
Do przełomu doszło na wyjeździe, po sześciu dniach od (w sumie niespodziewanego) dokocenia mieliśmy zaplanowany wyjazd na ferie, wzięliśmy ze sobą koty i już w samochodzie, zdane na swoją obecność, spały oparte o siebie :)
W hotelu Bąbel stopniowo zaczęła jeść, początkowo trzymaliśmy Franka z dala od niej, żeby jej nie przeszkadzał, a od wczoraj je nawet przy nim :D Teraz już się przytulają! Wprawdzie Bąbelka jeszcze Franka nie myje, ale on wylizuje jej uszka, bawią się ze sobą, aż przyjemnie patrzeć :)
Jestem pewna, że się pokochają :)

Bianka 4 - 2012-02-10, 19:56

Na kursie zoopsychologa (jeszcze go nie skończyłam :oops: ) uczono mnie o różnych technikach wprowadzania nowego kota do domu - odizolowanie, przekazywanie feromonów, itp. W warunkach jakie do tej pory miałam nie było nawet mowy o odizolowaniu :roll: Początkowo zupełnie nieświadoma tego co robię, a później z duszą na ramieniu szłam na żywioł, prócz tego że zostawiałam nowego przybysza na dłuższy czas w transporterku, żeby wszyscy domownicy mogli go obwąchać i żeby on mógł czuć się w miarę bezpiecznie. Poza tym przed przywiezieniem do domu starałam się jak najdłużej kota miziać i trzymać na rękach, żeby choć trochę przeszedł moim zapachem. Były tez w użyciu bawełniane szmatki, którymi wcześniej głaskałam moje koty, a później nowego przybysza.
leniwiec - 2012-02-10, 20:55

dagnes napisał/a:
Dla kota, którego zamknęliśmy w mieszkaniu, któremu zabraliśmy wolność, i dla którego staliśmy się "matką zastępczą" - opiekun wydaje się być jedną z podstawowych wartości życia.

Myślę, że tak może być, że opiekun może być bardzo ważny, ale nie powinien być nigdy obsesją kota. Nasze koty to koty domowe, udomowione - skoro w procesie udomowienia zmieniły się i są teraz zdolne do takich wyjątkowych uczuć względem człowieka, czemu ich stosunki z innymi kotami miałyby być takie same jak u dzikich przodków? Widzę, że moje koty lubią mnie, reagują mruczeniem na mój dotyk, Kocisz specjalnie wskakuje na szafki i wyciąga łepek, żeby otrzeć się mordką o mój policzek. Ale jednocześnie nie są ode mnie uzależnione. Lubią moje towarzystwo, ale kiedy mnie nie ma, doskonale potrafią same sobie zorganizować czas. Moim zdaniem to cenne i dobre dla nich.

dagnes napisał/a:
Nawet wśród ludzkich dzieci, będących rodzeństwem niebliźniaczym, często zdarzają się walki o bardziej uprzywilejowaną pozycję i bycie "bardziej kochanym". Zwłaszcza starszy z rodzeństwa może doznać poważnej traumy, gdy "traci" swych rodziców, których dotąd miał "na własność i wyłączność", na rzecz nowonarodzonego młodszego braciszka. Jeśli rodzice nie zajmą się właściwie psychiką swego starszego dziecka, ona bardzo ucierpi. Podobny mechanizm może zadziałać u kota.

Zgadzam się z Tobą, na pewno tak może się zdarzyć. Dlatego moim zdaniem warto od jak najmłodszego wieku wychowywać od razu dwa koty. Szczególnie jeśli większość dnia spędzamy poza domem i kot przez te długie godziny (a później długie godziny nocy, kiedy my śpimy) byłby pozbawiony towarzystwa.

Sandra napisał/a:
Aisha, a może sytuacja byłaby taka jak u mnie :?: Możesz tylko polepszyć.
Gdybyś wzięła jeszcze jednego młodego, to odciążyłabyś Wikiego, i spokój
powróciłby na salony :->

Zdaję sobie sprawę, że to zupełnie inne gatunki, ale - bardzo często doradzamy taki model w przypadku szczurów. To są zdecydowanie stadne zwierzęta, bardzo potrzebują kontaktów z osobnikami swojego gatunku, ale (oczywiście!) doszczurzenie nie musi być wcale łatwe. Dorosłym samotnikom (których jest wiele, bo często ludzie nie zdają sobie sprawy ze stadnej natury szczura i jego potrzeb) proponujemy zwykle towarzystwo dwójki dzieciaków. Młode razem się bawią i nie zadręczają starszego szczura, a on wciąż może czerpać korzyści z ich towarzystwa. Z doświadczenia wiem, że takie rozwiązanie ma największe szanse powodzenia. Może u kotów jest podobnie?

OLGA napisał/a:
Uświadomiłyście mi bardzo ważną rzecz, żeby ostrożnie podchodzić do dokocenia i że często przysparza to ogromnych trudności. Jednak tyle nasłuchałam się pozytywnych opinii od osób, które to uczyniły, że jednak będę dążyła z całych sił do tego, żeby mimo wszystko drugiego kotka spróbować przeforsować u TŻ. Zobaczymy jak to będzie. Nie chcę uszczęśliwiać Maurycego na siłę. Jeśli dokocenie źle odbijałoby się na jego zachowaniu, wtedy zrezygnowałabym z drugiego malucha. Póki co to takie gdybanie, bo o zgodę na drugiego malucha muszę jeszcze powalczyć.

Wydaje mi się, że w sytuacji podobnej do Twojej warto byłoby rozważyć dokocenie "na próbę". Bardzo wiele jest kociąt (normalnych, zdrowych) potrzebujących domów tymczasowych. Osoba planująca dokocenie mogłaby zdecydować się na tymczasową adopcje takiego malca (oczywiście biorąc na siebie wszystkie związane z tym zobowiązania) i, gdyby kot rezydent wyraził zgodę, zatrzymać go na stałe. W razie niepowodzenia trzeba by znaleźć dzieciakowi nowych opiekunów - co zasadniczo jest zadaniem DT, więc tak czy inaczej młody kociak skorzystałby na takiej akcji. Z kociakiem rodowodowym oczywiście nie dałoby się przeprowadzić takiej "próby".

dagnes napisał/a:
Dlatego piszę by być ostrożnym i dogłębnie przemyśleć dokocenie, popatrzeć oczami kota na to, co się dzieje, a czasem może zrezygnować z tego dokocenia, jeśli miałoby być okupione stresem i problemami.

Z tym zdecydowanie się zgadzam. :-) Chociaż jestem zdania, że dla kota kontakt z innymi kotami jest ważny i dobry (czyli jestem zwolenniczką przynajmniej dwóch kotów w domu), to wciąż obowiązuje zasada: nic na siłę. "Uszczęśliwienie" starego spokojnego kocura młodym, drapieżnym, napakowanym testosteronem kolegą niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Trzeba przemyśleć sprawę, odpowiednio przygotować mieszkanie, dobrze dobrać przyszłego towarzysza dla naszego samotnika. I mocno trzymać kciuki. ;-)

A dokacanie to świetna okazja, żeby przypomnieć sobie o metodzie MEMO. Redukcja stresu zawsze jest dobra i na pewno pomoże w ułożeniu pozytywnych relacji między kociskami. :-D
www.barfnyswiat.org/viewtopic.php?t=489

Aisha - 2012-02-11, 00:44

Sandra napisał/a:
Aisha, a może sytuacja byłaby taka jak u mnie :?: Możesz tylko polepszyć.
Gdybyś wzięła jeszcze jednego młodego, to odciążyłabyś Wikiego, i spokój
powróciłby na salony :->
Liczba ? Jeśli już się ma dwa to i trzeci doskonale się wkomponuje. Nie odczujesz tłoku :->
A czekać, aż Punia zrobi się stateczna starszą panią :?: , a może to nigdy nie nastąpi.


U nas juz zawital trzeci kot, podworkowy ktory sie wcisknal na chama :-D Jest juz starszym kotem, bardzo sie powoli, na spokojnie sam dokocil , za zgoda moich kotow. Wiki sie go boi ale jest ciekawy jego i nawet sie zrobil spokojniejszy przy nim, potrafia spac na jednej kanapie ale jak przechodzi Wiki kolo niego to zwielkim hukiem. Puni znowu sie go nie boi , zaczepia go ale spokojniej niz Wikiego , Suraj ( go nazwalismy) potrafie lapa machnoc na Punie jak go zaczepia i ona sie uspokaja, a jak Wiki machnie lapa to ona zaczyna wiecej do niego :-( ( biedny moj Wikus :cry: ) Suraj sie bawi nieraz z Punia ale bardzo malo, ona potrafie nieraz dwie godziny tylko przespac a reszta zabawa , faktycznie jest jej potrzebny kolega do non stop zabaw dziennych ale ja nie mysle o 4 kocie, troche by bylo za duzo. Boje sie tez ze jeszcze gorzej bym zrobila Wikiemu, widze ze on sie boi kotow .

Iowa - 2012-02-11, 01:33

Aisha, jak długo to już u Was trwa? Może po prostu muszą się dogadać. Ja mam dwa koty, ale w pokoju obok mieszka młoda kotka, która moje po prostu uwielbia (wychodzi z każdej kryjówki, jak się jakiś kot na horyzoncie pojawi). One ją nie do końca, bo jest dla nich trochę zbyt energiczna. Koty widzą się kilka godzin dziennie, czasem dłużej, czasem wcale. Za każdym razem na początku jest dystans, moja kotka na tą małą warczy - wystarczy, że mała spojrzy :roll: , kocur syczy, jak go mała "przyciśnie" zbyt mocno. My staramy się nie ingerować. Jeśli koty siedzą wszystkie trzy w jednym pokoju, to generalnie nic się nie dzieje, zazwyczaj śpią. Jeśli natomiast damy im całe mieszkanie do dyspozycji to zaczynają się podchody, zasadzki, ataki. Po kilkunastu minutach uciekania moich kotów przed małą zaczyna się odwracanie ról. Najlepszym widokiem jest, jak Dunia (mój pseudorusek, choć ostatnio bardziej brytola przypomina) goni małą, a potem zmiana. No i niezliczone miśki, tofiki ;-)
Co próbuje pokazać - nawet jak koty się znają, to potrzebują stałego kontaktu ze sobą, żeby utrwalać postępy w socjalizacji. Z doskoku, raz na jakiś czas, powoduje, że one jakby się od nowa do siebie przyzwyczajały za każdym razem, kiedy się widzą, ale im dłużej się widzą, tym więcej widać między nimi pozytywnych interakcji. Taki układ, jaki jest u mnie w mieszkaniu raczej nie zaowocuje przywiązaniem ze strony moich kotów do tego trzeciego. W drugą stronę jest większa szansa, bo ona jest jedna i nawet w pokoju sama nie może zostać - zaczyna piszczeć i trzeba ją zabierać do nas.
Uważam, że to wszystko wymaga czasu i cierpliwości z naszej strony. Kolejną kwestią jest nasze podejście do całej sprawy. Zazwyczaj ingerencja właścicieli w to "docieranie" się kotów, nawet dość ostre, powoduje zaostrzenie konfliktu. Oczywiście nie mówię o sytuacjach ekstremalnych, kiedy leje się krew itp. ale takie normalne ataki, gonitwy, podgryzanie. Myślę, że nie wszystko, co wygląda strasznie w naszych oczach, jest groźne i wymaga interwencji. Jeśli kot generalnie wygląda na spokojnego, nie chowa się po kątach, nie jest lękliwy, a mimo wszystko dostaje lanie od drugiego kota, to nie ma co robić problemu. One muszą się jakoś ustawić, a potem co jakiś czas demonstrować układ sił, tak to przynajmniej u mnie wygląda. Higgs dość agresywnie gania Dunię (ale on nie miał czasu się nauczyć prawidłowych zachowań od rodzeństwa, więc to go trochę usprawiedliwia), jednak to nie przeszkadza mu ją myć, przytulać się do niej, spać we dwójkę na mnie czy na mężu. Tu nie ma żadnej rywalizacji. Bardzo często to ona go zaczepia do zabawy, zaczyna biegać po całym pokoju popiskując przy tym. Bywa też tak, że to Dunia zaczyna - chodzi za Higgsem ze stulonymi uszami, podgryza mu tylne łapy, atakuje (swoją drogą on wtedy zupełnie nie wie, co ma robić), a my dopingujemy :lol: .

leniwiec - 2012-02-11, 02:15

Takie początki znajomości są OK? http://www.youtube.com/wa...=3&feature=plcp :lol:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group