To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
BARFny Świat
Dieta BARF dla kota, psa i fretki. Naturalne i zdrowe żywienie zwierząt domowych.

BARFne Życie - Sanatorium pod wezwaniem Szalonej Tity

Anilina - 2018-03-27, 18:38
Temat postu: Sanatorium pod wezwaniem Szalonej Tity
Mój temat w Powitalni trochę za bardzo się rozrósł, przenoszę więc ferajnę do działu bardziej odpowiedniego. Dziś trochę czarny humor, oto dlaczego.

Moja Titka ze zdiagnozowaną niewydolnością nerek (jedna nerka nieprawidłowo wykształcona, druga już mocno uszkodzona) od kilku lat cierpiała na nawracające infekcje górnych dróg oddechowych. Weci walili antybiotyki, sterydy, działało, zaleczało. Odkąd wiemy o PNN nie zgadzam się na takie leczenie, na szczęście dzięki BARFowi infekcje od ponad roku nie wracają, ale utrzymuje się delikatny kaszel. 2* RTG, miejscowy lekarz wyjaśnił, że zmiany w oskrzelach wynikają z tych licznych infekcji z przeszłości i wobec PNN nic się zrobić nie da, bo jedyne metody leczenia to sterydy. I żeby dać spokój kotu. O spokój mojej Tituli to ja dbam. Niespokojna Tita to zła Tita, to moja krew na ścianach :lol: Trochę żarcik, a trochę nie, kto mi doradzał w kwestii leczenia pogryzień, ten wie ;-) Spokój to jedno, diagnoza to drugie. A raczej na odwrót - najpierw diagnoza, potem spokój.
Dziś zapakowałam Titę w transporter i w drogę do naszej nefrolog w Krakowie. Przy okazji zabrałam też Lolę, bo nie dawał mi spokoju jej nochal, co się w zeszłym roku spotkał blisko z kotem podwórkowym i od tamtej pory, mimo zagojenia zadrapania, glutkuje się często. Był wymaz, nic nie pokazał. Miejscowi weci mówią - zostawić.
No to jedziemy.
Pani doktor jak zawsze miła, uśmiechnięta, przywitaliśmy się, pożartowali. Opisałam, z czym jesteśmy. Obejrzała zdjęcia płuc Tity, obejrzała nos Loli, osłuchała i poprosiła, byśmy zaczekali bo niebawem będzie jej kolega: kardiolog-pulmonolog, to ze specjalistą w dziedzinie porozmawiamy. Już mi się lampka zaświeciła :idea: czerwona.

Kilka słów z doktorem Maćkiem, spojrzenie na zdjęcia: Tita ma astmę. Bez dwóch zdań. Serce miała badane kilka m-cy temu, z nim wszystko ok, astma jest i to już stan, który wymaga szybkiego działania, inaczej wykończy ją szybciej niż nerki. bo choć Titka napady kaszlu ma krótkie i nie jakieś strasznie męczące, to ten kaszel potrafi ją wybudzić ze snu, a to ponoć już zły znak. Mam więc Titę nerkowo/astmatyczą z marudzącą czasem trzustką :-/ Git.

A Lola? Pojechaliśmy z nosem, który niby mieliśmy zostawić w spokoju. Tu jednak lekarze obejrzeli psa, zauważyli zapalenie dziąsła nad lewym kłem, czyli po tej stronie co i zatkana glutem dziurka w nosie, niepokojące. Przydałaby się diagnostyka, ale taka w uśpieniu. Rezonans najlepiej. Jak narkoza, to osłuchują serce. Jakiś szmer. robimy EKG, echo. Mamy blok przedsionkowo-komorowy I stopnia i niedomykalność trójdzielnej zastawki :banghead:

A wspominałam, że Szira , co to miała być u mnie tymczasem, wróciła z adopcji, niby tylko do powrotu jej właścicielki zza granicy, ale miało to miejsce początkiem grudnia a mamy niemal kwiecień? U niej mamy zespół końskiego ogona. Jeszcze bezobjawowy, wyszło na RTG. W kwietniu jedziemy do ortopedy, bo mój wet oczywiście co mówi? Tak! zgadliście! On mówi - tego się nie leczy...

Ponarzekałam sobie, pomarudziłam, nawrzucałam. Dziś strzelę głębszego, jutro szukam inhalatora dla Tity i suplementów nasercowych dla Loli.

Boję się myśleć, jakie tajemnice może w sobie jeszcze skrywać Klakson

:tuli: dla wszystkich właścicieli chorowitków!

małga - 2018-03-27, 23:12

dbają byś się nie nudziła ;-) piękna gromadka :kwiatek:
Saga - 2018-03-27, 23:31

Anilina napisał/a:
Boję się myśleć, jakie tajemnice może w sobie jeszcze skrywać Klakson

Spokojnie, Klaksonowi nic nie będzie bo on nadrabia gadulstwem ;-) i każda ewentualną... "chorobę" (tfuu, tfuu i odpukać) przegada i zagada :-D

IzabelaW - 2018-03-28, 06:16

Odnośnie miejscowych wetów jedno się jeno nasuwa skojarzenie - zostawić. ICH zostawić ;-)
Życzę zdrowia chorowitkom, Klaksonowi też oczywiście :mrgreen:

Anilina - 2018-04-05, 16:54

Obyś miała rację Saga :kwiatek:
I dzięki dziewczyny, jakoś tak lżej człowiekowi, jak ktoś po ramieniu poklepie ;-)

Tita od pięciu dni dostaje lek rozkurczowy Theovent 100 w dawce 1/6 tabletki. Kaszle rzadko i krótko, ale szczerze mówiąc, nie potrafię obiektywnie stwierdzić, czy to zasługa leku, czy ma sama z siebie lepsze dni. Od dziś zwiększamy dawkę do zaleconej przez weta 1/4 tabletki. Na dniach powinien przyjść inhalator, taki mniej więcej. Miał być Aerokat, ale jest dwa razy droższy, a czytałam opinie, że maseczka dla niemowląt świetnie pasuje do kociego pyszczka. No i kupuję używkę za 50zł. Niby na zwierzakach nie oszczędzam, wszak to moje trochę zarośnięte dzieci, ale jak podliczyłam, że same wizyty w przychodniach kosztowały mnie w tym roku już ponad tysiaka, to jednak zaczęłam szukać tańszych alternatyw tam, gdzie nie będzie to jakąś większą szkodą dla futer.

A Lola samoczynnie się naprawiła. Ponad pół roku miała problemy z nosem. Zatkany, zaglutowany. Od wizyty w Retinie i skierowaniu na dalsze badania, cudowne ozdrowienie. Ja już jej nawet leki nasercowe kupiłam, które ma dostawać 5 dni przed i 5 dni po narkozie. Ustaliłam, że zamiast tomografu lepsza będzie rinoskopia, bo jak coś jej w nosie siedzi, to laryngolog od razu podczas tego zabiegu będzie mógł pobrać próbkę albo nawet wyciąć, pozostało mi wyszukać dobrą klinikę w okolicy. Nos odetkany, czysty, dziąsło różowiutkie. Czy to taki syndrom jak u mnie, gdy czekam na wizytę do lekarza i czuję, że w zasadzie niepotrzebnie tu siedzę, bo przecież już nic mnie nie boli? Wszyscy tak mają?

Z supli dla Loli, oprócz tauryny, skompletowałam L-karnitynę i koenzym Q10 (z firmy Naturell).
Teraz muszę ogarnąć to wszystko logistycznie.

Wyobraźcie sobie mój poranek, przed pracą. Nim wyjdę z psami na spacer wyciągam z lodówki 4 porcje BARFa, żeby się zagrzał.
Do porcji Tity dodaję extra betaglukan i korzeń targanka na odporność i 1/3 kapsułki Nefrokrilla jako wyłapywacz fosforu + suplement potasu, bo w wynikach blisko dolnej normy.
Do porcji Loli wtykam Q10 i rozpuszczam w wodzie L-karnitynę (drogie cholerstwo, Szirze nie podaję).

Po powrocie ze spaceru Azodyl dopaszcznie dla Tity (ałaa, moje palce), a teraz dojdzie jeszcze poranna inhalacja. Porcję Loli posypuję krylem (dodatkowe omega 3), polewam karnityną, co drugi dzień jeszcze dostaje hormony (posikuje po kastracji). Serwuję czterem wrzeszczącym (Klakson) i tuptającym (psy) zwierzakom, pilnuję, by jedno drugiemu (Szira Loli a Klakson Ticie) nie kradli. I mogę szykować się do pracy, hurra. Może nawet sama zdążę zjeść śniadanie?

Wieczorem, nim pójdziemy na ostatni sik do ogrodu, szykuję 4 porcje kolacji. Psy jedzą przed snem warzywa, bo Szira ma tendencje do porannych, głodowych rzygów, a warzywa świetnie temu zapobiegają. Warzywa zmiksowane, polane olejem omega3, bo inaczej nie ruszą. Do tego suple warzywne, wiadomo. Ale Lola nie może drożdży (nawet bezglutenowych), więc muszę osobno przygotowywać jej betaglukan + witaminę B12, a do tego dostaje jeszcze vilcacorę, na odporność. Szira po prostu dostaje drożdże.
Przed spaniem Azodyl + lek rozkurczowy dopaszcznie dla Tity.

Sanatorium. A ja to wszystko za darmo robię. Ba! Jeszcze za to płacę słono! A w podzięce, sprzątając kuwety trafiam na taki dowód miłości i uznania. Sądzicie, że co chcą mi przekazać?

Ja to mam życie!

Na koniec poświątecznie - miała być pisanka, ale ta konkretna wyznaje zasadę "no make up" ;-)

Anilina - 2018-04-25, 17:45

21 dni. Tyle minęło od ostatnich moich narzekań, spieszę nadrobić 😉

Przedwczoraj strach i przerażenie padło na Sanktuarium. Tita zaniemogła. Ale to tak zaniemogła, że moje serce na ramieniu było. Od rana widziałam po niej, że coś nie tak. Przyjmowała taką przykurczoną „bólową” pozycję. Ale śniadanie zjadła ze smakiem, więc tylko z lekkim niepokojem wyruszyłam do pracy.

Popołudniu, z telefonicznych relacji mojej drugiej połówki dowiedziałam się, że to śniadanie zostało znalezione na podłodze, w wersji mocno przetrawionej, zaś obiadu spożyć odmówiła. Po moim powrocie kolację zjadła, zwróciła. Do tego wciąż ta zbolała pozycja. Weci już pozamykani, na najbliższy dyżur nocny godzinę jazdy samochodem ode mnie, a przychodnia.. no cóż, byłam tam raz z Lolą (przekonana, że ma skręt żołądka, podczas gdy były to duszności spowodowane prawdopodobnie pokłuciem nosa pokrzywą :lol: ), zdecydowanie nie chcę tam nigdy wrócić (i nie chodzi tylko o to, że wizyta zaczęła się od zbesztania nas za BARF).

Zaczęłam analizować co mogło się stać. Pierwsze podejrzenie padło na nową mieszankę, już biłam się w pierś, że otrułam kota. Ale po chwili wrócił rozum – przecież Klakson (ten tygrysss pogromca psów)


jadł to samo, a żwawy i głodny jak zwykle.

Kolejnym podejrzanym została trawa. Co jakiś czas wykopuję z ogrodu kępkę trawy, przesadzam do doniczki i daję kotom do zniszczenia. W tej kępce znalazłam jakąś roślinkę z pączkami kwiatów. Niby bez nadgryzień, ale może zjadła całą gałązkę i śladów nie zostawiła? Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, czy od razu podpinać jej kroplówkę i jak zidentyfikować tę cholerną roślinę, bo ja z botaniki ni w ząb. Listki jak listki.
A potem Tita wlazła do kuwety, pogrzebała, powściekała się i wyszła bez efektu końcowego. I zaświtało mi, że dawno rzygów kłaczkowych nie znalazłam. Trawiaste owszem, ale bez kłaków. Przygotowałam więc kisiel z siemienia i zapodałam jej wśród wielu kocich przekleństw. Biedactwo było takie cierpiące, że nawet na mój dotyk reagowała fuczeniem. Bezradność człowieka w takiej sytuacji jest straszna.

Rano zadzwoniłam do naszej lekarki Justyny Mazur. Dostałam od niej wytyczne co robić, o jakie badania prosić, jakie leki wziąć a jakich odmówić. Powiem Wam, że odkąd trafiłam na tą weterynarz, moje życie stało się lżejsze. Chyba nigdy nie przestanę wychwalać Targanka za to polecenie.

Pojechaliśmy do miejscowej przychodni i poszło kolejno: USG, badanie palpacyjne na które Tita zareagowała agresywnie, więc zaraz RTG i krew. Ponieważ w ostatnich wynikach była nieco podniesiona Amylaza, zrobiliśmy też specyficzną lipazę trzustkową (bye bye moje plany oszczędnoścowe…) Wyniki wrzuciłam tutaj
Wykluczyliśmy pęcherz, nie było żadnych osadów, wykluczyliśmy urazy, wzrosło prawdopodobieństwo zatkania kłakami. Zgodziłam się na cerenię i nospę + 100ml NaCl podskórnie. Odmówiłam antybiotyków i sterydów.
Titka sika normalnie, qpacza zrobiła raz i to niewielkiego. W napięciu sprawdzam zawartość kuwet i czekam.. Podaję dalej kisiel rano i wieczorem, do jedzenie dodaję pół łyżeczki namoczonej babki płesznik. Jeśli macie jeszcze jakieś rady, chętnie przyjmę. Pierwszy raz mi kota zatkało. Wieczorem podam jej jeszcze kroplówkę.

Jeśli myślicie że to wszystko, toooo nie! Przy okazji odbierania wieczorem wyników krwi (wrzucę w interpretację) nasz znajomy wet zaciągnął nas jeszcze do pracowni RTG i wyłuszczył, co on zobaczył na robionym rano przez inna lekarkę zdjęciu. Otóż Tita obok niewydolności nerek i astmy ma jeszcze zwyrodnienie kręgosłupa. W odcinku piersiowym, jak to nazwał taki syndrom „skoczka szachowego”. Mamy się spodziewać, że tylne łapki będą stopniowo słabnąć, mięśnie zanikać a i narządy wewnętrzne to odczują. Już teraz, po chwili zastanowienia, uświadomiliśmy sobie, że te „nietrafione” skoki Tity to efekt zwyrodnienia, a nie nerek czy jej roztrzepania. Czasem zdarza jej się nie doskoczyć np. do krzesła. Normalnie widziałam łzy w oczach mojego męża (ja już się wyryczałam wcześniej w domu ze strachu i zmęczenia tym wszystkim, więc u weta zgrywałam twardzielkę). Leczenie takiego zwyrodnienia (a wcześniej dokładna diagnoza przyczyny) to narkoza, tomograf albo rezonans z kontrastem, operacja i leki, które dobiją jej nerki. Tita ma 13 lat, PNN i astmę. Na ten moment wyjątkowo zgadzam się z miejscowym weterynarzem, odpuśćmy jej.
Dziś Tita czuje się już dobrze. Po powrocie z porannego spaceru z suczami zastałam w domu kojący bałagan, porozrzucane na podłodze poduchy, które zwykle bytują na kanapie. I wrzeszczące, głodne koty. Obydwa.

Nie tak łatwo złamać harta władczyni Tity.


IzabelaW - 2018-04-26, 05:55

Anilina, współczuję przeżyć :-(
Kupal oczyszczający był? Bo jak nie to może warto pomyśleć o laktulozie?

Anilina - 2018-04-26, 10:39

IzabelaW,
Był :-D wczoraj wieczorem w kuwecie kuuupa szczęścia ;-) Dziękuję.

Nul - 2018-04-26, 12:50

Anilina, trzymam kciuki za Titę i resztę!

A oprócz tego mam taki offtopowy znów komentarz: Ciebie to nic tylko cytować!!! Kiedyś ta "kocia anakonda po połknięciu kozy" :) a teraz o roślinkach: "listki jak listki" :))) Piękne! :lol:

I jeszcze o dr Mazur - ja z kolei mogę wychwalać Ciebie za to polecenie :)

Miau! :-)

Anilina - 2018-04-26, 13:44

Nul, bo u nas w rodzinie tak się podzieliłyśmy: siostra dostała rękę do roślin, a ja do zwierzaków. Ona rośliny hoduje, ja uśmiercam :) Ona, choć koty uwielbia, nie do końca je rozumie, a ja dostrzegam każdą, subtelną zmianę ich zachowania i (nieraz nawet trafnie ;-) ) interpretuję.

Co do weta, jak przypomnę sobie moje początki z PNN, zagubienie, strach i weterynarzy, to mnie aż trzepie. Pamiętam, jak siedziałam na krześle w przychodni, po serii kroplówek i przejściu na saszetki Hillsa i pytałam "Dlaczego te wyniki wciąż się pogarszają, mimo terapii"? i w odpowiedzi usłyszałam, że nerki nie pracują prawidłowo i nie ma się co spodziewać cudu, będzie tylko coraz gorzej. Brzydka śmierć.

W dniu, w którym miałam pierwszą wizytę u dr Mazur ubyło mi 10 kg ciężaru z ramion. To było kilka miesięcy od diagnozy, więc trochę się go nadźwigałam. Wielu forumowiczów to zna - walka i ten strach, że postępujemy wbrew zaleceniom wetów, biorąc na siebie całą odpowiedzialność za konsekwencje. I choć nie wierzę jej ślepo, sprawdzam jej zalecenia, to jednak ta świadomość, że ktoś ma wiedzę, która faktycznie pomaga mojemu kotu, jest kojąca.

Druga kwestia to jest to Forum. Wstyd się przyznać, ale przez 11 lat życia Tity, w tym różnych przebytych chorób, ANI RAZU nie zrobiłam jej badań krwi ani moczu. Zwykle było tak, że dostawałam leki i zalecenie, że jak nie pomogą, to badamy. Na dłużej lub krócej pomagały i o badaniach zapominałam. Żaden z wetów nigdy nie zaproponował mi badań kontrolnych. A ja nigdy o nie nie poprosiłam :-/
To Forum to niesamowita skarbnica wiedzy, to, czego dzięki jego założycielce i forumowiczom dowiedziałam się przez ostatni rok jest nie do przecenienia. Wywróciło mój świat do góry nogami, ale w ten dobry sposób. Wystarczy że powiem, że moja Titka, odkąd poszłam po rozum do głowy i zaczęłam karmić ją BARFem dostosowanym do jej jonogramu, po prostu odmłodniała. Tak, jest schorowana. 11 lat moich zaniedbań i karmienia suszkami. Ale ona bawi się myszkami, spuszcza łomot Klaksonowi, goni w kocim szaleństwie po ścianach. I to zasługa każdej osoby, która podzieliła się tutaj wiedzą lub udzieliła mi bezpośrednich rad, gdy nie wiedziałam, co robić (za co ogroooomnie dziękuję). Wcześniej Tita, od wielu już lat, nie miała tyle energii co teraz. Trzy dni temu miała kryzys z zakłaczeniem, a dziś jest już tą samą, małą, pyskatą wrednotą, której wybacza się wszystko :love: Myślę, że gdybym tak nie schrzaniła tych wcześniejszych lat, miałaby szansę bić rekord Guinnessa w długości kociego życia. Często żartujemy z moją drugą połówką, że konserwuje ją żółć i jad, przez co jest niezniszczalna.
Jak to jest, że najbardziej kochamy łobuzy? ;-)

Chasing The Sun - 2018-04-26, 14:07

Coś jest z tymi łobuzami ;-) Kotka którą przygarnęłam 3 tygodnie temu ma charakterek... W sumie to ja mam u niej największe fory bo poświęciłam jej najwięcej czasu, wiec na mnie syczy najmniej :mrgreen: Wystarczyło dosłownie 20h obecności w nowym domu, aby poczuła się na tyle pewnie, że osyczała, owarczała i oszczekała nie tylko rezydenta, ale wszystkich, którzy próbowali załagodzić sytuację ;-) Kotka 10 lat, po przejściach, złośnica ale kochana. Śmieję się, że to taka patologia, w sumie trochę jak ja ;-) Ale kocham tą łotrzycę chyba też trochę "za to" i postaram się wszystko zrobić aby kot z "trudną przeszłością i charakterem" zyskał kochającą rodzinę.
IzabelaW - 2018-04-27, 06:09

To chyba działa tak, że łobuzy bardziej się zauważa, bo dają się we znaki ;-) A jak się bardziej zauważa, to chcąc nie chcąc, częściej też o nich myśli (kombinując, uważając, co jeszcze mogą zrobić), a jak częściej myśli, to i więź silniejsza się rodzi. Miałam w sumie kilkadziesiąt szczurów, najbardziej pamiętam właśnie te "charakterne", wyróżniające się zachowaniem (fajnym z mojego punktu widzenia lub nie). Te "banalne" też się pamięta, ale w inny sposób, bez tego specyficznego ściśnięcia serca na ich myśl.
Anilina, masz rację - myślę, że możemy śmiało powiedzieć, że bez tego forum wielu z nas było innymi ludźmi :-)

Nul - 2018-04-27, 14:39

Anilina napisał/a:
Wywróciło mój świat do góry nogami, ale w ten dobry sposób.

Oj tak, dawniej o żywieniu naszych kotowatych to wiedziałam tyle, ile z reklam... Twój kot kupowałby... wiadomo co... :)

Miau :-)

shana55 - 2018-04-28, 01:10

Anilina :kwiatek:
:kiss: :kiss: :kiss:
Pięknie piszesz, chcemy jeszcze.

Anilina - 2018-04-30, 12:45

Dziękuję Shana55, niestety pech chce, że ostatnio piszę, gdy dzieje się u nas niedobrze :-(

Chasing The Sun, te bidoki "po przejściach" faktycznie wyzwalają pokłady empatii i wyrozumiałości w człowieku. Mam trochę tak, że jak zwierzę chore, to mu wybaczam wszystko i wszystko mu wolno i w ogóle tiu tiu tiu... A potem zdrowieje :twisted:

W zasadzie wszystkie moje zwierzaki wzięły mnie podstępem i na litość, a potem w ramach zamachu stanu przejęły kontrolę nad moim życiem...

A mój świat nadal kręci się wokół Tity.
W sobotę rano znów wylądowaliśmy u weta, po dobie niejedzenia i kilku wymiotach. Dostałam słuszny opiernicz od lekarza, że odpuściłam jej kroplówki po ostatniej qpie zakłaczonego szczęścia. Ale jednocześnie nastraszył, że to kręgosłup może już o sobie dawać znać, bo takie dwa zakłaczenia pod rząd są mało prawdopodobne. Dostała zastrzyk wit. B, za pierwszym razem odmówiłam, teraz nie protestowałam, pełna poczucia winy, choć mam świadomość, że to syntetyki. Drugi zastrzyk to był Metoklopramid. Nie miałam czasu się zastanowić, poszukać informacji o nim, spytałam czy NA PEWNO jej nie zaszkodzi na nerki i się zgodziłam. Kroplówę już wzięliśmy na wynos. Teraz biorę się za wątki dotyczące pracy jelit, bo nie mogę taka nieprzygotowana na wizyty chodzić. W ogóle nie mogę pozwolić, by takie sytuacje się powtarzały, to dla Tity potworny stres.

Teraz mamy marudzenie na jedzenie. To dla mnie nowość, bo odkąd przeszliśmy na BARF, moje koty nie miały żadnych problemów z apetytem. A teraz doszło do tego, że do porcji dodaję jej... dodaję...aż mi przez palce przejść nie chce...Felixa. Próbowałam dosmaczać jej Fortiflorą. Raz się skusiła, później już foch.

Staram się wyważyć korzyści i straty w przypadku terapii. Tita źle znosi zabiegi wokół siebie, choć już się nauczyła, że się nie wywinie i nie ma co histeryzować. Ale stres i tak się na niej odbija. Podawanie dopyszczne płynów to straszne walki, jak się zaprze, potrafi wszystko wypluć, kroplówka stawia na nogi całe stado (burczenie i fukanie przeplatane mruczeniem, krejzolka), o zmuszaniu do jedzenia nawet nie chcę myśleć. Inhalacje w miarę znosi, przynajmniej dopóki nie straci ochoty na smaczki...Azodyl czasem przełknie w dwie sekundy, a czasem muszę zabieg okupić krwią...

Zaraz początek miesiąca, będzie wypłata :hura: chyba zakupię trochę CFF Purr na okazję takich kryzysów. I może sosiki Miamora, chyba tu czytałam, że są smakowite dla kotełków. Choć bardzo mi się nie podoba takie mieszanie. Na całe szczęście niedawno zakupiłam babkę płesznik, a siemię lniane zawsze u mnie jest. Do mojej pokaźnej już apteczki dorzucę laktulozę... to i dokupię pojemniczki na mocz, bo schodzą u mnie jak świeże bułeczki...


Drugiego maja z kolei jedziemy z Lolą do Arki w Krakowie, na konsultację przed zabiegiem rinoskopii. Chcemy w końcu rozwiązać zagadkę glutkującego się nosa psinki. Jeśli się nie mylę, jesteśmy umówieni do dr. Gawora, ale pewności nie mam, bo temat ogarnia tym razem mój mąż. Ceny są tam słuszne, ale jednak opinie Arki w necie dużo lepsze niż innej okolicznej kliniki wykonującej ten zabieg, którą braliśmy pod uwagę. A my już wiemy, że przy usługach weterynaryjnych cena nie stanowi kryterium wyboru. Przy okazji Gawor jest stomatologiem, zerknie na jej starte ząbki fachowym okiem.

Szirą zajmiemy się po Loli...

Na domiar złego serwis hostingujący moje zdjęcia zamykają po 7 maja :banghead: Wszystkie moje pieszczoszki znikną z postów na Barfnym :confused: No jak nie urok to... Pora poszukać jakiegoś nowego.

Marzy mi się urlop, bo i w pracy dostaję w d...ę. Ale z wyjazdem to jest tak, że musimy zabrać Lolę (bo nie wyobrażamy sobie rozstania z nią) i teraz musimy też zabrać Titę (bo nikt oprócz nas nie poradzi sobie z zabiegami wokół niej). Skoro zabieramy Titę, musimy wziąć Klaksona, bo porzucony umrze z rozpaczy. A Klakson to podróżny terrorysta. Całą drogę drze japę, człowiek walczy z ochotą skrócenia mu podróży... To ja chyba zostanę w domu...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group