BARFny Świat Strona GłównaBARFny Świat Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Kontakt  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Moja droga do BARFa
Autor Wiadomość
mrudnicka 

Wiek: 33
Dołączyła: 07 Mar 2013
Posty: 22
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-03-16, 21:45   

ciocia_mlotek napisał/a:
Moja droga do barfa? Z czystego przekonania. Bez zastanawiania.
U mnie bardzo podobnie :)
Mój maluszek jest u mnie od miesiąca, a jeszcze zanim do mnie trafił wiedziałam, że trzeba będzie nauczyć go jeść rzeczy surowe. Myślałam, że to będzie batalia z takim szkrabem, ale los był dla mnie łaskawy... :)
Zaczęło się tak naprawdę ode mnie samej. Problemy skórne, skłonność do grzybic, tzw. "delikatny żołądek" i częste, nieznośne, wręcz nie dające żyć migreny - zwykle przy wysokim ciśnieniu atmosferycznym i niestrawnościach + inne dolegliwości... Leki i inne cuda nie pomagały. Aż w końcu trafiłam na dobrych lekarzy, których pierwszą radą była zmiana diety w celu wyeliminowania lub przynajmniej zminimalizowania udziału produktów wysoko przetworzonych w diecie. Tak zaczęłam jeść inaczej - i jest mi z tym o wiele lepiej w życiu!! :) Przestawiłam się tak bardzo, że na widok gotowego kupnego jedzenia w marketach i fast foodów na mieście uciekam jak najdalej.
Przyszło do kupna psa, tego jedynego i wymarzonego. Upatrzonego w ulubionej hodowli, po psach, które zrobiły na mnie wrażenie. Jak takie małe cudo mogłabym karmić suchą karmą? Sama nie jem rzeczy, których składu nie jestem pewna. Od zawsze te chrupki wydawały mi się podejrzane... Szukałam alternatywnego sposobu żywienia, bo to jak z przejściem na wegetarianizm - trzeba się wszystkiego nauczyć wcześniej, by nie zaszkodzić błędami. Wiedziałam, że musi być jakaś sensowny sposób karmienia psa, już przez kogoś opisany i stosowany z powodzeniem, oparty nie na chrupkach, a na mięsie. Tak odkryłam barf :)
Psiak się pojawił i ku mojemu szczęściu, połowę jedzeniowej wyprawki dla malucha stanowiła zmielona, surowa wołowina :mrgreen: poszło jak z górki... :)
 
 
Meri 

Barfuje od: 12.08.2012
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 07 Lip 2012
Posty: 863
Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 2013-04-09, 21:23   

Moja droga do BARFa pewnie zaczęła się tak jak u większości...

Mój rudy Haru zaczął mieć problemy z nerkami, jestem straszną fanatyczką tego kota, jest on dla mnie wszystkim, niemniej jednak jako iż ja już szpitalne życie przeżyłam łącznie z antybiotykami, które nie pomogły mi nigdy nie chciałam, aby mój Haru powoli umierał.
Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć iż nie da się leczyć choroby bez poznania jej przyczyny. Koniecznie chciałam wiedzieć co się stało, że moje rude szczęście zachorowało mimo mej troski o niego, "najlepszej" karmy i dmuchania i chuchania na niego. Gdy wreszcie odkryłam główny problem, a dokładnie brak wody oraz to iż w pokarmie który mu podaję nie ma wody, bo jest to sucha karma, wyeliminowałam ją z diety. Z kotem do auta i do Częstochowy ruszyliśmy, ale nie na pielgrzymkę, a do homeopaty. :mrgreen: Długa to była droga z leczeniem, od herbatek po różne zioła no i leki homeopatyczne. No i mój weterynarz powiedział mi, albo kota karmię mięsem, albo on nie widzi innej możliwości wyjścia z tej sytuacji. No to walczyłam z kotem przez piękne 3 miesiące o tego BARFa. Po 2 miesiącach karmienia mój Haru po kilku wynikach badań okazał sie być wyleczony, na całe szczęście nie wszedł jeszcze w pierwszą fazę PNN, więc byliśmy w stanie wyjść. Rzecz jasna nie było tak kolorowo, jadł naturalne suplementy do grudnia od sierpnia, w końcu po wyrzuceniu kilku kg mięsa wyszłam z założenia, że będę podawać mu TCPremix i tak grzecznie je dalej, bo uwielbia owy proszek. Mięso poza drobiem jest dla niego każde zjadliwe, podroby natomiast drobiowe przejdą. :-P Generalnie to największym moim problemem nie jest mój kot, a moi rodzice, a już dokładnie mój ojciec. Został mi jeszcze rok mieszkania z nimi, bo potem idę na studia, ale mam serdecznie dość wiecznych awantur o to że kot je lepiej od niego, że kotu nie wolno dać szyneczki, czemu kot nie może jeść wieprzowiny, czemu łój wołowy, przecież otruję tego kota. Generalnie co robię mieszankę jest awantura na kilka dni, a codziennie uwagi typu "a co kotleta też mu nie mogę dać? Biedny kot, szybciej zdechnie niż dachowce na whiskasie" naprawdę demotywują, mimo to czego się nie wytrzymuje dla kota. :twisted:
_________________
 
 
 
wezi 

Barfuje od: 4.11.2013
Udział BARFa: 75-90%
Dołączyła: 10 Lis 2013
Posty: 3
Skąd: Toruń
Wysłany: 2013-11-11, 12:38   

Dagnes napisała:
Cytat:
Od kilku lat wciąż natykam się na historie ludzi, którzy doszli do BARFa drogą wiodącą przez cierpienie lub nawet śmierć ich zwierząt. To jest takie smutne i zawsze ogarnia mnie bezsilna złość, gdy widzę, że kolejny zwierzak musi przejść piekło, żeby mogło być lepiej. Dlatego zastanawiam, jak to zrobić, żeby ludzie trafiali na BARF, zanim ich zwierzak zachoruje....


Od dwóch tygodni mamy swojego pierwszego kociaka. Do niedawna wzdychaliśmy z mężem, że przydałby się kotek, który zjadałby resztki ze stołu bo czasem sporo zostawało. Zaczęłam czytać o żywieniu kotów i już wiedziałam, że kotek nie będzie odkurzaczem. Ale co wybrać? Jedni piszą, że na whiskasie wszystko ok. Inni, że tylko sucha karma. Jeszcze inni zalecają żywienie mieszane. Przekopywałam internet i trafiłam na Barfny Świat. Oczywiście zdążyłam wcześniej już kupić RC i Acanę suche (dałam ze trzy razy i zastanawiam się co zrobić z resztą). Nawet whiskasa kupiłam, stwierdzając, że fast food od czasu do czasu nie zaszkodzi, ale powiem wam, że te "cudne" krokieciki wcale nie wyglądają zachęcająco.
Pierwszą mieszankę na kształt barfa zrobiłam z samego mięsa i szyjek z kośćmi, bez żadnych suplementów. Młody wcinał ze smakiem. Dostaje też puszki animondy carny kitten (nie mam jeszcze wyrobionego nawyku wyciągania wieczorem porcji z zamrażarnika). Od 2 dni Filek dostaje mieszankę z FC i tauryną. Mężowi nie przyznałam się, że zakupiłam takie specyfiki (80 zeta :shock: ). Mieszanki robię, gdy jestem sama w domu. Może za jakiś czas się ujawnię :-P
Co mnie przekonało do barfa? Brak lub zmniejszenie chorób i dolegliwości. Wolę lepiej karmić i rzadziej odwiedzać weterynarza. Oczywiście, informacja o ograniczeniu smrodliwości kocich kupek też miała wpływ na moją decyzję;)
Tak, czasami więc na barfową drogę wstępują początkujący kociarze. Dzięki Wam!
 
 
Jazgata 

Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 21 Lis 2013
Posty: 54
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-21, 21:41   

U mnie barfowanie wzielo sie z tego ,ze moja Yuvatka byla strasznym niejadkiem i odkad przywiozlam ja z hodowli odmowila jedzenia suchej karmy. Potem ze wzgledu na przeprowadzke i brak warunkow do barfowania przeszlysmy na sucha ale i tak czesto dawalam jej surowe mieso czy kosci. A teraz wreszcie mozemy wrocic do Barfa. Najwiekszym szokiem bylo dla mnie jaka kolosalna roznice bylo czuc w oddechu psa i w stanie uzebiona w zaleznosci czym byl karmiony- oczywiscie na korzysc barfa:)
 
 
Lusia 


Barfuje od: 08.2011
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 23 Wrz 2011
Posty: 80
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-24, 15:11   

U mnie było podobnie.
Zaczęło się od tego, że Tosik nie tykał żadnej suchej karmy. Wszystkie pozostałe wcinały a on nie.
Nawet namoczonej :oops: (tak podpowiadał mi weterynarz).
Ponieważ był chorowity i najmniejszy z miotu zaczęłam szukać czym można jeszcze karmić koty.
Na stronie jakiejś hodowli przeczytałam o barfie. I tak tu trafiłam.
Początki były trudne. Najbardziej nie pasowała im hemoglobina. Nawet przez jakiś czas zamawiałam im świeżą krew kurzą u faceta od którego kupuję wsiowe jajka i czasem kurę.
Potem się przyzwyczaiły do proszku i teraz już wszystko wcinają i są zdrowe i szczupłe. No może z wyjątkiem Mashki.
 
 
Sandra 
Ekspert

Pomogła: 18 razy
Dołączyła: 29 Gru 2011
Posty: 3447
Wysłany: 2014-08-04, 22:15   

W grudniu 2012 roku napisałam
Cytat:
Od roku uczę sie barfowania i nadal będę się uczyć.
Najważniejsze są podstawowe zasady (to wylicza kalk), ale główna ideą BARF'a jest jego różnorodność, przy spełnianiu tego warunku, statystycznie rzecz biorąc, o błąd jest raczej trudno :-> , a dzięki temu nie zaszkodzimy kotom.
Ja ma trzy futra i każdy ma trochę inne preferencje zdrowotne.
Inez jest struvitowcem. Już w końcowej fazie przygotowywania posiłków na kolejne miseczki robię dokładki. A to więcej posolę, a to skorupek ciut, lub więcej tłustych kawałków...
Inez dostaje dodatkowe posiłki nie uwzględnione w kalku, są to zupy/rosołki.
Ostatnio kolejne koty załapują się na dodatkowy posiłek.
Zrobiło sie chłodniej i potrzebują więcej paliwa

Dzisiaj jak to czytam, również sięgam pamięcią jak do was przyszłam w grudniu 2011 roku
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze jest to jeden z najpiękniejszych Światów .
BARFny Świat :kwiatek:
Przyszłam jak większość po pomoc dla mojej ukochanej Inez.
Zamieszczam jej historię z tamtego okresu. Wydawało mi sie, że utracę ją tak jak poprzedniego futrzaka straciłam.
Był to rudy Kocur o imieniu Mania, mój pierwszy kot.
Odszedł za TM kilka lat temu. Cierpiał na SUK, a ja byłam głupia...nie umiałam mu pomóc... słuchałam ślepo wetów, a oni tylko jedno powtarzali jak mantrę, karma weterynaryjna Urinary dieta.
W styczniu 2012 roku juz BARfowałam od 2-3 mcy..to były początki.
Cytat:

Witam serdecznie, Chciałam zapytać czy idę dobrą drogą ?
Inez dziewczynka, 9 lat w ubiegłym roku 25 lipca przeszła resekcje 10 zębów pod narkozą i od tamtej pory zaczęły się kłopoty z siusianiem .

Wyniki krwi przed narkozą były w normie (kreatynina 127, mocznik 8).
Badanie ogólne moczu z dnia 23 września 2011r (VETLAB W-wa )
Barwa pomaranczowa
Przejrzystosc metny
Ciezar właściwy 1,052
pH 8,5
Białko 142,16
Glukoza ujemna
Ketony ujemne
Bilirubina ujemna
Urobilinogen w normie
Hemoglobina obecna +++
Osad obfity, białobrunatny, stabilny
Leukocyty 3-6 wpw
Erytrocyty luźną warstwą pokrywają
pole widzenia
Sluz brak
Flora bakteryjna nieliczna
Nabłonki poj. wielokatne 1-2 wpw, okragłe 0-1 wpw
Wałeczki brak
Kryształy trójfosforany amonowo-magnezowe dość liczne w preparacie

Wet zaordynował podwójną dawkę antybiotyku Synulox, pomogło na niedługo...,
ale już końcem października 2011 byliśmy na barfie i kocica piła ile wlezie, wspomagałam ją Nos-pa i jakoś zaczęła sikać.. :-D

Badanie ogólne moczu z dnia 30 listopada 2011r (VETLAB W-wa )
Barwa pomaranczowa
Przejrzystosc metny
Ciezar właściwy 1,055
pH 7,0
Białko +
Glukoza ujemna
Ketony ujemne
Bilirubina ujemna
Urobilinogen w normie
Hemoglobina +++
Osad obfity, żółty, niestabilny
Leukocyty 1-2 wpw
Erytrocyty luźną warstwą pokrywają
pole widzenia świeże i zmienione
Sluz brak
Flora bakteryjna dość liczna
Nabłonki okrągłe i wielokątne pojedyncze w preparacie, komórki kanalików
nerkowych poj. w preparacie
Wałeczki szkliste pojedyncze w preparacie
Kryształy trójfosforany amonowo-magnezowe liczne w preparacie

Cały czas BARF... duuuuzo płynów....i skorupek z jaj....

Badanie ogólne moczu z dnia 13 stycznia 2012r ( inne labolatorium ALAB)

Barwa zółty
Przejrzystosc metny
Ciezar właściwy 1,049
pH 7,0
Białko +
Glukoza ujemna
Ketony ujemne
Bilirubina ujemna
Urobilinogen w normie
Hemoglobina dodatnia
Osad obfity
Leukocyty poj. w prep.
Erytrocyty swieze,cz.wyługowane i
wyługowane luzno pokrywaja
pole widzenia
Sluz poj. pasma
Flora bakteryjna bfita flora bakteryjna
Nabłonki poj. wielokatne wpw
Wałeczki brak
Kryształy brak

Wet poinformowany o BRF-ie zalecił ograniczyć białko :?: ....
Zaprotestowałam mówiąc, że kocina pije i sika, więc zalecił podawanie furaginu.
5mg na 1 kg kociej masy.
Od wczoraj pijemy wszyscy herbatkę z korzenia pokrzywy- pyszna
( warzywny susz w niej tez moczymy)

Droga słuszna którą idę? Przecież gołym okiem widzę, że mięsko tak, a chrupki ble.
Co na to wszystko Anioły ?


Kolejny wpis juz ze stycznia 2012 roku
Cytat:
Resekcja zębów odbyła się z powodu brzydkiego zapachu z pyszczka. Inez ma czarną śluzówkę w pyszczku, ciężko było wcześniej cokolwiek zobaczyć.
Vet, pobrał krew na oznaczenie kreatyniny z surowicy (przed narkozą, bo już Kotka starsza) i tak jak podałam, wyniki były ok', czyli i nerki w porządku.
Ale to było :-(
Ile trwał zabieg i jak głęboka była narkoza nie wiem, ale się stało.

Wpis z lipca 2012
Cytat:
Nie dalej jak wczoraj odbyłam dyskusję ze świadomym-zakręconym obywatelem świata kocio-ludzkiego na temat podawania niektórych części kurczaka bez usunięcia kości...na temat suplementów...itp
Usłyszałam, że na pewno biorę przykład z "nawiedzonych" barferek, bo;
- kości są niepotrzebne w pożywieniu, bo nic nie zawierają...
- po co tyle mięsa, to białko !!! zniszczę nerki !!!
- tłuszcz ?, a po co ?
Cały czas uczę się BARFA..... i jego ideologii. Stopniowo i powoli tak jaki i moje futra.
Np.Inez bez 10 zębów potrafi niektóre elementy kurczaka odpowiednio przycięte, z kośćmi zglamać...., a Fudżi chrupie z kośćmi tak jak wolno=żyjące. Wszystko pod kontrolą.
Już nie panikuję, a tak bywało w pierwszych tygodniach, gdy coś się pokiklało w przepisach (poczytałam moje pierwsze posty :oops: )
Jeśli widzę, że moja Inez się ślini na widok nereczki :mrgreen: to ją dostaje....raz na miesiąc.
Jak we wszystkim; umiar i zdrowy rozsądek :kwiatek:

wpis z marca 2013
Cytat:
Inez ma białe zęby pomimo tego, że nie gryzie kości, bo nie ma już trzonowców i 1 -ego kła.
Żadnych preparatów nie podawałam, ani też nie myję jej zębów. Pozostałym futrom też nie.
Myślę, że zmiana odżywiania czyli BARF spowodował to, że kamień przestał się osadzać.


A to jest wypowiedz moich kotów z grudnia 2013 roku
Cytat:
Ja Inez jestem najstarsza, bo skończyłam 10 lat zacznę pierwsza.
Nie byłam od dawna (ponad 2 lata) u weterynarza, a wcześniej bywałam często :-( , bo mam niestety tendencje do struwitów.
Dawne zaszłości.
Bolało mnie i nie mogłam się wysikać porządnie...bardzo się Sandra tym martwiła, ale teraz sie poduczyła i trochę jest mądrzejsza i już wie co mi szkodziło i nie daje mi tego do jedzenia, ale czasem jak ja dopadniemy w trójkę i nie pozwolimy się jej udać do sypialni i zamknąć drzwi to da po dwie lub trzy chrupki i to każdemu z nas :hura:
Od czasu gdy jadam mięsko i pije dużżżo wody nic mi nie dolega (widać butelkę w tle, ale to nie moja sprawka ...chłopaki lubią się czasem zaprawić :-P )

Teraz ja Pinto, "rosnę zdrowo' tak mówi Sandra i kocha mnie najbardziej :love: , jestem tego pewien, bo mnie przytula i całuje, a ja nigdy jej nie ugryzłem zbyt mocno.
Tak w ogóle to ja rządzę w tym domu tylko ona sie nie zorientowała, bo jestem sprytny...

No i ja Fudzi...jak zwykle na końcu, wcale nie wiem dlaczego, bo jestem największy i najcięższy (czasem mówią na mnie Gruby).
Nigdy ale to nigdy nie idę wcześniej spać gdy Sandra się nie położyła.
I z rana także ja ją witam pod drzwiami sypialni. Czasem jak długo nie wstaje to wkładam łapę pod drzwi i szarpię, ale ona bardzo tego nie lubi i krzyczy. Fuuudżi przestań !!
Lepiej przestać ;-)
Mam swoje miejsce przy wejściu w holu, z którego wszystko obserwuję.
Sandra postawiła tam dla mnie koszyczek, jest mały ale gdy sie dobrze zwinę to daje radę :-D
Nie wiem czy mnie kocha tak jak Pinto, jemu wszystko uchodzi na sucho, a ja muszę się strać. Nie wiem czy za to, że jestem taki grzeczny, pozwala mi wskoczyć na blat jak robi jedzenie i zawsze mi coś extra odpali.
A ja jako jedyny jem mięsko z kościami np. takie skrzydełka to dla mnie pikuś :lol:
Trochę rozumiem Inez, ona nie ma 10 :hair: zębów, a ja mam wszystkie.
Pinto także brakuje juz 4-rech a niby taki piękny.
Sandra go całuje :kiss:
Wiem, wiem, jestem najmłodszy i najdłużej z nich jem BARFa i zęby nie zdążyły mi się popsuć na tym komercyjno-weterynaryjnym świństwie... tak mówi na te pyszne chrupki Sandra, a ona jest mądra i wie wszystko co jest dla nas dobre. A jak nie wie to czyta na Forum gdzie jest tyle mądrych rzeczy :shock:
Czasem idę do niej na kolana, ale tylko wtedy jak Pinto nie widzi :-(

Za jakiś czas znowu się odezwiemy. :kwiatek:


A to moja konkluzja i odpowiedz na pytanie usera, wpis z kwietnia 2014
Cytat:
Połowicznie sprawy nie załatwisz.
SUK nawraca jesli nie zmienisz zwyczajów żywieniowych.
Kryształy amonowe są łatwe do rozbicia.
Na początek zwiększ podaż wody. Kot za mało pije. Więcej ruchu.
Zrezygnuj zupełnie z suchej karmy. Podawaj tylko mokrą.

BARF załatwia sprawę na zawsze, pomyśl o tym jak najszybciej.
Moja kocica Inez jest tego żywym 12 letnim dowodem, a Mania nie żyjącym dowodem na to, że weterynaryjne karmy podawane przy SUK (oraz kolejne zastrzyki, leki, cewnikowania) nic nie pomogły.

Czytając te cytaty moze tak na oślep wybrane( chronologia mniej więcej zachowana) nie sądziłam, że to juz tyle czasu upłyneło z BARFem.
Jak to było bez BARFa?
A to mógłby mój Mania śp. Kocur opowiedzieć, jak cierpiał (pomimo karmy weterynaryjnej) skulony i napięty na kuwecie całymi godzinami i nic....
Jak u bezsilnego weterynarz miał zaoferowane jedynie cewnikowanie i antybiotyki ...
Nigdy żadnej mądrej rozmowy na temat naturalnej diety drapieżnika.

Dzisiaj jestem szczęśliwa widząc Inez w tak doskonałej kondycji.
Z przyjemnością słucham dźwięku uderzającego strumienia mocz kociego o wodę.
Taaak o wodę , bo moje koty nie mają tradycyjnych kuwet i siusiają do WC.
Inez jest żywiołową 12 latką, która doskonale potrafi pokazać swój charrrrakter :)
Za każdym razem gdy im stawiam miseczki z surowym mięsem i suplementami przemyka mi taka myśl.
Dzisiaj odmówią, nie zechcą, zagrzebią....nigdy się to nie zdarzyło. Wcześniej czy później wymiotą wszystko.
Mają apetyt i są zdrowe oraz pełne energii. To prawdziwe BARFne koty.
Moja droga do BARFa trwa cały czas, to jest sposób na życie, a nie tylko trudna nauka.
Dzisiaj mogę doradzać innym, ale i tak każdy z nas te lekcje ma do odrobienia indywidualnie.
Jesli kochasz swoje zwierzę nie krzywdź go plastikowym jedzeniem.
  Zaproszone osoby: 2
 
Komanka 


Barfuje od: 03.11.2012
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 03 Sie 2012
Posty: 663
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-08-05, 20:47   

Sandra, tak ciepło piszesz o tych swoich futrach :love: i o swojej drodze do barfa. I ja sobie przypominam swoje początki, obawę, że coś nie tak, czy aby na pewno, zwątpienie, gdy kłopoty powracały. Ale teraz już nie ma odwrotu :-D Uczymy się cały czas, ale najważniejsze to wiedzieć, że się idzie dobrym tropem.
 
 
Sandra 
Ekspert

Pomogła: 18 razy
Dołączyła: 29 Gru 2011
Posty: 3447
Wysłany: 2014-08-05, 21:18   

Komanka, a Twoja droga ?
Napisz proszę....choćby dla mnie nikomu nie pokażę, obiecuję :mrgreen:

Ja też uważam, że ten wątek i historie w nim zawarte sa bardzo ważne w propagowaniu BARFa. To jest prawdziwe życie, nasze barfne zwierzaki sa żywym dowodem na to co daje BARF i z czym sobie radzi BARF.
Droga do BARfa wiodącą przez cierpienie lub nawet śmierć naszych zwierząt to nie jest właściwa droga :cry:
Ja także zastanawiam sie jak to zrobić, żeby ludzie trafiali na BARF, zanim ich zwierzak zachoruje....
Takie piękne mamy motto;
Jak trwoga to do BARFologa :kwiatek:
Oby nie za późno....
  Zaproszone osoby: 2
 
Komanka 


Barfuje od: 03.11.2012
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 03 Sie 2012
Posty: 663
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-08-06, 22:17   

Sandro, obiecuję napisać wkrótce. :-D Ale póki co, po powrocie z pracy mam siłę jedynie czytać i przeglądać forum, bo od klawiatury mnie wręcz odrzuca, stąd moja lakoniczność i zmniejszona aktywność na forum.
 
 
Ines 
BARFny Hodowca
Ekspert


Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 7 razy
Wiek: 34
Dołączyła: 23 Sty 2013
Posty: 2660
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-08-07, 10:13   

Moja droga - a kociarą narodziłam się jako osoba mocno antybarfna - była taka...

Od pierwszych świadomie podjętych jako dziecko myśli, decyzji i działań - marzyłam o życiu w otoczeniu kotów. Koty - to pierwsze, najgorętsze marzenie jakie pamiętam, towarzyszyło mi przez całe moje dzieciństwo, okres dorastania i nie przygasło ani odrobinę w dorosłym życiu. Zanim uzyskałam pełną niezależność, przez kilka lat pilnie przygotowywałam się do podjęcia pracy jako kocia służba. Pochłaniałam tysiące stron poradników, przeglądałam setki stron internetowych i for, zgłębiałam tajniki rasy, którą miałam wielką nadzieję niebawem się zająć. Wiedziałam zatem doskonale, czego do szczęścia potrzebuje kot, jak się nim zająć w zdrowiu i interesowało mnie, jak zająć się nim w chorobie. Poradniki mówiły jedno, internety - drugie... i tu pierwszy raz pojawiła się moja irytacja. Bo ciągle ten barf i barf. Co by kotu nie dolegało - każda droga zdawała się prowadzić do tego nieszczęsnego barfa... A przecież suche bobki nie dość, że polecane przez poradniki, zachwalane przez lekarzy weterynarii, to jeszcze - jakże wygodne. Kupuję, sypię - i voilà!

Zdecydowałam się więc na granulat. Wydawało mi się, że jestem bardzo mądra i obeznana w temacie, bo ani mi nawet nie przeszło przez myśl, by sięgnąć po whiskasa - kupiłam Purinę i wydawało mi się, że to rewelacyjny wybór. Gdy brałam drugą kotkę hodowczyni kręciła jednak nosem, że tak kiepściutko karmię poprzednią - podsuwając mi RC i Hillsa. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam zastanawiać się co w składzie piszczy - bo choć z liczbami nigdy nie było mi po drodze, to patrząc na cenę za kg Puriny a RC to nijak ta różnica w cenie mi nie pasowała, biorąc pod uwagę dosyć na tamten moment zbliżone składy tych karm. Jak już zaczęłam szperać w składzie, to oczywiście złapałam się za głowę i Purina bardzo szybciutko zaczęła ustępować w miseczce karmom bezzbożowym. Dawałam Orijena - rozważałam TOTW, ale jeszcze wtedy głośno było o wycofanej partii z salmonellą i bałam się. W końcu jednak przełamałam się i zaczęłam dawać obie te karmy na zmianę. Czasem kotki (już wówczas dwie) dostawały kawałek mięska, codziennie podawałam im puszki - zaczynając od Gourmeta, a kończąc na Cosmie, którą w swojej naiwności uważałam za rewelacyjną karmę z najwyższej półki. Jak widać moje pojęcie o żywieniu wciąż było kiepściutkie - choć mi się oczywiście wydawało, że wiem bardzo dużo. Nie przestawałam jednak czytać i zgłębiać temat i choć mój mózg był bardzo barfooporny, a na potwierdzenie faktu, że sucha karma dla kota jest jak najbardziej właściwa znajdowałam argumenty u każdego weterynarza i w każdej publikacji - to jednak logika wskazywała na coś innego. W końcu zrezygnowana musiałam przyznać sama przed sobą, że granulat to nie jest to, co powinny jeść koty. Przyznałam - i choć bardzo mi było z tą myślą niewygodnie, przez jakiś czas jeszcze karmiłam nią koty. Myślałam o moim bardzo nieregularnym trybie pracy, jak nieregularnie musiałyby jeść koty, że mokry pokarm będzie się psuł, w domu będzie śmierdziało, a koty się potrują. Skarmiałam więc granulat, hodując wyrzuty sumienia - o dobrze już wiedziałam, że to nie jest właściwy dla kota pokarm, ale wygoda wygrywała. W międzyczasie wciąż natykałam się na wzmianki o barfie - co mnie oczywiście bardzo drażniło. Ciągle ten barf i barf, no ileż można! Tak właśnie daje o sobie znać niespokojne sumienie. Próbując się usprawiedliwić i wytłumaczyć sobie, że w moim przypadku sucha karma to jedyne logiczne rozwiązanie, szukałam potwierdzenia tego faktu - mojemu sumieniu nie był pisany jednak spokój, bo im głębiej szperałam, tym jaśniejszym stawał się fakt, że jak najbardziej mogę karmić koty mokrym pokarmem, że nie jest to niewykonalne, a nawet jest to bardzo łatwo wykonalne z odrobiną dobrych chęci i nakładów finansowych. Kiedy już to zrozumiałam, nie widziałam sensu kupowania puszek - wszak była to kolejna forma przetworzonego jedzenia. Oczywistym wyborem był ten nieszczęsny barf i ci przestraszni barfiarze - o których krążą w sieci mity, jakoby byli potworami, pożerającymi niewyedukowanych nowicjuszy. Nie była to łatwa decyzja, gdyż w międzyczasie moje koty przestały jeść mięso i bardzo niechętnie jadły puszki. Czekała mnie zatem długa droga... na to byłam jednak w całej świadomości powagi sytuacji przygotowana. Plan przejścia na barfa miałam rozpisany na wieeele miesięcy - zaczynając od pół łyżeczki mielonego mięsa dodawanego do puszki, przez wprowadzanie różnych rodzajów mięsa, podrobów, suplementów - przygotowywałam się na to, że może być ciężko, ale wiedziałam, że to słuszna decyzja i byłam zdeterminowana, wręcz zdecydowana, że musi się udać, nawet jeśli będzie to trwało miesiącami czy latami. Na początku było ciężko, koty grymasiły, nie zjadały ani puszki, ani mięsa. Potem Aurelka "zaskoczyła" i u niej poszło już z górki. Tula marudziła przy każdym nowym rodzaju mięsa i nie wyglądało na to, żeby miała ochotę posuwać się w swojej barfnej edukacji do przodu.

I wtedy nastąpił przełom... Nie, koty nie zaczęły magicznie jeść barfa. Koty mi się potruły. Struły mi się tak, że myślałam, że co najmniej jedną z nich stracę. Połowa wypłaty poszła na nocne wizyty w lecznicach, diagnostykę, leczenie objawowe Aurelki. A Aurelce nie poprawiało się - co gorsza, dołączyła do niej Tula. Kotki jadły wtedy Orijena i TOTW - nagle olśniło mnie. TOTW! Salmonella! To pewnie to! Ostawiłam TOTW - zostały na Orijenie, ze świeżutkiej nowej partii o ulepszonej formule. Bardzo sobie wyrzucałam, że z oszczędności sięgnęłam po tańsze, gorsze TOTW i potrułam koty. Postanowiłam na zawsze pozostać przy jednej z najlepszych przecież karm na rynku. Ale... po około dobie po odstawieniu TOTW i jedzeniu Orijena autentycznie myślałam, że to moje ostatnie chwile z Tulą. Lało się z niej górą i dołem. Tula - zawsze silna jak tur, zdrowa jak koń, wówczas leżała na moich rękach wycieńczona wymiotami i biegunką, wyglądała jak swój cień - a ja nie wiedziałam co robić. Tzn wiedziałam. Miałam suplementy, przepisy, mięso - mogłam albo zrobić kotom jedzenie z produktów, które znam i widzę, czym są, albo wczytywać się w formuły na kolorowych opakowaniach karm zachodząc w głowę, co w tych granulkach właściwie jest. 12 grudnia 2013 roku podjęłam zdecydowane kroki - chrupy poszły w kosz, a na ich miejsce stanęła miseczka z barfem. Koty - cudownie ozdrowiały... Aurelka chorowała często i przedtem, wizyta u weta dwa razy w miesiącu to była dla nas norma. Od kiedy jesteśmy na barfie, jedyne co Aurelce dokuczało to alergia pokarmowa, z którą oczywiście na mięsie świetnie sobie poradziliśmy. Tula, zdrowa jak ryba, weterynarza widuje tylko na badaniach kontrolnych przed wystawą i kryciem, obecnie hoduje w brzuszku nasz pierwszy miot - za tydzień z hakiem poród, a ja kładąc jej rękę na pękatym brzuszku czuję jak na mój dotyk ożywiają się duże, silne, barfne kocięta :kwiatek: kociaki, podobnie jak ich Tula, znudzone są już trochę ciążą - na usg prezentują się pięknie, od kilka dni wiercą się nie dając pospać mamie, chcą być dotykane i głaskane przez brzuch i coś mi się zdaje, że bardzo spieszno im na ten barfny świat... :-D
_________________
Instrukcja obsługi Kalkulatora
  Zaproszone osoby: 187
 
Skipper 
Ekspert


Barfuje od: 2012.08.20
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 4 razy
Dołączyła: 31 Sie 2012
Posty: 2808
Wysłany: 2014-08-07, 18:42   

Skippi czyli kot pierworodny :love: jest u mnie już 2 lata :mrgreen: I pierwszą rzeczą przed zakupem było - jak i czym kota karmić ? Co prawda hodowczyni polecała mi jakieś karmy typu RC z tego co pamiętam i coś tam jeszcze z nie najwyższej półki, ale jako osoba odporna na reklamę stwierdziłam, że będę karmiła kota tak jak ja chcę a nie tak jak ktoś mi mówi. No i od razu trafiłam na Barfny świat - na początku ogrom wiedzy i perspektywa ułożenia przepisu na mieszanki były przerażające więc stanęło na suchych bezzbożowych z najwyższej półki czyli ZiwiPeak itp. Skippi jednak takowych jeść nie chciał (za to z apetytem zjadły koty koleżanki :food: ) - okazywał wyraźne zainteresowanie surowym mięchem i po niecałych 2 tygodniach pobytu zakosztował już pierwszych mieszanek z TC Premix. Rico i Tosiek to już była bajka - od momentu przybycia nie miały wyboru - tylko i wyłącznie BARF (chociaż może pomogło i to, że oba w hodowlach mięcho surowe jadły). Jak się dorwały do pierwszej miski to praktycznie nie odeszły dopóki nie zeżarły wszystkiego :mrgreen: Teraz co prawda solidarnie czasami stroją fochy, ale już od ponad roku chrupka w paszczy nie miały i jedyne co może poprawić zjadalność BARF-a to krewetka ewentualnie maleńki dodatek puszki Catz Finefood :mrgreen:
Czasami jakiś smakołyk typu suszone mięsko, krewetki albo przepiórka do schrupania - i niestety na tym koniec :mrgreen:
Koty się jakoś z tym pogodziły :twisted:
Chyba jednak im wcześniej kształtuje się kocie nawyki żywieniowe, tym lepiej :kciuk:
_________________
Mimo, że regulamin forum to FIKCJA - Śpiewać to rzecz ludzka, miauczeć to rzecz boska... :mrgreen: (Zhuangzi 庄子)
 
 
Agnieszka 

Barfuje od: 1997
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 15 Paź 2011
Posty: 21
Skąd: Kraków
Wysłany: 2014-09-13, 20:38   

Zachęcona przez Dagnes, napiszę kilka słów o moich kotach i moim barfowaniu. Koty towarzyszyły mi od dzieciństwa. Wtedy były inne czasy - koty głównie wychodzące, u mojej babci, ale już wtedy wysterylizowane! Karmiło się je czymś zbliżonym do barfu, tyle ze nikt tego tak nie nazywał (i nie mieliśmy takich suplementów). W każdym razie Milusia - kot mojego dzieciństwa - dożyła na tej diecie ponad 16 lat - musiała zostać uśpiona ze względu na raka głowy - oślepła, ogłuchła i nie mogła utrzymać równowagi :-( , ale do ostatka futro i kondycję miała godną kota karmionego naturalnie.
Moje "własne" koty, czyli koty już mojego dorosłego życia, to syjamy, które kocham za charakter i inteligencję oraz podziwiam za piękno. Martwi mnie coraz gorsza kondycja zdrowotna tej wspaniałej rasy, spowodowana według mnie, zbyt bliskimi krzyżowaniami. Na to nie mam wpływu (nie jestem hodowcą). To, co mogę natomiast zrobić, to karmić moje koty jak najlepiej. Obecnie mój najstarszy kot - syjam Izydor - ma 17 lat. Wyniki jego badań są książkowe, jak stwierdziła nasza wetka. Ipenio jest już lekko demencyjny (nie orientuje się w rzeczywistości tak dobrze jak dawniej), ale według mnie tylko BARF trzyma go w tak dobrej kondycji zdrowotnej i pozwala utrzymac tak dobre parametry nerkowe u tak wiekowego kota. Drugi kot to seszelka Matylda, pięcioletnia, która właśnie wczoraj (ze względu na nagłą niedyspozycję żołądkowa) miała na wszelki wypadek robione całościowe badania (morfologię i biochemię). Wyniki - na szczęście wzorowe.
Matylda jest według mnie przykładem osłabiania się rasy - chodzi mi głównie o problemy z dziąsłami i zębami oraz o wrażliwy przewód pokarmowy. Mimo to dzięki konsekwentnemu BARFOWI radzimy sobie bardzo dobrze.
Gorąco polecam BARF. Dodam jeszcze na koniec, że ja i TŻ jesteśmy oboje lactoovowegetarianami.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów! :-D
 
 
purr 

Dołączyła: 31 Sty 2014
Posty: 176
Wysłany: 2014-09-16, 16:01   

Piękne historie :kwiatek:
U mnie koty zadecydowały. A właściwie kotka ;-)
Ale od początku... w ubiegłym roku znaleźliśmy 6 kociąt w garażu. Nie było ich matki. Obserwowaliśmy kilka dni i nie pojawiła się. W tym czasie dorywczo raz-dwa razy dziennie zaczęliśmy dokarmiać maluchy butelką. Miały ok. 2-3 tygodnie. Po kilku dniach zabraliśmy całe stadko do mieszkania. Zamieszkały w kartonie... Nasza wiedza o kotach była raczej znikoma. Zapytaliśmy weta czym karmić i jak sobie poradzić z taką ekipą? Na początek kupiłam mleko w proszku dla niemowląt. Później dodawaliśmy do niego jajko i olej (tak nam poradził wet). Później kupiłam zestaw RC Babycat. Dodawałam troszkę karmy do mleka i zaczęłam im wprowadzać paszteciki. Szczęśliwie udało nam się wychować i znaleźć domy dla 4 kociaków. Dwa zostały z nami. Pech chciał, że każdy kociak miał inny gust kulinarny. Kot wolał puszki. Kotka surowe mięso. W tym czasie moja wiedza o żywieniu i potrzebach kotów nadal była minimalna. Kupowałam puszki Animonda, Bozita, ale kotka nie chciała ich jeść. Wolała kawałek surowego mięsa, serduszka drobiowe. Wtedy pomyślałam, że na samych serduszkach długo nie pociągnie. Zaczęłam szukać informacji, pytać na forach, czytać. I tak doszłam do barfu. Pierwsza mieszanka została zrobiona na Easybarf. Kotka pożarła ją bez mrugnięcia. Zaczęłam wprowadzać naturalne suplementy. Kotka je wszystko, byle surowe. Gorzej z kocurkiem...
 
 
nero 

Barfuje od: 2014
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 37
Dołączyła: 18 Wrz 2014
Posty: 60
Skąd: Ząbki
Wysłany: 2014-10-20, 11:19   

Ja zaczęłam przymiarki do barfowania w ten weekend i o dziwo za równo kotka jak i kocur polubili mięsko. Anakin surowego mięsa do tej pory (czyli 7 lat) w ogóle nie tykał, jednak mieszanka z odrobiną saszetki zasmakowała mu bardzo. A o barfie pomyślałam (a właściwie Ines mi zasugerowała) właśnie ze względu na kotkę Filckę, u której walczę od zawsze z problemami jelitowymi. Może nie biegunki, ale zdecydowanie nie taka powinna być kocia kupa. Badania krwi, kału, usg ok, nic więcej się z kotem nie dzieje. Lekarze drapią się w głowę, proponowali antybiotyki, sterydy. Ja jednak nie chciałam jej faszerować czymkolwiek w ciemno. Pewnie coś więcej będę w stanie powiedzieć za jakiś czas, jak już na dobre przestawię je na barfa. Póki co widoki są optymistyczne ;)
 
 
Foster 

Dołączyła: 24 Lis 2014
Posty: 43
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-11-27, 13:00   

Zawsze w moim domu były psy i zawsze wszystko z nimi było w porządku.
Dopiero Foster pokazał jakie można mieć problemy z psim zdrowiem. Foster ma 4 lata i 5 miesięcy, jest potężnym i silnym psem, jest to Basset Hound, ale w rozmiarze XXL.
Od samego początku dokuczały mu biegunki (jako szczeniak dostawał kroplówki i leki), później doszły wymioty, wysypki i swędziawki, zapalenia ucha. Doszło też do objawów neurologicznych tzw. zespół obwodowy przedsionkowy tzn: kręcił się w kółko, tracił orientację. Neurolog stwierdził w 99% zapalenie błędnika spowodowane alergią pokarmową, która w wielu przypadkach daje także objawy w uszach. Robiliśmy badania, wielokrotnie, wszystkie jakie są dostępne w Polsce. Za każdym razem wychodziło, że pies jest zdrowy jak koń. Wyniki rewelacyjne a Pacjent ma wieczną sra...kę (min raz na 2 tyg.) i wiecznie go leczą tylko na co skoro jest zdrowy? Oczywiście cały czas był na karmach weterynaryjnych różnych firm, gdzie mniej więcej po miesiącu jedzenia objawy wracały. Był także na gotowanym mięsie z ryżem i warzywami, ale tu także po miesiącu zaczynały się objawy. Generalnie czego by Foster nie zjadł to mu szkodziło. W któreś lato okazało się, że ma alergię na trawę - po pobycie na dworzu na podwoziu wyskakiwała wredna wysypka. Już wtedy się załamaliśmy: pies który nie może jeść niczego ma uczulenie na cały świat.
Wtedy zaczęłam kombinować i przypominać sobie jak to było kiedyś, że moje psy były zdrowe i nikt nie szalał z gotowym jedzeniem. I przypomniałam sobie, że jak byłam dzieckiem/nastolatką to weterynarz przy moim pierwszym ( żył 15 lat) i drugim psie (żył 16 lat) zalecał podawać koninę (na sierść), wołowinę (na zęby ponieważ ma dużo enzymów które rozkładają kamień) oraz podśmiardnięte mięso (żeby nie zjadały kup), małe kostki, ser biały i surowe resztki z przygotowywania posiłków dla nas ( to były lata 70-80 więc nie było chemii w żywności, wszystko było proste i nie przetworzone). Pamiętam, że była jedna odżywka dla psów, kotów, kur, świń i bydła. Później przyszły kolorowe lata 80 i rzucono na nasz rynek cudowną chemiczną żywność i ślicznych opakowaniach. Wtedy pierwszy raz kupiłam chrupki dla kota. Były piękne, kolorowe, w kształcie rybek, kuleczek itp (Schnucki), kot się nimi zajadał, a my mieliśmy frajdę z kupowania takich atrakcyjnych towarów, przecież wcześniej wszystko było szaro-bure.
I wtedy chyba wszyscy zapomnieli, że pies/kot ma swoją naturę. Pies/kot stał się jedynym zwierzakiem od którego wymagamy aby całe życie spędziły na sztucznym jedzeniu z ziarnami i chemią. Dlaczego nikt nie karmi kanarka mięsem i kośćmi skoro psy karmi się zbożami?
Później dowiedziałam się, że ryż tylko 6 godzin po ugotowaniu nadaje się do spożycia (po tym czasie wydziela bakterie, które mogą wywoływać biegunki). Najpierw odstawiłam ryż, który zastąpiłam płatkami owsianymi - od razu sukces - kupy śliczne.
Później wyczytałam, że nadmiar płatków też szkodzi, więc je także odstawiłam. Pozostało gotowane mięso i warzywa, czyli wartościowo wielkie nic.
Wtedy zaczęłam szukać informacji o Barfie. Na podstawie informacji ze strony strony barf.pl wyliczyłam proporcje i z sercem na ramieniu postanowiłam, że spróbuję. Przez pierwsze dni dodawałam Fosterowi Enzyvit, później dużo żołądków, później co raz to nowsze mięsa, skrzydełka, nóżki, jajka, jogurt, warzywa itd. i czekałam na rewolucję wszech czasów. Ale nie doczekałam się.
Minął miesiąc i Foster nie miał biegunki, wymiotów, wysypki, swędziawki, zupełnie niczego. Za to przestał lnieć, skóra jest różowa (była czerwona), uszy są czyściutkie, energia go rozpiera, humorek dopisuje. Tylko jest wiecznie głodny, kiedy szykuję jedzenie odpycha mnie od stołu i próbuje zabrać miskę. Przytył na Barfie ( ale powinien schudnąć). Wcześniej potrafił schudnąć w tygodniu trzy kilo, a jak miał zdrowsze dni to nadrabiał. Raz nie wytrzymałam i podałam mu wieczorem płatki owsiane z miodem i warzywami - jejku jakie on miał bulgotanie w brzuchu i sadził śmierdzące bąki. Byłam pewna. że czeka mnie nocka na dworzu, ale do rana przeszło nawet nie miał luźnej kupy. Okazało się także, że Foster może jeść każde mięso, próbował już: wołowiny, cielęciny, jelenia, jagnięciny, baraniny, dzika, konia, kaczki, kurczaka (eko), przepiórki i wszytko trawi.
Uważam, że przejście na Barf było najlepszą decyzją, szkoda tylko, że ta wspaniała myśl rodziła się bólach tak długo.
Owszem poświęcam dużo czasu na kupowanie i szykowanie jedzenia (ale z czasem dojdę do wprawy), ale wcześniej ten czas poświęcałam na wizyty u weta, a nocki zarywałam na spacerki ze srajtuchem.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo. Done by Forum Wielotematyczne