BARFny Świat Strona GłównaBARFny Świat Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Kontakt  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Barf a psychika (ludzka)
Autor Wiadomość
isabelle30 
Ekspert

Pomogła: 11 razy
Dołączyła: 19 Sty 2012
Posty: 2612
Wysłany: 2014-01-15, 17:34   

Motylek - uwierz mi - to tak nie działa - jak nie ma w Twojej lodówce to wyszarpiesz sąsiadowi lub pognaz męża w środku nocy bo być musi i koniec.
Ja też znam wiele matek weganek... niektóre nie miały problemu z zaspokojeniem potrzeb - inne po pierwszym miesiącu zapomniały czym się żywiły przed ciążą.
Jak masz ochotę na lody czekoladowe to ich nie zastąpisz czekoladą. Mają byc kokretne lody nawet z drugiego końca świata.
Wiem co mówię...
 
 
ciocia_mlotek 
Ekspert


Barfuje od: 25.07.12
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 11 razy
Dołączyła: 01 Sie 2012
Posty: 4452
Skąd: góry Szkocji
Wysłany: 2014-01-15, 17:37   

Jak ja się cieszę, że poza tą niesamowitą niechęcią do wędlin nie miałam żadnych maniakalnych zachcianek. Serio, nic a nic. W żadnej ciąży. Musi odżywiam się dobrz ei niczego mi nie brakuje hehehe
_________________
Taz i Cu sith na surowo
 
 
motyleqq 


Barfuje od: 3,5 roku
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 02 Sty 2014
Posty: 425
Skąd: Łuków/Warszawa
Wysłany: 2014-01-15, 17:42   

ciocia_mlotek napisał/a:
Jak ja się cieszę, że poza tą niesamowitą niechęcią do wędlin nie miałam żadnych maniakalnych zachcianek. Serio, nic a nic. W żadnej ciąży. Musi odżywiam się dobrz ei niczego mi nie brakuje hehehe


a ja myślę, że tak właśnie może być. że zdrowo odżywiony organizm nie ma 'dziwnych' zachcianek, nawet w ciąży ;-) ale to się sama przekonam za jakiś czas :mrgreen:
_________________
"ludzie, którzy patrzą na relację z psem przez pryzmat siły, i tak zobaczą tylko to, co chcą. szkolenie to nie pole bitwy. po prostu ucz swojego psa"
 
 
Sandra 
Ekspert

Pomogła: 18 razy
Dołączyła: 29 Gru 2011
Posty: 3447
Wysłany: 2014-01-15, 17:49   

isabelle30 napisał/a:
Mają byc kokretne lody nawet z drugiego końca świata.


W odległych czasach, byłam w początkach ciąży i pracowałam w Afryce nad M. Śródziemnym.
Niestety nie było tam czekolady którą musiałam mieć :twisted:
Moje pragnienie było tak potężne, że wsiadłam do samolotu i poleciałam do Brukseli. Dlaczego tam ? Mój brat, akurat odbywał stażu naukowy i koniecznie natychmiast musiałam go odwiedzić.
Kupiłam walizkę czekolady i wróciłam

Do dzisiaj w rodzinie są opowieści na ten temat, a tak poza tym żadnych innych zachcianek nie miałam :-P
  Zaproszone osoby: 2
 
Komanka 


Barfuje od: 03.11.2012
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 03 Sie 2012
Posty: 663
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2014-01-15, 19:53   

Sandra, czapki z głów :mrgreen: Zwyciężyłaś w kategorii opowieści o ciążowych zachciankach, które słyszałam dotychczas :kciuk:
 
 
isabelle30 
Ekspert

Pomogła: 11 razy
Dołączyła: 19 Sty 2012
Posty: 2612
Wysłany: 2014-01-15, 20:01   

To się nazywa NAGŁA potrzeba :mrgreen:
I tak to niestety działa... ze zbilansowanym jedzeniem ma niewiele wspólnego bo to stan kiedy z dnia na dzień zapotrzebowanie i bilans się zmieniają. Ponadto niestety dziecko czasem czegoś nie lubi a do czegoś innego go ssie... i nie poradzisz tutaj nic.
 
 
_Jadis_ 


Barfuje od: 11.2011
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 2 razy
Wiek: 35
Dołączyła: 07 Paź 2011
Posty: 870
Skąd: Zg-c / Legnica
Wysłany: 2014-01-15, 20:42   

Tjaaaa teraz to mnie jeszcze bardziej "przybliżyło" do chęci posiadania potomstwa :twisted: dzięki :mrgreen: Oczywiście to była skrajna ironia ....

Temat chyba znów zaczął odbiegać od pierwotnego :-D
_________________
Tysiące lat temu czczono koty jako bogów. One nigdy o tym nie zapomniały.
  Zaproszone osoby: 2
 
Sandra 
Ekspert

Pomogła: 18 razy
Dołączyła: 29 Gru 2011
Posty: 3447
Wysłany: 2014-01-15, 20:58   

Dzięki Komanko.
Sama się sobie dziwiłam...ale dopiero znacznie później :twisted:
Ten watek jest fantastyczny, zobaczcie jak genialnie ewoluuje i jaki celny ma tytuł.
Barf a psychika (ludzka)
Czy to BARF takie z nam wyprawia numery ?
Jakie Offtopy czy ktoś coś zauważył :faja:
  Zaproszone osoby: 2
 
dagnes 
Administrator


Barfuje od: 2008
Udział BARFa: 75-90%
Pomogła: 23 razy
Dołączyła: 13 Wrz 2011
Posty: 4837
Wysłany: 2014-02-10, 14:51   

Ponieważ już kiedyś coś tam sobie popisałam, to wrócę na chwilę do tego zapomnianego prawie tematu ;-) i spróbuję choć trochę nawiązać do myśli przewodniej wątku. Nie wiem, czy mi się uda, bo mój wywód także może, jak wcześniejsza dyskusja, czasem nieco podryfować :mrgreen: , ale chciałabym pewne sprawy przynajmniej z mojej strony zakończyć i postawić kropkę nad i.

W całym tym sporze światopoglądowym dyskutantom umykają sprawy fundamentalne, co prowadzi do ślepego zaułka nierozwiązywalnego dylematu i obstawania przy swoim zdaniu każdej ze stron. Uważam, że spór jest całkowicie bezprzedmiotowy, bo zarówno mięsożercy jak i weganie, świadomie bądź nie, przyczyniają się do śmierci i cierpienia zwierząt, tych hodowlanych i tych dzikich. Problemem jest system i to z nim należy walczyć (wspólnie!), a nie wszczynać wojny międzyludzkie o to, kto jest bardziej czy mniej moralny. Taki konflikt pomiędzy weganami a mięsożercami jest na rękę rządzącym tym systemem (i przez nich jest celowo podsycany), bo ludzka energia i złość kieruje się wtedy przeciwko innym ludziom, zamiast przeciwko systemowi i jego władcom. Obie strony konfliktu - weganie i mięsożercy - są ofiarami systemu (choć nie raz bywają przekonani iż są jego beneficjentami), różnią się między sobą jedynie wielkością szkód jakich doznają. Spróbuję po kolei wyjaśnić moje stanowisko.

Zacznę nieco przewrotnie ;-) .

Wszyscy rodzimy się mięsożercami (to wprawdzie dość nieprecyzyjne określenie, ale pozostanę przy nim z racji braku alternatywy; chodzi w nim jednak o żywiących się ogólnie pojętymi produktami pochodzenia zwierzęcego). Każde wegańskie dziecko karmione piersią należy do gatunku mięsożernych, w dodatku ściśle mięsożernych, bo może przeżyć i prawidłowo się rozwijać wyłącznie dzięki pokarmowi zwierzęcemu, jakim jest mleko jego matki. Tak to wygląda u wszystkich ssaków, także tych, które w dorosłym życiu zaliczane są do roślinożerców. Powodem, dla którego Natura (czy też Stwórca) tak to urządziła jest konieczność zapewnienia oseskom substancji odżywczych w skoncentrowanej, najłatwiej strawnej i przyswajalnej formie, gdyż potrzebują ich one w okresie wzrostu wielokrotnie więcej niż osobniki dorosłe. Gdyby pokarm roślinny spełniał te kryteria, to z pewnością zamiast ssać cyce, oseski ssaków jadłyby trawę, owoce czy inne części roślin, bo Natura zawsze wybiera rozwiązania optymalne z punktu widzenia przeżycia gatunku. Ponieważ pokarm roślinny jest ubogi w składniki odżywcze i trudnostrawny, wybór Natury padł na pokarm zwierzęcy. Natura nie popełnia błędów.

W przyrodzie tak naprawdę nie istnieje żaden ścisły podział na gatunki mięsożerne, wszystkożerne i roślinożerne. Jest to sztuczna granica wyznaczona przez człowieka wyłącznie ze względu na jego pociąg do systematyzowania wszystkiego i tym samym sprawiania wrażenia, że posiadł całą wiedzę o otaczającym go świecie.

W zasadzie nie ma gatunków wśród kręgowców, które żywiłyby się pokarmem wyłącznie roślinnym. Dla wielu zaskoczeniem jest zwykle fakt, gdy mówię, że zwierzęta zaliczane do najbardziej ściśle roślinożernych - przeżuwacze (np. krowa, owca, koza) - de facto nie żywią się roślinami. I nie chodzi tu tylko o to, że zjadając trawę, wraz z nią zjadają niezliczoną ilość zamieszkujących ją stworzeń, jak najbardziej zaliczanych do świata zwierząt (choć i tego nie wolno pomijać). Przeżuwacze wprawdzie zjadają rośliny, ale się nimi nie żywią ponieważ żadne zwierzę, poza mikroorganizmami, nie jest w stanie strawić celulozy. Przeżuwacze posiadają dlatego trzy przedżołądki (żwacz, czepiec i księgi), które nie wydzielają żadnych enzymów trawiennych, a jedynie stwarzają dogodne warunki dla rozwoju mikroorganizmów (bakterie i pierwotniaki) zajmujących się trawieniem zjedzonych przez zwierzę roślin. Mikroorganizmy te fermentują celulozę roślinną do niższych kwasów tłuszczowych, które to tłuszcze (będące de facto odpadami metabolicznymi mikroorganizmów) stają się podstawą pozyskania energii przez przeżuwacza (przeżuwacze nie czerpią energii z węglowodanów!). I są to jak najbardziej tłuszcze zwierzęce, wytworzone przez bakterie. Same mikroorganizmy wbudowują pozyskane z roślin związki azotowe w swoje organizmy tworząc aminokwasy (dodatkowo otrzymują jeszcze jako pożywkę mocznik, który przeżuwacze wydzielają do przedżołądka zamiast do moczu), w ten sposób mocno rozmnażając się i stając się ostatecznie pożywieniem dla zwierzęcia, które zamieszkują, dostarczając mu niezbędnych aminokwasów, witamin i minerałów, ulegając strawieniu w żołądku właściwym (trawieńcu). Zatem faktycznym pożywieniem przeżuwacza są zarówno produkty pochodzenia zwierzęcego (niższe kwasy tłuszczowe) jak i same organizmy zaliczane do świata zwierząt.
Proces ten jest tak wydajny, że zjedzenie przez krowę bardziej wartościowego pożywienia niż trawa (błonnik), dzięki np. dodaniu do paszy większej ilości węglowodanów przyswajalnych (jak skrobia z pszenicy czy kukurydzy) skutkuje bardzo szybko ciężkim stanem chorobowym, silnymi wzdęciami oraz zakwaszeniem prowadzącym do zgonu.

A czy wiecie, że najnowsze odkrycia pokazują iż rośliny mają układ nerwowy i pamięć? Przewodzą impulsy elektryczne, potrafią odczuwać ból oraz strach. Czy zatem pojęcia "śmierć" i "cierpienie" nie powinny być odniesione również do świata roślinnego?

Po co to wszystko piszę? Po to, by uświadomić Wam relatywizm pojęć i brak jedynej słusznej wizji świata, a także bezsens tworzenia podziałów, także tych przebiegających wzdłuż talerza. Oraz fakt istnienia zjawiska zwanego złudzeniem perspektywy - patrzysz i widzisz coś, co nie istnieje, bo nie wiesz, że czegoś nie wiesz.

mruczek napisał/a:
Nie za bardzo widzę pokrycie w świecie realnym z obserwacjami Dagnes dotyczącymi masowego ginięcia zwierzaczków podczas upraw roślin , bo jak ktoś tu zauważył , też wychowałam się na wsiach ...we wszystkich siano, roślino , zbożo-kosach brałam udział namiętnie , potem w sortowaniach , przesypywaniach , młóceniach i na palcach mogłabym policzyć ile podczas tych prac znaleźliśmy zwierzątek zabitych .

Taki obrazek sielskich anielskich wsi ja również mam w pamięci z dzieciństwa, ale w dzisiejszych czasach to egzotyka, która nawet jeśli jeszcze gdzieś się uchowała, to produktów przez nią wytwarzanych nie kupi się w sklepach. Rolnictwo wielkoobszarowe, przemysłowe to dziś podstawa produkcji rolnej i mali rolnicy skazani są na wymarcie. Jak to wygląda w dużym rolnictwie napisała już wcześniej Sandra:

Sandra napisał/a:
Na jednym z kanałów TV pokazywano jak wyglądają np; zbiory kukurydzy.
Obszarnik zamawia w wyspecjalizowanych firmach te usługę.
Nadciąga kilkanaście olbrzymich kombajnów/przetwórni.
Wjeżdżając na pole ustawiają się na zakładkę w jednej linii.
Większość stworzeń biegających nie ma szans uciec w bok, bo wpada pod kolejny kombajn... i tak dalej.
Może uciec tylko do przodu. Szanse sa ale niewielkie :-(
Te fruwajace maja wiecej szczescia.

Jednak ja przywołałam ginące pod nożami kombajnów króliczki wyłącznie jako przykład niszczącego działania uprawy roślin na świat zwierząt, bo to jest jedynie czubek góry lodowej problemu. Chciałam tylko wyzwolić proces myślowy u tych, którzy nie zdawali sobie z tego sprawy. Poruszony w tym temacie dylemat używania tworzyw sztucznych zamiast naturalnej skóry to też tylko mały wycinek rzeczywistości, choć odkrywa kolejne ogniwo bolesnej prawdy.

Faktycznym problemem jest ogólnie pojęte rolnictwo, które nie tylko unicestwia pojedyncze zwierzęta i gatunki ale pochłania całe ekosystemy czyniąc z Ziemi planetę coraz bardziej pustynną i zatrutą. Rolnictwo jest najbardziej destrukcyjnym ludzkim wynalazkiem, który niszczy naszą planetę. Tak było od zarania jego dziejów, a dziś skala zniszczeń jedynie się zwielokrotniła dzięki zastosowaniu metod przemysłowych oraz tzw. ciężkiej chemii.

Mamy na tym Forum do czynienia z częścią społeczeństwa, która ogólnie jest bardziej świadoma ekologicznie niż przeciętna, więc zapewne wszyscy tu obecni wiedzą jak współczesna broń biologiczna zwana eufemistycznie środkami "ochrony" roślin, zabija pszczoły na całym świecie i jak to wpływa na cały ekosystem ziemski. Nie wiem jednak, czy poszliście dalej i czy próbowaliście dotrzeć do informacji, ile gatunków roślin i zwierząt na Ziemi wyeliminowały w ostatnim stuleciu herbicydy i pestycydy? Te herbicydy i pestycydy, które służą do produkcji wegańskiej marchewki, kukurydzy i innych, a przedostają się też w głąb gleby, do wód gruntowych i rzek. To są prawdziwe zbrodnie popełniane na całych ekosystemach i miliardach żywych istot. Czy wiecie, jak monokulturowa uprawa europejskich zbóż, kukurydzy, soi, rzepaku i innych popularnych roślin wyjaławia glebę? Na pola trzeba ładować co roku tysiące ton chemicznych nawozów by zebrać plony. Wiedząc, że normalnie na każdym metrze kwadratowym żyją setki tysięcy istot, rozmiar katastrofy staje się oczywisty. Wyjałowione gleby powodują konieczność szukania nowych terenów, a więc wycinania lasów (dokładnie tak - lasy wycina się nie po to by znacząco zwiększyć areał upraw, ale po to by w ogóle móc cokolwiek uprawiać, bo dotychczasowe pola zamieniły się w stepy). 98% amerykańskich prerii już jest albo pustynią albo zamieniło się w monokulturowe uprawy zbóż. W krajach tzw. cywilizowanych 99% zasobów humusu (próchniczej, żyznej części gleby) już zniknęło, zostało "zjedzone" przez rolnictwo.

W tym całym szaleństwie propagandowym, w którym nikt już nie wie co jest prawdą, a co fałszem, nawet ci bardziej świadomi weganie, którzy nawołują do jedzenia wyłącznie ekologicznych (bio) roślin, by nie tylko nie zabijać zwierząt na mięso, ale i poprzez chemię rolniczą, zapominają o tym, że do produkcji najbardziej ekologicznej fasolki czy marcherwki używa się nawozów naturalnych w postaci obornika, który jest niczym innym jak odchodami zwierząt rzeźnych. Jeśli zrezygnujemy z hodowli zwierząt, to nie będzie nawozów naturalnych! A jeśli nie będzie nawozów naturalnych, to będziemy musieli stosować chemiczne i wycinać jeszcze więcej lasów. To przecież jasne. W Naturze tak właśnie wygląda ekosystem: roślinożercy zjadają rośliny, pobudzając je do wzrostu i zasilając je swymi odchodami, natomiast po to, by utrzymać liczebność gatunków w ryzach, drapieżniki zjadają roślinożerców, same będąc ograniczane dostępnością pożywienia (jeśli nadmiernie się rozmnożą i wyjedzą stada roślinożerców, to ich populacja zostanie następnie zredukowana poprzez głód). W uproszczeniu tak funkcjonuje ekosystem, który człowiek postanowił zniszczyć.
Pomijając kwestię skutków ekologicznych zaprzestania produkcji obornika, to czy rezygnacja z tej eko-marchewki nie powinna również być elementem filozofii wege, która odżegnuje się od wykorzystywania czegokolwiek od cierpiących zwierząt (choćby wełny)? To chyba ważne pytanie, bo znów pokazuje jak działa złudzenie perspektywy.

motyleqq napisał/a:
większość roślin na tej planecie, hodowanych jest dla zwierząt, które potem lądują na stole.
(...)
lasy również wycina się głównie pod uprawy, których zbiory przeznaczane są na paszę dla zwierząt. dla nas zostaje niewielka część. ogromna ilość ludzi mogłaby zostać tym wyżywiona, gdyby nie tak ekstremalna przemysłowa hodowla.

I to jest właśnie propaganda. Lasy wycina się dla zwierząt rzeźnych, koniec kropka. Brak mi dowodów ale tak jest, bo ja tak mówię.
Jeśli mamy dyskutować, to ja poproszę o źródła tych informacji.
Biorąc pod uwagę fakty o układzie pokarmowym bydła, które przytoczyłam na początku posta, konieczność wycinania lasów tylko po to, by je wyżywić wydaje się mocno wątpliwa.

Iowa napisał/a:
I to można rozwinąć -zabijając jedną krowę nakarmimy kilkanaście osób. Chcąc wyprodukować np ową fasolkę dla tych kilkunastu osób możemy zabić kilka szczurów.

To się nazywa relatywizowanie. Gdy okazuje się, że do wyprodukowania fasolki potrzebna jest śmierć króliczków czy szczurów, to trzeba pokazać, że śmierć tych małych zwierząt jest mniej śmiertelna niż śmierć krowy. Wszystko, by zachować bezsensowne dogmaty, które szkodzą całemu ekosystemowi ziemskiemu.

Tilia napisał/a:
Żeby odchować krowę musimy wyprodukować wiele, wiele owych "fasolek"... Krowa także je (niemało).

Tufitka napisał/a:
motyleqq napisał/a:
zwierzęta zjadają znacznie więcej niż my.

chyba jednak ludzie więcej zjedzą - ludzi jest duuużo na tej planecie i nawet mięsożercy też jedzą rośliny.

ciocia_mlotek napisał/a:
Tu raczej chodzi o inne porównanie.
Krowa przez swoje życie zjada 'x' kg zieleniny zanim pójdzie do rzeźni i nakarmi 'z' ludzi swoim mięsem. Te same kilogramy sieleniny (uprawiane dla tej krowy) wykarmiłoby bezpośrednio 'y' ludzi. Czyli chodzi tu o pominięcie jednego ogniwa
Z tym, że nie jestem pewna czy to się przekłada.

isabelle30 napisał/a:
Biorąc pod uwagę że zielenina jedzona przez krowę dla ludzi jest niejadalna - porównać się nie da.

ciocia_mlotek napisał/a:
Mozna tez porównywać np powierzchnię ziemi potrzebną do wyprodukowania pokarmu roślinnego dla takiej ilości ludzi jaką wykarmiłaby jedna krowa z ilością ziemi potrzebną na wyprodukowanie dziennej dawki żywieniowej owej krowy


Celulozę roślinną trawią tylko bakterie i przetwarzają ją na nasycone kwasy tłuszczowe oraz przy okazji wytwarzają aminokwasy ze związków azotowych. Mogą to robić nawet ze słomy z dodatkiem amoniaku, który to zestaw krowy chętnie zjadają. Głównym źródłem energii tych roślinożerców są kwasy tłuszczowe, produkowane przez mikroorganizmy z celulozy w ich przedżołądkach oraz same mikroorganizmy, dlatego pisanie o możliwości zjadania przez ludzi roślin, które przeznaczane są na wyżywienie bydła jest wielką manipulacją i zwykłym kłamstwem. Nie ma takiej możliwości, bo ludzie nie są przeżuwaczami i nie mogą jeść słomy z amoniakiem ani trawy. Wszelkie kalkulacje możliwości wyżywienia ludzi bezpośrednio z danego areału opierają się na błędnym założeniu - na tym, że bydło je zboża, rośliny oleiste, warzywa i owoce. W ten sposób wprowadza się ludzi w błąd po to, by podtrzymać ideologiczną walkę wegan z nieweganami. Ponadto, przemilcza się fakt, że bydło może jeść (i je) odpady z roślin przeznaczonych dla człowieka (najlepszy przykład - słoma).

Faktem jest, że w przemysłowej hodowli bydła wykorzystuje się pewną ilość zbóż i roślin oleistych (tyle, by zwierzęta były wprawdzie chore ale nie umarły zbyt szybko i dotrwały do uboju, jednocześnie nienaturalnie zwiększając ich masę mięśniową i tłuszczową). Jest to okrutne z jednej strony, a z drugiej strony produktem takiego chowu jest mięso, które do zdrowych nie należy. ALE wielkie fabryki zwierząt rzeźnych to nie jest jedyna możliwa metoda hodowli! W dyskusjach o weganizmie mało kto zauważa, że przemysłowy chów zwierząt to historia ostatnich 50 lat i wcale nie ma on na celu polepszenia zaopatrzenia ludzi w mięso, a jedynie zwiększenie zysków tych, którzy tym procederem sterują.

Na marginesie - zboża nie są również pokarmem dla ludzi, ale ponieważ ludzie mają świadomość i inteligencję pozwalające im dokonywac wyborów, to niech już jedzą te zboża skoro chcą, ale niech nie wciskają ich uzależnionym od nich zwierzętom, faktycznie lub fikcyjnie dla podtrzymania dogmatu.

Podobnie sprawa ma się z kurami i świniami. Ani dla jednych, ani dla drugich zboża nie są naturalnym i właściwym pokarmem. Ale żeby wszystkiego nie podawać aż tak na tacy, to zachęcam zainteresowanych do samodzielnych poszukiwań wiedzy w tym temacie ;-) .

Ostatecznie chodzi o to, że wcale nie trzeba wycinać lasów, by uprawiać tam pszenicę, rzepak, czy kukurydzę itp. jako pokarm dla świń czy kur. Na Ziemi jest wystarczająco dużo terenów nie będących akwenami wodnymi, które nie nadają się pod uprawę roli ale świetnie nadają się na pastwiska i tereny żerowania zwierząt, które możemy jeść. Lasy są obecnie wycinane dlatego, że rolnictwo wielkoobszarowe i monokulturowe, produkujące przemysłową żywność głównie dla ludzi (z której duża część jest marnotrawiona) zniszczyło wszystkie obszary, które dotąd eksploatowało.

Ponad połowa obszarów lądowych na Ziemi nie nadaje się pod uprawę roli, ponieważ nie pozwala na to ukształtowanie terenu, klimat, gleba lub położenie geograficzne, albo kombinacja tych czynników. Większość z nich jednak świetnie nadaje się do hodowli zwierząt rzeźnych, co było tam praktykowane przez stulecia, a nawet tysiąclecia. Nie ma możliwości by na tych terenach uprawiać soję dla ludzi czy pszenicę, więc jak w takim przypadku obliczyć, co jest wydajniejsze z hektara ziemi - rolnictwo czy hodowla - i co może wyżywić więcej ludzi? Skoro większość terenów lądowych Ziemi nadaje się wyłącznie pod hodowlę zwierząt, to co zatem wyliczają ideolodzy weganizmu w swych poglądowych opracowaniach przeliczając hektar na tony pszenicy? Zapominając przy tym dodatkowo, że ludzie nie jedzą słomy i trawy.

Czy byliście kiedykolwiek w Nowej Zelandii? Jeśli nie, to zachęcam do podróży choćby "palcem po mapie" oraz sięgnięcia do albumów geograficzno-przyrodniczych. Jest to wspaniały i typowy przykład kraju, w którym w idealnej harmonii z ekosystemem prowadzi się hodowlę zwierząt, głównie owiec, na terenach, które ze względu na górzystość i glebę nie mogą być uprawiane. Dzięki temu Nowa Zelandia jest światowym potentatem w produkcji jagnięciny i baraniny, stanowiącej podstawę zaopatrzenia mięsnego Nowozelandczyków oraz eksportowanej do każdego zakątka Ziemi. I teraz wyobraźcie sobie, że ideologia wegańska zyskuje status prawa międzynarodowego i jedzenie zwierząt zostaje zakazane. Co się dzieje? Większość Nowozelandczyków, przymierając głodem, decyduje się na emigrację do innego kraju, gdzie wciąż można jeszcze powiększać obszary rolne dzięki wycinaniu lasów. Produkcja rolna zwiększa się zatem na tym terenie, środowisko jest coraz bardziej degradowane, trzeba używać coraz więcej chemikaliów i nawozów sztucznych (brak naturalnych, bo nie ma zwierząt je produkujących), rzeki i akweny wodne są zatruwane, jest coraz mniej drzew i coraz więcej dwutlenku węgla, owady wyginęły i..... resztę sobie dopowiedzcie.

Kolejnym tematem - widmem w ideologii wegańskiej jest żywność modyfikowana genetycznie, która zapewnia dzisiaj większość dostaw soi, kukurydzy czy rzepaku. W jaki sposób powiększające się areały upraw tych zabójczych roślin, promowanych w jarskiej diecie, wpływają na nasz ekosystem nie będę już pisać, bo mamy specjalny wątek na Forum poświęcony tej tematyce.

Co chciałam przekazać w tych swoich wywodach? Ano to, że my - ludzie, chcąc czy nie chcąc, jesteśmy elementem ekosystemu, który mamy możliwość uratować bądź całkiem zniszczyć. Weganizm nie jest sposobem uratowania świata przed zagładą ekologiczną lecz może się do niej mocno przyczynić, jeśli nie zaczniemy wspólnie działać na rzecz ochrony zasobów Ziemi. Wspólne działania na rzecz likwidacji wielkoobszarowego, przemysłowego rolnictwa monokulturowego oraz przemysłowego chowu zwierząt rzeźnych, przeciwko żywności GMO oraz stosowaniu w uprawach pestycydów i herbicydów przyniosłyby więcej dobrego niż nawoływanie do jedzenia sojowych kulek zamiast kotleta. Kulek, których produkcja wymagała zabicia wielu braci mniejszych, ssaków, płazów, gadów i owadów, zatruła glebę i rzeki i wyrządziła wiele innych szkód ekosystemowi. Przecież można uprawiać ziemię i hodować zwierzęta w harmonii z przyrodą i nie niszcząc naszej planety - obie te dziedziny uzupełniają się i jednocześnie są dla siebie wzajemnie niezbędne. Słyszał ktoś o permakulturze?

Z innej beczki - czy ktokolwiek z Was zastanawiał się ile wody pitnej (towaru, który staje się coraz bardziej deficytowy) marnuje każda jedna osoba spłukując codziennie 10 razy toaletę przy jej użyciu? (w przeciętnym gospodarstwie co najmniej połowa wody zuzywana jest w toaletach) Czy wiecie, że spłukiwanie toalet wodą pitną zabija więcej istot niż jedzenie kurczaków? (pozbawiając je środowiska do życia)
Można temu zapobiegać..... jeśli się chce i wcale nie poprzez rezygnację z jedzenia mięsa lecz poprzez odpowiednie działania wokół siebie i dla zmiany systemu.
Podczas budowy naszego domu zakopaliśmy w ogrodzie ogromną cysternę na wodę deszczową, która jest zbierana z dachu przez okrągły rok. Do cysterny podłączony jest drugi obieg wody w domu służący przede wszystkim do spłukiwania toatet, mycia aut i podlewania ogrodu. Jak myślicie, czemu nie słyszycie o promowaniu takich rozwiązań od Waszych radnych czy parlamentarzystów? System? To oczywiście znów tylko wycinek z rzeczywistości, do której zgłębiania mocno zachęcam :kwiatek: .

Na koniec nieco luźniej...

motyleqq napisał/a:
wujkowie zjedli mój pasztet nie dowierzając, że nie ma w nim mięsa :mrgreen:

Zawsze fascynują mnie wegańskie nazwy potraw ;-) . Tak jakby nie można było wymyśleć czegoś, co nie kojarzy się nierozerwalnie z mięsem. No bo pasztet to przecież pasztet, każdy wie z czego się robi. Albo mamy w menu kotlety sojowe, a u Turka wegański kebab. I tak na każdym kroku :lol: .
Patrząc na to nieco psychoanalitycznie, można dojść do wniosku, że weganie tak mocno podświadomie pragną mięsa, że przenoszą mięsne nazwy do swego menu, aby mieć choć namiastkę tego, co utracili 8-) .

A w ogóle, to wszystko, co napisałam jest ogromnym skrótem, bo można by analizować jeszcze wiele wątków pobocznych i rozwijać główne. Moim celem było jedynie zasygnalizowanie tematów, a jeśli kogoś udało mi się zainteresować, to pewnie sam będzie drążył te kwestie ;-) .
_________________
Aby dotrzeć do źródła, musisz iść pod prąd
 
 
Snedronningen 
Ekspert

Barfuje od: 06/2013
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 16 razy
Dołączyła: 03 Cze 2013
Posty: 2811
Wysłany: 2014-02-10, 15:18   

dagnes napisał/a:
Podobnie sprawa ma się z kurami i świniami. Ani dla jednych, ani dla drugich zboża nie są naturalnym i właściwym pokarmem. Ale żeby wszystkiego nie podawać aż tak na tacy, to zachęcam zainteresowanych do samodzielnych poszukiwań wiedzy w tym temacie ;-) .
z tego co pamiętam z wakacji na wsi i z tego co widuję teraz u siebie na wsi to kura tak nie bardzo ma wegańskie poglądy.
A świnie, no cóż, kto czytał książkę "Hannibal" Thomasa Harrisa, ten wie jak można to zwierzę sprytnie wykorzystać.
 
 
 
ciocia_mlotek 
Ekspert


Barfuje od: 25.07.12
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 11 razy
Dołączyła: 01 Sie 2012
Posty: 4452
Skąd: góry Szkocji
Wysłany: 2014-02-10, 15:36   

Tu u nas kury na myszy polują. Nie żartuję
_________________
Taz i Cu sith na surowo
 
 
motyleqq 


Barfuje od: 3,5 roku
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 02 Sty 2014
Posty: 425
Skąd: Łuków/Warszawa
Wysłany: 2014-02-10, 16:18   

dagnes, a mnie fascynuje, dlaczego nie-weganie mają dziwny problem z zawłaszczaniem nazw wyłącznie dla potraw mięsnych ;) ani pasztet, ani kotlet nie musi być z mięsa. kto mówi, że musi? kultura? zwyczaje? po co mam wymyślać nową nazwę, skoro mój pasztet jest pasztetem, bo wygląda i smakuje jak pasztet powinien? skoro przytoczony przeze mnie wujek nie zauważył, że nie je mięsnego pasztetu, to chyba wystarczający dowód na to, że nie ma potrzeby zmieniać nazwy ;) no kto jak kto, ale Ty wydajesz mi się nie być osobą wpisującą jakieś rzeczy w określone ramki, bo tak mówi zwyczaj
tak, zawsze lubiłam mięso. nikt nie wierzył, że przestanę je jeść, że wytrzymam dłużej niż miesiąc. nie jem, bo jest to dla mnie nieetyczne, a nie dlatego, że jest niesmaczne. dlaczego moje jedzenie nie może smakować tak, jak smakowało zawsze, tylko z pominięciem pewnych aspektów?

bardzo bym chciała, by lasy nie były wycinane pod uprawę na paszę dla zwierząt, a w zamian za to, by krowy pasły się na łąkach. tylko że niestety szczęśliwe krowy to niewielka część hodowli w ogóle, a w większości mamy przykre, przemysłowe hodowle zwierząt pełne cierpienia, gdzie właśnie używa się pasz, robionych z soi GMO, pod którą wycięto las.
w tej sytuacji można: nie jeść mięsa w ogóle lub jeść mięso od szczęśliwych zwierząt. dla mnie opcja druga, jak już chyba pisałam, jest niewystarczająca, przy czym nie narzucam tego wszystkim. za to chętnie mając możliwość narzuciłabym wszystkim jedzenie wyłącznie szczęśliwych zwierząt i zakazałabym przemysłowych hodowli :twisted: co do tego, to się chyba wszyscy tu zgadzają...

ja nie jem soi GMO. nie znam nikogo, kto by ją jadł świadomie. natomiast nieświadomie wielu ludzi zjadają ją w mięsie, bo kupuje byle jakie produkty pochodzenia zwierzęcego.
_________________
"ludzie, którzy patrzą na relację z psem przez pryzmat siły, i tak zobaczą tylko to, co chcą. szkolenie to nie pole bitwy. po prostu ucz swojego psa"
 
 
ciocia_mlotek 
Ekspert


Barfuje od: 25.07.12
Udział BARFa: 90-100%
Pomogła: 11 razy
Dołączyła: 01 Sie 2012
Posty: 4452
Skąd: góry Szkocji
Wysłany: 2014-02-10, 17:16   

W "oryginale" było to robione z mięsa.
motyleqq napisał/a:
skoro mój pasztet jest pasztetem, bo wygląda i smakuje jak pasztet powinien

smakuje i wygląda jak pasztet z czego? Z mięsa. po co udawać, że to nie jest udawany produkt mięsny? Skoro odtwarza smak i wygląd właśnie produktu mięsnego.
Owszem, nazwa powinna być zmieniona bądź choć dodany "roślinny" bo inaczej jest to oszukaństwo. Pasztet pierwotnie jest robiony z mięsa i takiego produktu oczekuję kupując "pasztet". Zwłaszcza jeśli smak jest łudząco podobny. Jeżeli ktoś z jakiegoś powodu nie chce lub nie może spożywać tego, z czego zrobiony jest ów pasztet to może się naciąć (i np mieć problemy zdrowotne potem).
Tak samo jak wegetarianie czy weganie chcą mieć jasno i wyraźnie zaznaczone, że dany produkt spełnia ich wymagania dietetyczne, tak samo chcą mięsożercy
Dlatego powinno mieć to osobną nazwę. Bo to nie jest pasztet a produkt pasztetopodobny.
To samo dotyczy innych rzeczy
Z kotletem się zgodzę bo to jest forma a nie produkt
_________________
Taz i Cu sith na surowo
 
 
motyleqq 


Barfuje od: 3,5 roku
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 02 Sty 2014
Posty: 425
Skąd: Łuków/Warszawa
Wysłany: 2014-02-10, 17:21   

nie za bardzo wiem, o co Ci ciociu chodzi. czy gdziekolwiek widziałaś do kupienia pasztet, który nie byłby opisany jako roślinny, a był roślinny? bo chyba mówisz o problemie, który nie istnieje.
a że na stole swoich pasztetów nie podpisuję, no to sorry... nie zamierzam tego robić :lol: dla mnie pasztet to tak samo forma jak kotlet. nie rozumiem, czemu niby jest produktem. ja swoje pasztety robię w domu, a nie kupuję. kotlet też jest produktem, skoro można go kupić w gotowej... formie :lol: naprawdę, nie rozumiem o co chodzi.
_________________
"ludzie, którzy patrzą na relację z psem przez pryzmat siły, i tak zobaczą tylko to, co chcą. szkolenie to nie pole bitwy. po prostu ucz swojego psa"
 
 
NSO 


Barfuje od: 24.01.2014
Dołączyła: 28 Sty 2014
Posty: 606
Skąd: Poznań
Wysłany: 2014-02-10, 17:40   

To wszystko o czym pisze Dagnes to okropna prawda. Jestem po agronomii i bioinzynierii i mialam watpliwa przyjemnosc obserwacji zarowno produkcji rolniczej ekologicznej jak i "tradycyjnej" (tak sie nazywa ta produkcja z uzyciem pelnej chemii).
Gdyby wszyscy ludzie na Ziemi przeszli na weganizm, czego chca wegetarianie, to zniszczylibysmy ja i cala Nature o wiele szybciej niz robimy to dotychczas. Zwlaszcza obciazenie gleb byloby przeogromne.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo. Done by Forum Wielotematyczne