Barfuje od: 12.12.13r
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 7 razy Wiek: 33 Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 2660 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-11-26, 10:07
Również uważam konia za zwierzę towarzyszące i nigdy nie pojawi się u mnie w formie jakiegokolwiek posiłku - dokładnie tak samo jak nie pojawi się w tej formie pies czy kot.
Barfuje od: 2010
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 27 Wrz 2011 Posty: 296 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-11-26, 12:20
Dla mnie mięsko to mięsko. Nie myślę o tym. Bardziej zastanawiam się, czy zwierzę, które podaję moim kotom, było zdrowe. Myślę też o transporcie do rzeźni i o samym uboju. O tym ostatnim nie za wiele... Raz, jako piętnastolatka, widziałam zarzynanie cielaka. Wystarczy. A potem dzieliłam to mięso, płacząc. To był obóz harcerski, okres stanu wojennego, kupiliśmy cielaka od gospodarzy obok. Drużyna miała chałupę w Beskidzie Niskim. Jakoś trzeba było sobie radzić, żeby było co jeść na obozach. Potem kupowaliśmy owce, które były pasione przez lato, a jesienią, za skóry, góral z sąsiedztwa nam je zabijał, dzielił, a myśmy je tylko peklowali w wekach.
Czy robienie barfa mnie zmieniło? Inaczej patrzę na mięso. Sama ograniczyłam spożycie - od wiosny (w tym roku późnej) do końca października sama nie jadłam mięsa. Teraz, kiedy zrobiło się chłodniej, mam na nie ochotę od czasu do czasu. Zaczęłam słuchać, co mowi mój organizm. A może to nie barf, tylko joga, do której wróciłam w zeszłym roku po przerwie? Nie wiem ;) W każdym razie jest inaczej.
Ag.
Zaproszone osoby: 1
bura4
Barfuje od: 1998
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 18 Lip 2012 Posty: 327 Skąd: Rzeszów
Wysłany: 2013-11-26, 14:27
Dla mnie nie ma różnicy czy to koń, świnia czy cokolwiek innego - ważne, że mój mięsożerca je zdrowo. Plus, że ogranicza mnie jego alergia, więc daję to, co mogę i co mogę zdobyć! Choć nie powiem, trudno mi było pierwszym razem obkrawać kozie główki, wydzierać języki itd, gdyż mój księciunio nie raczył chcieć się obsłużyć. Albo dzielić tasakiem ciepły jeszcze żołądek z treścią - ale tu smród był trudny. Potem, to już rutyna. Mam dziwne wrażenie, że po takiej szkole, sekcja człowieka by już mnie nie ruszyła... trochę to straszne
Z tego punktu widzenia dla mnie najważniejsze jest żeby mięso było świeże i zdrowe, a zwierzak miał przyzwoite życie (czyli nie z przemysłowych ferm) i ubijany był w możliwie najkrótszym czasie. To oczywiście idealne założenia, ale tym się stara kierować.
I coraz bardziej przemawia do mnie to co kiedyś było (chyba) bardziej oczywiste - że powinno się maksymalnie wszystko spożytkować z zabitego zwierzęcia. Również z szacunku dla niego. Teraz powoli wraca się do tego, ale mi niestety brakuje wiedzy co i jak można przyrządzić z różnych kawałków zwierzęcia. Na razie przymierzam się do ogona wołowego
Meri
Barfuje od: 12.08.2012
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 07 Lip 2012 Posty: 863 Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 2013-11-26, 18:22
Ja mam za to takie coś, że jak widzę jakieś zwierzę gospodarcze, czy w ogóle jakieś do "zjedzenia" zastanawiam się ile mięsa by mi z tego wyszło i na jak dlugo.
Myślę, że sporo nauczył mnie do tego BARF, pewnie też bym się nie bała jakiś sekcji haha.
Ja mam tak, żę jak ide do sklepu nie ważne po co i ile mma czasu to pierwsze co ide na mięsny - nawet jeśli nei będę nic kupować to i tak idę "kontrolnie" to już nałóg..
Za to dzięki barfowi ja przeciwnie nauczyłam się wiele o mięsie co akurat jest dla mnie olbrzymią pomocą bo jestem pasjonatką gotowania. A jak chce się to robić dobrze to trzeba wiedzieć co nieco o składnikach. Nauczyłam się dzielić mięso i odkrajać od kości tak, że wygląda jak to w sklepie (a nawet lepiej bo oię to najdokładniej ajk się da) i właśnie przez to , ze zauważyłam ile różnych zwierzęcych części można dostać nauczyłam się wiele z nich przyrządzać. Polecam odkopać stare przepisy, albo szukać w kuchniach innych krajów. ;)
A no i , że podobno "dobry kucharz to taki u którego nic się nie marnuje" to i do tej zaady nauczyłłam się stosować i to w pewnej mierze tez jest zasługa BARFa
A TZ jaki szczesliwy ( nie dość, ze kasa w portfelu zostaje, koty odchowane jak małe tygrysy to jeszcze pyszne obiadki codziennie )
_________________ Tysiące lat temu czczono koty jako bogów. One nigdy o tym nie zapomniały.
Barfuje od: zawsze
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 8 razy Wiek: 39 Dołączyła: 15 Wrz 2011 Posty: 713 Skąd: Libiąż
Wysłany: 2013-11-26, 20:57
Żadnych problemów w podawaniu RAW, gryzonie, drobne ptaki, ssaki, czasami trzeba dopomóc hodowcy i ubić własnoręcznie bo wprawa większa, szybciej, bez bólu i niepotrzebnego strachu. Może kiedyś mnie to ruszało, nie pamiętam, mam w domu drapieżniki o specyficznych potrzebach, samą wołowiną i kurczakiem tych potrzeb nie wypełnię dlatego wolałam wyrobić w sobie znieczulicę niż płakać nad każdym gołębiem czy królikiem, którego miałam w rękach.
_________________ Jeśli nie masz po co żyć, żyj na złość innym
Barfuje od: 2005
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 22 Wrz 2011 Posty: 447 Skąd: z daleka
Wysłany: 2013-11-26, 21:41
Szczura nie moglabym. Tak mysle. Mialam kiedys ukochanego szczurka. Przemadry. Aczkolwiek moje zwierzaki jedza szczury pizmowe. Ale dostaje je juz zmielone.
Przypomnialo mi to sytuacje sporzed kilku lat, kiedy mialam przeprowadzic w klasie sekcje kota Nie myslalam, ze bede miala z tym problemy, wiedzialam, ze to tylko martwe ciala, wyjete z formaliny, a jednak ... Musialm wyjsc z klasy. cale szczescie, ze byl ze mna inny nauczyciel i sam przeprowadzil lekcje.
Barfuje od: 03.11.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 3 razy Dołączyła: 03 Sie 2012 Posty: 663 Skąd: Wrocław
Wysłany: 2013-11-26, 21:59
_Jadis_ napisał/a:
Za to dzięki barfowi ja przeciwnie nauczyłam się wiele o mięsie co akurat jest dla mnie olbrzymią pomocą bo jestem pasjonatką gotowania. A jak chce się to robić dobrze to trzeba wiedzieć co nieco o składnikach.
Dobrze prawisz! Nigdy wcześniej nie jadłam takich "dziwności" jak teraz, gdy kot i pies barfuje. Cynaderki, różnorakie wątróbki (kozia, wołowa, królicza), królik (zarzekałam się, że nigdy nie zjem królika, nigdy!). Jeszcze parę rzeczy mnie odrzuca, ale to chyba kwestia czasu, no może oprócz móżdżku.
Początki były bardzo trudne, przyznaję, zwłaszcza porcjowanie dla psa podrobów z dużych zwierząt. Ale później wręcz je jak anatom oglądałam wiedząc, że my, ludzie, mamy je podobnie zbudowane. Mój zachwyt nad płucami zaniepokoił męża Nawet mnie nie zniesmaczyło, gdy nerka mnie obsikała, a na króliczej tuszce było nieco sierści.
Teraz wydaje mi się sporą hipokryzją udawanie, że zwierzę jako pokarm składa się z czyściutkich kawałków mięsa w sklepie mięsnym, zaś o reszcie lepiej nie myśleć i czuć obrzydzenie. To jest pokarm i krojąc go dla zwierząt i siebie tak o nim myślę. Aczkolwiek nie zabiłabym zwierzęcia hodowlanego, nie dokonałabym rozbioru ani nie podałabym całego zwierzaka do zjedzenia, bo nigdy w tym nie uczestniczyłam, nie widziałam i po prostu nie umiem i chyba umieć nie chcę. Natomiast po sklepach wyszukuję różności dla zwierzaków i dla nas.
Wielką rozrzutnością współczesności wydaje mi się traktowanie niektórych mięsnych elementów jako czegoś gorszego. W książkach kucharskich z początku XX wieku są przepisy na ozory, cynaderki, móżdżek, potrawkę z główki cielęcej, kreski cielęce (ktoś wie, co to??), czerninę wraz z instrukcją o upuszczaniu krwi zwierzęciu. Nic się nie marnowało. Teraz można te przepisy znaleźć w internecie, ale w książkach kucharskich lepiej nie narażać się na krytykę i oburzenie.
Bardziej mnie oburzają warunki hodowli i uboju, ale to inny temat.
Płucka wołowe są zajefajne Mieszanka wychodzi taka...gąbczasta?
Mój TŻ po zakupach mięsnych po prostu wychodzi z kuchni , zostawia mnie z deską nożem i życzy mi miłej zabawy
Wielu rzeczy się teraz nie używa a szkoda. ALe np. dlatego lubię oglądać Kuchenne rewolucje z Gesslerową bo ona bardzo naciska właśnie na powrót do starej kuchni (ozory, cynaderki i inne różnorakie).
Na szczęście jak się poszuka to są mięsne (nie markety) gdzie można znależć przeróżne specjały n właśnie krew kaczą na czerninę) mało ich bo mało ale jeszcze gdzieś są ;p
W kwestii podawania w całości... hmmm jakiś czas temu na forum były zamawiane pisklaki. To mnie zablokowało. W sensie , żę nie mogłam wyobrazić sobie widoku odgryzionej główki na podłodze w kuchni
_________________ Tysiące lat temu czczono koty jako bogów. One nigdy o tym nie zapomniały.
Ja mięsa jadam niewiele, nigdy więc nie zwracałam na nie szczególnej uwagi podczas zakupów. Byłam na początku w ogóle zdziwiona, że niektóre "części" są w ogóle jadalne i że można je kupić. no i tak poszerzyłam swoją wiedzę
Sama większości tych mięs nie tknęłabym jakby mi ktoś je przyrządził, ale z kota wegetarianina nie zrobię, a dodatkowo mam bardzo "surowo mięso lubnego" ogoniastego.
Taką żywą myszkę to szkoda mielić, po co zabierać frajdę z łapania jej
A tak na poważnie, zdarzyło mi się że kot złapał myszkę i wniósł taką całkiem żywą do domu (chyba chciał się nią podzielić), feee...
Barfuje od: VIII 2010
Udział BARFa: 75-90%
Dołączyła: 29 Wrz 2012 Posty: 257 Skąd: Ostrowiec Św.
Wysłany: 2013-11-27, 09:51
Ja też się uodparniam na "makabrę". Nawet zjadłam wątróbkę i przeżyłam
Mięso i podroby już porcjuję bez problemu, świeżo zabitego przez samochód krwistego zająca tez podzieliłam (wypatroszył i oskórował go mój tata, ja nie mam o tym zielonego pojęcia).
Tak się opatrzyłam na bebechy i krew że bez problemu wzięłam czynny udział w cesarskim cięciu, przejmowałam się tylko pacjentką i szczeniakami a nie tym że krew się leje i trzymam macicę.
Barfuje od: 25.07.12
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 11 razy Dołączyła: 01 Sie 2012 Posty: 4452 Skąd: góry Szkocji
Wysłany: 2013-11-27, 11:34
Ja chyba miałam od początku łatwiej bo mam już tak wgrane chyba fabrycznie, ze takie rzezy są dla mnie bardziej interesujące niż obrzydliwe. Poza tym mam za sobą całkiem pokaźną ilość godzin na sali prosektoryjnej. naoglądałam się piesków, kotków, koników i krówek od środka. jasne, żal zwierzaka ale jednak ciekawość tego co ono ma w środku i jak to działa u mnie zwycięża.
U mnie w domu nie ma specjalnie porcjowania. Kupuję mięso dla psa w takich dużych "kostkach" - czyli to już wstępnie pokrojone. ja tylko muszę wrzucić do zamrażarki. Dużych cześci sarniny też nie kroję - piesa sobie sam poradzi.
Ja początkowo przyglądałem się jak kicia zjada co upoluje. Lepsze to niż Discovery. Opory to miałem jak trzeba było rybę wypatroszyć. Ale po kilku sztukach mi przeszło.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum