Udział BARFa: 75-90% Pomogła: 5 razy Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 1576 Skąd: podlaskie
Wysłany: 2013-06-03, 10:05
Może dać spokój z tymi lekami (atak wyraźnie po tabletce)! Dostała już co miało pomóc, teraz aby jadła, może będzie się regenerować, może należy jej się trochę spokoju !
Barfuje od: maj 2011
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 39 Dołączyła: 29 Gru 2012 Posty: 1350 Skąd: prawie Wrocław
Wysłany: 2013-06-03, 10:17
ale to był antybiotyk.
Nie powinnam raczej przerywać antybiotyku.
No i wczoraj już się cieszyłam, że coś sie rusza z tym noskiem. Tzn. już od 2-3dni kimała pod kołderką cała i nie miała problemów z oddychaniem (czasem tylko "gwizdała" ale to zawsze przez nos.
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 17 razy Dołączyła: 01 Paź 2011 Posty: 1532
Wysłany: 2013-06-03, 11:43
gerda napisał/a:
Może dać spokój z tymi lekami (atak wyraźnie po tabletce)!
antybiotyki rzeczywiście mogą powodować różne niepożadane reakcje, ale obawiam się niestety, że w tym przypadku to nie antybiotyk odpowiada za ten atak, w każdym razie nie jest jego przyczyną pierwotną:-(
Barfuje od: 08.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 22 razy Dołączyła: 07 Sie 2012 Posty: 5339
Wysłany: 2013-06-03, 15:47
Cały czas się zastanawiam nad Małą, nad objawami, zachowaniem, opornością na leczenie, zaangażowanymi środkami i czasem i brakiem poprawy. A z drugiej strony Małe je, pije, chce żyć, tuli się do pani i do psa Ja straciłam w całej mojej historii posiadania kotów, kotkę i dwa kocurki na FIV tzn. na wirusowe zapalenie jamy otrzewnej, dwa na postać wysiękową a jednego na suchą. Żaden z tych kotów nie miał takich objawów jak Mała. Moje nie chciały jeść ani pić, potrafiły wisieć nad miską z wodą pół dnia i nie napiły się, jedzenie też było be, nie miały gorączki, ani kataru ani "płaczących oczek". Jedyny objaw to powiększający się brzuszek, wychudnięcie i obojętność, a ostatni kocurek to nie miał żadnych objawów poza nie piciem i nie jedzeniem. Kroplówki miał a potem operację, bo podejrzenie o niedrożność jelit było (nie wypróżniał się) dopiero jak odszedł, sekcja wykazała, że to była sucha postać tej choroby. Skoro Małe je i pije, wypróżnia się to jest nadzieja, że z tego wyjdzie. Może to marne pocieszenie, ale nie poddawaj się Dieselka
Barfuje od: maj 2011
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 39 Dołączyła: 29 Gru 2012 Posty: 1350 Skąd: prawie Wrocław
Wysłany: 2013-06-03, 17:20
nie, nie, nie poddajemy się
Nowy pomysł. Lecimy jutro z rana do okulisty. Jedno oko się powiększyło w stosunku do drugiego (oczywiście o całej reszty masakry nie wspominam)
Możliwe że to ją tak cholernie boli i sprawia że nie może nawet jeść (pomimo że chce)
Ma lekkie zatwardzenie. Kupy robi po 3dziennie ale mega twarde i ciężko wychodzą.
Jednak rezygnuję z tych testów na FIP. Nie chcę wiedzieć takich rzeczy jeżeli nie są jednoznaczne. Jako że mój portfel cierpi na pustkę, to wolę te pieniądze przeznaczyć na dalszą diagnostykę. I tak nie uśpię kota tylko na jego podstawie.
Po podaniu metacamu Małe "ożyło". Tzn widać że jest nieziemsko chora ale kontaktuje. W przeciwieństwie do wczorajszego wieczoru, kiedy głaskałam kota i nie wiedziałam czy żyje czy nie. Reagowała dopiero jak się ją podnosiło :(
_________________ Paulinka i Dieselek
Maciejka
Barfuje od: 04.2012r
Udział BARFa: 90-100%
Dołączyła: 26 Kwi 2012 Posty: 301 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-06-04, 00:12
Diselko, przeczytałam całą dramatyczną historię zmagań Twoich i Małej.
Widać że się nie dajecie. Jesteście twarde zawodniczki, trzymajcie się
Barfuje od: maj 2011
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 39 Dołączyła: 29 Gru 2012 Posty: 1350 Skąd: prawie Wrocław
Wysłany: 2013-06-04, 12:03
Akujasziego.
Jesteśmy po wizycie u okulistek.
Teraz trzeba pomyśleć co dalej. Czy aby nie jest czas, żeby się poddać......
Oczy szlag trafił. To wszystko jest juz totalnie skopane i posklejane. Płyn nie ma jak odpływać i powoduje to przeogromny ból.
Nie da się tego pozbyć. Dostała krople przeciwbólowe + metacam ma dostawać regularnie.... do końca życia.... jak długo leki będą dawały radę, albo nie rozwalą narządów....
Jedyny cień szansy to to, że te oczy same obumrą. Nie zdarza się to często.
Jest lek, który by zabił te oczy ale u psów to jest 65% szans na nie zabicie zwierzaka - u kotów praktycznie pewność że padnie.
Mamy test na białaczkę - brak. A takie konkretne zmiany jakie są u Małej, występują tylko przy FIPie albo przy białaczce.....
Czyli mamy FIP i umierające oczy.
Morfologii nie udało się zrobić bo było bardzo niskie ciśnienie. Dostała kroplówkę + spakowali nas na drogę (codziennie po 125ml mamy podawać).
Ale nie będę w takim razie jej robiła póki co. Jeżeli poczuje się gorzej tzn że jakiś organ się poddał albo leki nie radzą sobie z bólem. Efekt jak dla mnie, ten sam.....
Teraz musimy sobie na spokojnie to wszystko przemyśleć i zastanowić co dalej robić. Bo Małe to moje najcudowniejsze stworzonko. Ona się ze mną kąpała, spała, jadła i pracowała. nigdy nie miałam kota, który byłby tak zapatrzony, że nawet jak leżałam w wannie to miałam kota na brzuchu.
A tak jęczałam jakieś 2miesiące temu że muszę zrezygnować z wyjazdu do Lwowa bo nie mam co z nią zrobić. Bo psa mogę dać komuś pod opiekę, reszta kotów da sobie radę jeżeli ktoś je będzie dokarmiał. Ale z Małym to nie wchodziło w grę.
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 1 raz Dołączyła: 21 Wrz 2011 Posty: 796 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-06-04, 12:32
Można jeszcze amputować oczy.
Tylko pytanie, czy warto...gdyby to JEDNAK NIE BYŁ FIP...i kot mialby żyć jeszcze przez lata w dobrym zdrowiu, to ja bym sie ani chwili nie zastanawiala.
Ale jesli to jest FIP, to czy warto męczyć (wycieńczonego kota) operacją? :(
Barfuje od: maj 2011
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 39 Dołączyła: 29 Gru 2012 Posty: 1350 Skąd: prawie Wrocław
Wysłany: 2013-06-04, 12:49
Nikt nie poda narkozy i tak poważnej operacji nie zrobi kotu w takim stanie.
Jedyny cień nadziei jest taki, że ja tego FIPa czy inne cholerstwo wytłukę i wyleczę kota (przy ciągłym waleniu w nią makabrycznymi dawkami przeciwbólówek). Wtedy można myśleć o amputacji
Jaka jest na to szansa?
Taka jak na wszystko inne.....
Ale cóż.... obserwujemy. Nie ma w sumie co planować, zostało życie z dnia na dzień. Na bank nie zafunduję jej takiego weekendu jak tydzień temu, że ona się przez ręce lała. Jeżeli kot będzie cierpiał z jakiegokolwiek powodu, to nie będę się łudziła cieniami szansy.
Jeszcze żeby ten kot się poddał. A ona walczy jak lwica. Ma piękne futerko. Jest ciekawa, mruczy jak się ją dotyka, pcha się na kolana. Ogólnie jak z nią siedzę i nie widzę przodu to jest to totalnie zdrowy kot (chociaż chudy). Taki który mruczy, wbija pazurki i się układa na kolanach. Jedno zerknięcie na pyszczek i bajkę szlag trafia :(
Barfuje od: 08.2012
Udział BARFa: 90-100% Pomogła: 22 razy Dołączyła: 07 Sie 2012 Posty: 5339
Wysłany: 2013-06-04, 13:26
Dieselko
Doskonale Cię rozumiem i wiem osobiście jak ciężko jest podjąć decyzje i pozwolić kochanemu zwierzakowi odejść. Ja osobiście uważam, że dokąd jest szansa na uratowanie go, to ratuję, a jak zwierze cierpi i lekami przedłuża mu się agonię, bo szanse na życie ma małe, to wtedy jedyna słuszna decyzja to skończyć jego cierpienia. Ale są wyjątki od reguły i zdrowieją nawet beznadziejne przypadki a Małe walczy, je, pije, cieszy się każdą chwilą.....
Może kryzys minął??? Daj jej jeszcze trochę czasu, jak już tyle zrobiłaś. Decyzję i tak zdążysz podjąć.
Barfuje od: maj 2011
Udział BARFa: 90-100%
Wiek: 39 Dołączyła: 29 Gru 2012 Posty: 1350 Skąd: prawie Wrocław
Wysłany: 2013-06-04, 13:54
ja wiem.
Dlatego mówię, jak długo ona chce to ja będę walczyć razem z nią. Póki co łapię się każdej najmniejszej nawet szansy. I liczę na ten cud.
Ale szansa jest zbyt mała, żebym miała skazywać ją na ból. Ból który jest niby przeogromny.
Dopóki będzie się udawało go opanować to walczyć będziemy. Bo ja nie wyobrażam sobie, żeby Małego miało nie być.
Mam 3koty ale Małe jest najbardziej proludzka. Jedyna jest nakolankowa, więc jest rozpieszczona ponad wszelkie pojęcie. Dodatkowo to jest kot Diesla, on ją wychował. Jak był chory to Małe nie odstępowało go na krok. Jak musiałam jakiś bolesny zabieg mu zrobić, to Małe zawsze się wpychało mi pod ręce, żebym go nie krzywdziła.
Diesel był wtedy zdrowy i mógł wskakiwać na kanapę...
Maleństwo było zdrowe.....
Moje jedyne dwa zwierzaki w 100% BARFowe.....
Przy jednym i drugim każdy się zachwyca, że takie silne, że tak walczą itp.
ale co nam z tego....
Chociaż Diesel przynajmniej żyje (chociaż u pracujacego malamuta z małokurczliwością serca, fakt że z dnia na dzień wyleciał z zaprzęgu na "kanapę, też nie wróży długiej i spokojnej starości)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum